Stresura młodego człowieka
Od kilku miesięcy niemal codziennie boli mnie brzuch. Kłuje mnie coś od środka, ściska, czasem bulgocze. Bywa, że przez ten ból chce mi się płakać. Nie dlatego, że tak boli, tylko dlatego, że boli nieustannie.
Byłam jakiś czas temu na pewnym przedstawieniu, gdzie Królewna Śnieżka – Morderczyni powiedziała: „Bo nasze życie wygląda mniej więcej tak: żyjemy, umieramy. A w międzyczasie boli nas brzuch”. I ja mam właśnie takie życie. Oprócz tego oddychać nie mogę. Czasem próbuję nabrać głębiej powietrza i tylko świszczę głupio. Postanowiłam więc skorzystać z mojej karty ubezpieczeniowej i udać się do lekarza.
Czas na dykteryjkę.
Przychodzi baba do lekarza.
– Dzień dobry. Wiecznie boli mnie brzuch i mam problemy z oddechem.
– Stresuje się pani czymś?
– Nie, wiodę szczęśliwy żywot.
– Niemożliwe. Jeszcze nigdy w życiu nie widziałem szczęśliwej dwudziestolatki!
Słabe? Bo to niestety nie był dowcip…
To była już druga wizyta. Poprzednio USG brzucha nic nie wykazało. Płuca też czyste. Więc skąd problemy? Diagnoza: STRES. To doprawdy niedorzeczne, pomyślałam. Przecież jestem szczęśliwa, nie mam w życiu większych problemów, wszystko mi się udaje. Czym miałabym się stresować? „Nigdy w życiu nie spotkałem szczęśliwej dwudziestolatki” – mówi Ten Mądry. Co on, zna samych facetów po sześćdziesiątce?! Ostatecznie przepisał mi dwa lekarstwa. W obu ulotkach eufemistyczne wzmianki o tym, że najprawdopodobniej zaliczam się do grona tych, którzy wciąż przestępują z nogi na nogę nie z powodu pęcherza. Ani zimna.
Boimy się, że nie damy rady, nie udźwigniemy ciężaru skończonego dzieciństwa
A potem wyszło szydło z worka… Zaczęłam się zastanawiać nad sprawą. I doszłam do wniosku, że rzeczywiście! Młodzi ludzie się stresują! Wkraczają w dorosłość i kończy się sielanka. Już nie mamy praw do problemów z dzieciństwa. Wypływamy na przestwór oceanu samodzielności i odtąd sami musimy zacząć nawigację. Niektórzy są lepiej, inni gorzej do tego przygotowani. Stąd pochodzą nasze stresy. Boimy się, że nie damy rady, nie udźwigniemy ciężaru skończonego dzieciństwa. Przychodzą nowe, poważne problemy. Ja po raz pierwszy poczułam się dorosła, kiedy pocztą przyszedł rachunek. Do mnie. Na moje imię i nazwisko. I sama musiałam go zapłacić. Teraz płacę co miesiąc i mimo rutyny co miesiąc muszę się tym martwić! Tak więc pierwsze rachunki do zapłacenia, pierwsza praca, pierwsze zarobione pieniądze, pierwszy wynajęty pokój – wszystko to sprawia, że zderzamy się z czymś nieznanym i wywołuje to w nas wewnętrzne trzęsienie ziemi.
Co ugotować na obiad? Kiedy zrobić zakupy? Co będę robić po studiach? Co będę robić w trakcie studiów! Jak się rozwijać? Gdzie zdobywać doświadczenie? Skąd wziąć pieniądze na rower? Skąd wziąć pieniądze na kartę miejską? Jak dotrzymać kroku innym? Jak się skręca tę meblościankę? Gdzie jest najbliższy weterynarz? Co właściwie obejmuje moje ubezpieczenie? Do jakiego lekarza udać się z przewlekłym bólem łokcia? Jak realizuje się przekaz pocztowy? Jak poprawnie wypełnić PIT? Jak się właściwie ustawia kanały w telewizorze? Jak napisać podanie do dziekana? Tyle zmartwień! Wcześniej też były, ale wcześniej był też ktoś, kto robił to za nas…
Przed chwilą przecież byli rodzice, którzy o wszystko zadbali. Teraz są gdzieś daleko. Przed chwilą pani w szkole przymknęła oko na nieodrobioną pracę domową. Teraz wykładowca jakoś dziwnie nie chce przymknąć oka na niewykonaną pracę semestralną. Przed chwilą mama przytuliła, gdy upadł lód. Teraz szef nie chce pogłaskać po główce, gdy upadł projekt. Młodzi ludzie tylko siedzą w domu i siwieją. Chcieliby się bawić, ale nie mają za co. Chcieliby podróżować, ale nie mają za co. Chcieliby się doszkalać, ale nie mają za co. Chcieliby realizować swoje pasje, ale nie mają za co. Więc siedzą tylko i siwieją.
Zamiast się nie dać! Zamiast znaleźć sobie pracę i zarobić na te swoje marzenia! To przecież nie jest tak, że świat jest zły. To my źle wykorzystujemy jego możliwości. Nie będzie łatwo, to fakt. Zderzymy się z rzeczywistością jeszcze nieraz w taki sposób, że ból głowy długo nie ustąpi. Ale jesteśmy młodzi i warto walczyć o samych siebie! Wziąć się w garść i zamiast się zamartwiać kłopotami, to spróbować ze wszystkich sił je pokonać. Nie ten jest dorosły, kto ma dorosłe problemy, tylko ten, kto umie je rozwiązać.
Stres jest nieodłącznym towarzyszem naszej codzienności, starajmy się więc go oswoić
Wracając do mojej wizyty u lekarza. Skoro jestem szczęśliwa, to czemu zostały mi przepisane – jak nazywa je moja koleżanka – „prochy na chillout”? Zdaje się, że większość z nas odpowiedziałaby lekarzowi tak jak ja. Oznacza to, że albo ukrywamy przed innymi powody swojego stresu, albo ich nie dostrzegamy, nie przyjmujemy do wiadomości, że się czymś stresujemy, całkowicie odrzucamy tę możliwość. To błąd! Stres jest nieodłącznym towarzyszem naszej codzienności, starajmy się więc go oswoić. Jeśli jesteśmy szczęśliwi, żyjmy jak ludzie szczęśliwi. Prawda jest taka, że wszyscy jesteśmy jak koty, które zawsze spadają na cztery łapy. Pamiętacie, co powiedział nam Ernest Hemingway ustami Starego Człowieka, tego od Morza? „Człowieka można zniszczyć, ale nie pokonać”. Skoro stres nas niszczy, a i tak nie pokona, to my pokonajmy stres: szczerzmy zęby do życia i pokonujmy systematycznie wszelkie nasze troski.
Wasze zdrowie!