Studia – prawdy i mity

Archiwum / 10.01.2010

Czy wiesz, że w zeszłym roku miss Politechniki Warszawskiej została studentka informatyki? I wcale nie musiała się golić! Studiując medycynę, wcale nie musisz mieć czaszki pod łóżkiem, a przyszli prawnicy w garniturach wcale nie są nadęci. Zanim skrzywisz się na myśl o brudnym informatyku – sprawdź, co na popularnych kierunkach studiów jest smutną prawdą, a co tylko śmiesznym stereotypem.

Na prawie stoi się w kolejkach

Prawo, prawo, prawo… Nie tylko popularny kierunek, lecz także popularne słowo. Lanserskie. „Jestem na prawie” – to brzmi dumnie. Tylko czasem okazuje się, że taki człowiek jest potem w na-prawie… Populację studentów tego kierunku trafnie określi miano „rój”. Jak mówi Tomek, „jest ich potwornie dużo i dostają najlepsze kąski z uniwersyteckich budynków, sal, etc.”. Studenci potwierdzają: ich sale są na poziomie, ale do sali wykładowej muszą niekiedy stać w kolejce, choć nie mają pewności, czy się dostaną. „Zdarzało się, że na jeden wykład przychodziło 1000 osób” – to doświadczenie jednego z moich rozmówców z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Pozytyw: to oznacza, że wykłady bywają ciekawe! (Pesymista zripostuje, że egzaminy pewnie trudne i dlatego ludzie chodzą…).

Prawo, lewo, góra, dół, mało zajęć – to jest cool! „Większość zajęć jest na luzie”, twierdzi wyluzowany Bartek. Studenci prawa dość nieśmiało przyznają, że zajęć na uczelni jest niewiele. Zaraz jednak bronią swej pracowitości i zapewniają, że ten czas wykorzystują na odbywanie praktyk i cenne zdobywanie doświadczenia.

Prawo, lewo, dół i góra, nie ma tu żadnego króla! To nieprawda, że studenci prawa chodzą z chusteczkami higienicznymi od Calvina Kleina! „Niedouczone dzieci w Lacoste i Tommym, które chcą być prawnikami, żeby zarabiać jak tatuś”, szufladkuje Marzena. Stwierdzeniem tym oburza się Ania: „Pewnie są takowe, ale ja nie miałam okazji ich poznać. Sama ubieram się w tanich sklepach, a mój tatuś jest magazynierem”.

Prawo, góra, dół i lewo, masz kontakty? Won na drzewo! Wszyscy niedoszli prawnicy zaprzeczają powszechnej opinii, że bez kontaktów i „wtyków” nie da rady. Oczywiście pomagają, ale nie są niezbędne. „Bzdura. Ja nie mam nikogo z rodziny w tej branży i jakoś kończę już 5 rok. Robert ma i w niczym mu to nie pomogło”, zamyka temat Ola.

Prawo, lewo, no i dół, będziesz tylko kuł, kuł, kuł! Tu akurat studenci prawa smutno przyznają rację. Choć zajęć jest mało, to nauki dużo. Jest ciężko, objętość niejednego podręcznika przeraża, nierzadko pamięciowe zapamiętanie materiału przyprawia o ból głowy. Nie przerażajcie się jednak łaciną! Zgodny chór powtarza: łaciny jest niewiele. Zatem, jak widzicie, jeśli chodzi o prawo, są pewne pro et contra.

Pisać każdy może

„Pisać i śpiewać może każdy, ale z różnym skutkiem. Studiujesz dziennikarstwo, żeby wiedzieć, jak napisać artykuł, a jak komentarz. Jak relację, a jak esej. Większość nie widzi w tym różnicy. Studia wyrabiają też u studentów charakter i styl pisania” – to jest wypisane na tarczy, którą Piotrek broni swojego kierunku. Dziennikarstwu zarzuca się, że żeby pisać dobrze – nie trzeba kończyć studiów. Nauczysz się tego w praktyce. „Kierunek, którego nie musisz robić, a dziennikarzem możesz być – to strata czasu”, deprecjonuje Łukasz. Moja mejlowa rozmówczyni (pisze pięknym językiem!) zupełnie nie zgadza się z tą opinią. Informuje niedoinformowanych, że dziennikarstwo to nie tylko „pisanie do gazety”. „To również filozofia, psychologia, etyka, fotografia, reklama, PR, marketing, a nawet programowanie (…) Pod pojęciem dziennikarstwa rozumie się głównie prasę, a przecież na dziennikarstwie istnieje wiele specjalizacji, począwszy od wspomnianej prasy, poprzez dziennikarstwo internetowe, telewizyjne, radiowe, reklamę, fotografię, edytorstwo i edukację medialną”. Nikt jednak nie odważy się zaprzeczyć opinii, że absolwenci tego kierunku nie mają wiedzy. Może i pisać umieją świetnie, ale nie mają o czym! Uczą się tam wszystkiego, czyli niczego. Najpierw wiedza, potem technika – to rada dla osób pragnących robić karierę dziennikarską. Chociaż Zuza nie widzi wielkiego problemu, a atak, że studenci dziennikarstwa piszą prace magisterskie z „Tańca z gwiazdami”, odpiera dzielnie: „Studenci technologii żywienia piszą prace magisterskie na temat czekolady”. To może jeszcze przestroga Mateusza na koniec: „Kokosów się na tym nie zarobi”.

Nie wszyscy informatycy są garbaci

Jaki obraz staje wam przed oczami, kiedy myślicie „informatyk”? Albo lepiej: „student informatyki”? „Długie przetłuszczone włosy, satan forever, głównie mężczyźni (jeśli dziewczyna, to ma wąsy), outsiderzy” – tak widzą to moi rozmówcy. Obalamy! Tak było kiedyś, teraz jest inaczej. Wojtek chwali sobie, że na „informatykę idą teraz coraz bardziej normalni ludzie, pojawia się też coraz więcej dziewczyn”. Zaznacza, że trafiają się takie niewiasty, przy których nie masz wątpliwości, czy podać rękę, czy pocałować w policzek. Uff! Pora przejść do konkretów. Krąży opinia, że maturzyści wybierają informatykę dla pieniędzy. Rynek potrzebuje komputerowców. Tak, da się na tym zarobić. Jednocześnie jednak należy pamiętać o tym, że panuje tu olbrzymia konkurencja. Zatem można uzyskać wysoką pensję, ale trzeba o to zabiegać. Studenci informatyki nie śpią. To znaczy śpią, ale z rzadka. Raz rozkręcone tęgie umysły potrafią się kręcić bardzo długo. To wymagający i trudny kierunek. Oglądałam kiedyś program na Discovery – wypowiadał się tam pewien Japończyk (Azjaci znani są z matematycznych zdolności). Mówił mniej więcej tak: „Wstaję o piątej, trochę się uczę, potem jadę na uczelnię, w przerwach między zajęciami się uczę, wracam wieczorem i się uczę, jem kolację, a po kolacji się uczę. O dwudziestej trzeciej jestem wolny i wreszcie mam czas, żeby… coś poczytać”. Chyba był studentem informatyki?


Chirurg nie ma dzieci

Najczęściej pojawiająca się opinia o medycynie to taka, że przyszli lekarze nie mają życia osobistego. Niewtajemniczeni twierdzą, że tam nie ma na to po prostu czasu! Justyna z wydziału lekarskiego mówi: „Ja przysięgam, że jest czas nawet na miłość i dziecko! Niestety, odbija się to w ocenach: powiedzmy 3 i 4, a czasem nawet 2 do poprawienia”. Coś za coś. Inni moi rozmówcy są nastawiani jeszcze bardziej pozytywnie i twierdzą, że spokojnie znajdują czas na wyjścia do pubu ze znajomymi. Justyna dodaje: „Z tego, co obserwuję kolegów z roku i wyższych lat, ludzie, którzy wybierają nieprzespane noce i brak życia osobistego, chcą być chirurgami, anestezjologami (czyli życie układają pod kątem zawodu)”. Czyli co – medycyna to bajka, nie trzeba się uczyć? Niestety nie. Ogrom nauki został potwierdzony przez studentów. „Przeżyć pierwszy roku to tak, jakby już skończyć”, mówi o tych studiach moja koleżanka z pedagogiki. Pytam Andrzeja, co o tym myśli: „Krąży powiedzenie, że jak zda się anatomię, to już wiadomo, że skończy się te studia. A jak zda się farmakologi
ę, to wiadomo kiedy”. Nauki jest dużo, ale wszystko jest do zrobienia. Po pierwszym roku jest największy odsiew, choć – paradoksalnie – wcale nie jest tam najwięcej nauki. Jak przetrwasz pierwszy rok – masz z górki. Czekają cię chwile zwątpienia i stronice usiane drobnym maczkiem do zapamiętania, ale warto: „Po medycynie zawsze znajdzie się pracę”, pociesza Jola z piątego roku.


Sam sobie nie pomożesz

Od moich rozmówców słyszę, że na psychologię idą głównie kobiety. Dziwne kobiety. Kobiety z problemami. W ogóle ludzie z problemami idą na psychologię… Ile w tym wszystkim prawdy? Pytam Maćka z piątego roku. Potwierdza, że spora część osób ubiegających się o miejsce na jego uczelni ma nadzieję, że te studia pomogą im wyleczyć złamane serce lub poradzić sobie z utratą bliskiej osoby. „Jednak dość szybko można zauważyć, że to myślenie jest błędne. Lekarz sam się nie zoperuje, psycholog sam nie przeprowadzi swojej terapii”. Potwierdza też, że jest tu znaczna przewaga kobiet, ale zaprzecza poglądowi, że są one „dziwne”. Jeden z moich kolegów orzekł krótko: „Dla leniwych”. Jest w tym sporo prawdy! „Owszem, nie trzeba wkuwać nie wiadomo ile, jak na medycynie, i nie trzeba robić tysięcy zadań, jak na matematyce, ale do wielu przedmiotów trzeba albo się przyłożyć, albo umieć to zrozumieć. Chociaż faktycznie liczba zajęć jest stosunkowo mała w porównaniu np. z fizyką”, komentuje Basia. Kolejna moja rozmówczyni twierdzi, że w dzisiejszych czasach wszyscy potrzebują psychologa, dlatego warto to studiować. Studenci tego kierunku zaznaczają jednak, że psychologia to nie tylko terapeuci! Na rynku terapeutów jest ciężko: duża konkurencja i trudno się wybić. „Istnieje szereg innych specjalizacji: psychologia organizacji i pracy, psychologia środowiskowa, wspieranie rozwoju osobowości (trenerzy)”. Zatem po tym kierunku nie musicie wysłuchiwać tylko osób, które słyszą głosy. Możecie odnaleźć się w różnych profesjach, w niektórych z nich nie będą nawet potrzebne wysokie zdolności społeczne.


Dodawanie i odejmowanie dla donkiszotów

Na hasło „ekonomia” większości z nas pojawia się przed oczami czołówka Matriksa. Niekończące się słupki cyfr, skomplikowane działania, spanie z kalkulatorem. Mit! Nieprawda, że ekonomia to sama matematyka. Okazuje się, że kierunek ten należy do nauk humanistycznych. „Mamy tu do czynienia ze znacznie większą liczbą przedmiotów natury teoretycznej czy analitycznej niż przedmiotami takimi, jak statystyka czy ekonometria, które to zresztą odpowiadają za największy ból głowy studentów”, Jarek z trzeciego roku uspokaja romantyczne umysły. Mimo wszystko jednak studiuje tu dużo więcej mężczyzn niż kobiet. Dlaczego? Karol przypisuje tym pierwszym o wiele większe zdolności analityczne, które są pożądane przy tego typu studiach. „Dzięki nim mężczyźni są w stanie wyciągać trafniejsze wnioski, a co za tym idzie – podejmować również trafniejsze decyzje”. Po chwili jednak, ku pokrzepieniu kobiecych serc, dodaje: „Oczywiście nie jest to żadną regułą, bo na studiach mam też głupich kolegów”. Jola studiująca historię stawia tezę: „Prawie nikt tutaj nie interesuje się naprawdę ekonomią, ci ludzie nie mają własnego zdania”. Potwierdzamy! Okazuje się, że na ekonomię idą ci, którzy początkowo wcale nie wiążą z tym przyszłości i są trochę niezdecydowani. Studenci przyznają, że mało tu konkretów. Na przestrzeni uczelnianych lat wciąż wahają się, co ze sobą zrobić w przyszłości. Musisz wiedzieć, czego chcesz od życia, bo – jak ostrzega Damian – „kończysz studia i albo zostajesz kimś, albo nikim”.

Wybierając kierunek studiów, kieruj się twardymi statystykami danej uczelni, ale pamiętaj również o nawiązaniu kontaktów ze studentami. To oni powiedzą ci, jak jest naprawdę – co z oferty uczelni sprawdza się doskonale, a co jest tylko fikcją.

 

 

pwd. Marta Szewczuk