Stworzyła więc Prawiek…

Archiwum / 17.10.2010

Zaczęło się niewinnie – w szkole polecili przeczytać – przeczytam, nigdy nie stroniłam od książek. Więcej nawet, autorka to laureatka Nike z 2008 roku, wielokrotnie do niej nominowana i nagradzana kilkukrotnie przez czytelników. Czemu nie przeczytać? A nuż widelec rzeczywiście dobra lektura? Jej książki pochłonęły mnie bez reszty.

Są książki i ich twórcy, o których się wie – bo są akurat modni, właśnie coś napisali (a czy to, co napisali jest warte przeczytania, czy szkoda na to czasu – to już inna sprawa), bo są kontrowersyjni albo poruszają palący problem, sięgają po aktualne tematy; są trudni, czyli należy ich znać albo należą do tych, co piszą dla mas, wtedy wypełniają nasz wolny czas prostą lekturą. W każdym przypadku – wiemy, że są, że piszą. Ale gdyby zapytać nas, co piszą, ba!, o czym piszą – pojawia się na twarzy zakłopotany uśmiech, z pamięci przywoływane zostają wszystkie zasłyszane szczątki informacji…

„Nie ma żadnych Kielc […] tutaj się wszystko kończy […], ludzie wyruszają w podróż, dochodzą do granicy i tu nieruchomieją. Chyba im się śni, że jadą dalej, że są Kielce i Rosja.”

Książka, po którą sięgnęłam tych kilka lat temu, niemal przypadkiem, zaczynała się niewinnie. Ot, zwykła historia świata, który żyjąc – rodzi się, rozwija i umiera. Ludzie są, z dzieci przemieniają się w dorosłych, dają życie kolejnym pokoleniom, by ostatecznie odejść i zwolnić miejsce swoim wnukom. Ich krótkim żywotom towarzyszą przedmioty codziennego użytku, jak choćby młynek do kawy (do dziś o nim pamiętam, zdawałoby się – drobiazg). Są jakieś dzieci i ich zabawki, są młodzieńcy i panny, jedni w drugich zakochani. Są rodzice, dziadkowie. Gdzieś w tle pojawia się wojna, przychodzą żołnierze z krzywdzącymi czynami, pojawia się smutna rzeczywistość dążenia do życia w mieście, obalane zostają marzenia, inne spełniane. Co w tej książce jest? Przecież zwykła historia nie mogłaby przyciągać tak uwagi krytyków, jak opowieść o stworzonym przez autorkę Prawieku. Nawet, jeśli owy Prawiek to miejsce magiczne, nieistniejące dla reszty świata, może trochę zaczarowane, strzeżone przez anioły.

Skończyłam książkę. W środku nocy, z bijącym sercem, czując na policzkach zaschnięte ślady łez, niemogąca zasnąć. Jednak nie rozwiązałam zagadki krytyków. Zrozumiałam za to, dlaczego dobrze się stało, że jeszcze i ja jedna przeczytałam tę książkę.

Przyciągnęła historia przedmiotów, które trwają, kiedy ludzie na jedną tylko chwilę pojawiają się w ich świecie. A to jedynie fragment tego, co można znaleźć w książce.

Olga Tokarczuk napisała piękną, choć smutną i niekiedy ciężką (właśnie tak uważam – ciężką dla wszystkich wrażliwych ludzi, którzy czytając, czują książkę całym sobą) opowieść, o której mówić można wiele, ale żadne streszczenie nie odda jej charakteru, przynajmniej ja jej streścić nie umiem.

Potem zaczęły się polowania w bibliotece na kolejne tytułu. Po „Prawieku i innych czasach” przyszła pora na jej drugą książkę, „E.E.” oraz najnowszą – „Bieguni”. To już nie było to samo, ale wciąż dobre. Spotkałam się gdzieś z opinią, że u Tokarczuk każde słowo jest ważne, żadnego nie dałoby się usunąć, zastąpić innym. I tak rzeczywiście jest.

Po raz drugi odkryłam autorkę, kiedy, znów przypadkiem, w moje ręce dostał się „Dom dzienny, dom nocny” – książka zbudowana w bardzo podobny sposób jak „Prawiek…” – wiele przeplatających, nakładających się na siebie, często niedokończonych, urwanych historii. I znowu nie skończyło się na jednym przeczytaniu, ponieważ dopiero po pierwszym razie zaczyna się prawdziwa lektura – składanie historii, przekładanie i układanie fragmentów w nową całość.

Olga Tokarczuk jest ceniona przez krytykę, ale nie z tego powodu należy ją poznać. Jej powieści pomagają dostrzec nam, jak bardzo jesteśmy zapatrzeni w czubek własnego nosa, jak wiele jest w nas zakłamania, jak niewiele refleksji, jak mocno wpisani jesteśmy w schematy… Budzą czasem strach, kiedy dotykają tematu naszej śmiertelności, słabości i kompleksów. Ale są pięknymi historiami o zwykłych sprawach, które każdego dnia i nam mogą się przytrafić. A przede wszystkim pomagają dostrzec piękno w najmniejszym drobiazgu.

Polecam, na wzbogacenie wiedzy przed lekturą jakiejkolwiek jej powieści wywiad, jakiego udzieliła w 2009 podczas Conrad Festiwalu: