Świat według reality

Archiwum / 22.11.2010

1073926_security_cameraJesteśmy podglądaczami. Życie innych interesuje nas nie mniej niż nasze własne. Oczywiście najlepiej jest znać te najbardziej intymne informacje, których nigdy normalnie byśmy nie podali do ogólnej wiadomości. Ktoś kiedyś odkrył tę naszą wścibską cechę. Ktoś potem odważył się otworzyć przed kamerami. Z tego połączenia powstał hit.

Pierwsze reality show (The Real World) powstało nie gdzie indziej, jak w Stanach Zjednoczonych. Ma staż godny Mody na sukces – gości na ekranach od 1992 r., od 23 sezonów. Pomysł jest prosty: siedem obcych sobie osób zostaje zamkniętych w jednym domu. I nie, nie mylcie tego z Big Brotherem – to już inna bajka.

Polacy reality show zaczęli poznawać 10 lat temu, kiedy w telewizji pojawiły się takie programy jak Big Brother i Idol. Zaraz po nich, jak grzyby po deszczu, wyrosły inne „hity”: Bar, Dwa Światy, Łysi i blondynki… Wystarczy wpisać w Google „reality show”, a wyskoczą dziesiątki produkcji, które nazwać „kiepskimi” to komplement. Obok nich powstały programy angażujące gwiazdy: Jak oni śpiewają, Taniec z gwiazdami, Gwiazdy tańczą na lodzie, a gwiazdy… są żenujące. Mimo to ludzie to jednak oglądają. Dlaczego?

Na podstawie wieloletniego zainteresowania kulturą masową i – powiedziałabym – fascynacji plastikiem, można stwierdzić, że ludzie uwielbiają upodlenie. Na początku było to podglądanie, teraz producenci poznali grunt i zasiewają coraz to odważniejsze programy. Jurorzy gnoją według własnego uznania na oczach milionów widzów potencjalnych piosenkarzy, tancerzy czy kogokolwiek, kto im podejdzie pod rękę, a tłum przyklaskuje. Nie ma co wierzyć sloganom: show tego typu nie jest po to, by komuś pomóc w karierze, lecz po to, żeby publika mogła się bawić. A głównie bawi się, oglądając porażki. Najwięcej oglądalności mają odcinki, gdzie widać klęskę, zło, chamstwo i agresję (doskonale to pokazuje polski film Show, który wciąż uznawany jest za komedię). Obecnie popularnością cieszy się nowy program Top model, gdzie ładne dziewczyny muszą tarzać się w błocie, pozować do zdjęć sprzecznych z ich ideami, biegać na poligonie. Gospodynie domowe zapewne ukrywają mściwe uśmieszki. A widz zaciera z uciechy ręce i myśli: dobrze wam tak! Prawdopodobnie wynika to z tego, co na co dzień w nas ukryte – tych mrocznych, zwierzęcych instynktów, przez które niektórzy nie wahają się używać przemocy, katować, a nawet zabić. Jednak w Polsce jeszcze nie jest najgorzej. Dowody?

Francją wstrząsnęło reality show Strefa ekstremalna – gra śmierci. Głównym bohaterem była osoba, której zadawano pytania; gdy odpowiadała źle, zostawała rażona prądem przez uczestników programu. Mimo wyrażania ogromnego bólu i błagań o zakończenie tortur, większość uczestników nie zaniechała swoich działań. Pieprzu do całej historii dodaje fakt, że rażony prądem tak naprawdę nie był nikt – odpowiadający na pytania był wynajętym aktorem. Eksperyment przeprowadzono, by zbadać, jak daleko mogą posunąć się ludzie, by wygrać. Nie bez znaczenia była też presja kamer i otoczenia. Okazało się jednak, że część krzywdziła niewinnego, bo po prostu dostała takie polecenie.

Niesłabnącą popularnością cieszy się także kontrowersja: im bardziej naginający zasady moralne program, tym lepiej. Mowa o De Grote Donorshow (Wielki Show Dawcy), emitowanym w 2007 r. w Holandii. Występowały w nim osoby potrzebujące przeszczepu nerki. Widzowie mieli zdecydować SMS-owo, kto dostanie nerkę śmiertelnie chorej kobiety (która zresztą również okazała się aktorką – chorzy jednak byli chorymi naprawdę). Program okazał się na tyle kontrowersyjny, że zainteresowała się nim Komisja Europejska.

http://player.omroep.nl/?aflID=4704016&md5=76cce8b2c1b9b89a307fdd6d4d4cc6ab

Baltazar Gracian Y Moralez mawiał, że głupim nie jest ten, kto popełnił jakieś głupstwo, lecz ten, kto nie umie tego głupstwa ukryć. Najwidoczniej teraz jest moda na nieukrywanie głupoty, a nawet przeciwnie – epatowanie nią. Bo jak określić program o intrygującym tytule Paris Hilton’s My New BFF (Paris Hilton – Kumpela na zabój)? Polega on wyłącznie na tym, że garstka ludzi poniża się, żeby móc „kumplować się” z autorytetem, jakim jest Paris Hilton. Zwycięzcom gratulujemy – pozazdrościć koleżanki.

http://www.youtube.com/watch?v=hY3JkFutS9s

Tylko czekać więc na powstanie reality na podstawie którejś z powieści Stephena Kinga. Napisał dwie takie, niemalże wizjonerskie, książki o reality. Wielki marsz, gdzie główny bohater bierze udział w „zawodach” – rusza w trasę w stuosobowym tłumie i nie może się zatrzymać (kto się zatrzyma, przegrywa… zostaje zastrzelony). Bo zwycięzca może być tylko jeden. Żywy. Druga to Uciekinier – książka pokazująca, co szokującego potrafi wykształcić ludzki umysł. Głównym bohaterem jest zdesperowany Ben Ruchards, który udaje się do telewizyjnej stacji Free Vee. Przyjmuje go ona do gry po przejściu testów fizycznych. Wziąć udział mogą tylko ci najsłabsi, np. chorzy na serce grają w Treadmill to Bucks (uczestnicy coraz szybciej muszą biegać po balu zanurzonym w wodzie). Ben już na wstępie zostaje poinformowany, że nikt nie przeżył dłużej niż tydzień.

Wszystkie te informacje mogą wydawać się porażające, lecz – co tu wiele mówić – powoli stają się rzeczywistością. Strach pomyśleć, co będzie za kolejne 10 lat. Na szczęście zawsze pozostają japońskie teleturnieje, dzięki którym można się pośmiać. Przez łzy.

http://www.joemonster.org/filmy/5902/Japonska_pilka_nozna