Szkoła za Lasem

Archiwum / 04.05.2007

Wybrany obrazKwietniową porą w położonej u stóp gór Marianówce dolnośląscy wędrownicy spotkali się po raz kolejny. Tym razem zamiast posługiwać się markerem i szarym papierem naszymi pomysłami wymienialiśmy się w praktyce: piekliśmy chleby, robiliśmy „Ruskie Świece”, nawiązywaliśmy łączność radiową z całym światem…

 

 

Często jest tak, że wędrownicy pochłonięci służbą zapominają o innej harcerskiej aktywności. Pracując w szczepach, drużynach i hufcach nie mają czasu by rozwijać swoje własne zainteresowania, czy specjalizować się w konkretnych dziedzinach. O ile nawet służba i brak czasu nie są przeszkodą, to staje się nią wypalenie, brak pomysłów. W wielu środowiskach brakuje po prostu wędrowników – specjalistów, którzy byliby źródłem inspiracji dla innych.

 

Pomyśleliśmy by zacząć działać

 Nasunął się jedyny słuszny wniosek „ Któż ma ich zainspirować, jak nie my – rodzimy referat?”. Postanowiliśmy zorganizować warsztaty, już nie metodyczne, jak to zwykliśmy czynić do tej pory, ale czysto praktyczne. Zrodził się pomysł Szkoły za Lasem, a więc spotkania pobudzającego do samorozwoju, którego uczestnikiem może być każdy wędrownik. Spotkania, które będzie zarazem okazją do dzielenia się tym, co już potrafimy z innymi wędrownikami, do pokazania innym jak stać się mistrzem w danej dziedzinie.

 

A tak było na pierwszej Szkole za Lasem…

 Po piątkowej integracji uczestników oraz krótkich zajęciach dotyczących osiągania indywidualnych celów, w sobotę rozpoczęła się „właściwa” Szkoła…

Rankiem w ramach zajęć puszczańskich każdy z uczestników (warto dodać, że przeważały uczestniczki) musiał się nieźle natrudzić, by przy pomocy ręcznej wiertarki wykonać tak zwaną „Ruską Świecę”, a więc wydrążony pieniek przypominający mały piec, dający światło oraz sporo ciepła, który może się przydać na niejednej wędrówce zarówno do ogrzania się, jak i do przygotowania ciepłego posiłku.

 

W południe przyszła pora na zmagania z wiatrem. Udaliśmy się na wielką polanę, by spróbować swoich sił z paralotnią na plecach. Pomimo, iż loty z oczywistych względów nie wchodziły w rachubę, sama możliwość ubrania uprzęży i postawienia skrzydła na wietrze okazała się nie lada  przygodą.

Po obiedzie wróciliśmy do puszczaństwa. Nadszedł czas na najdłuższe i najbardziej pracochłonne zajęcia, których finał okazał się niezwykle smaczny. Po czterogodzinnej pracy (kopaniu, budowaniu, paleniu ogniska) mogliśmy spróbować chleba upieczonego w samodzielnie wykonanych piecach ziemnych.

 

Pierwsza część wieczoru upłynęła pod znakiem łączności. Radiostacja i wielometrowe anteny pozwoliły nam nawiązać kontakt z mieszkańcami całej Europy, co zgodnie z łącznościowym zwyczajem zostanie potwierdzone przez wysłanie pamiątkowych  pocztówek.

 

Na koniec nieco zmęczeni, ale wciąż pełni zapału wyplataliśmy słowiańskie krajki w ramach zajęć ze zdobnictwa.

 

Co dalej?

W niedzielę przyszedł czas na pożegnanie, poprzedzone wspólną jajecznicą i rozdaniem ręcznie wykonanych warsztatowych plakietek. Żegnaliśmy się naładowani pomysłami i pełni sił do dalszej wędrowniczej pracy.

 

A w poniedziałek jedni byli już zapisani na obóz łącznościowy, inni zaczynali zbierać pieniądze na kurs paralotniarski,  i miejmy nadzieję, że wszyscy oczekiwali na przyszłoroczną edycję Szkoły za Lasem.

 

Anita Radziszewska– 23 DH Skaut z Krotoszyna, Dolnośląski Referat Wędrowniczy
Foto: Grzegorz Samorek