Taki sobie adwenczer

Archiwum / Piotr Popow / 24.03.2009

Jeśli lubicie, kiedy jest wam zimno, jesteście głodni, a zmęczenie ogarnia wasze ciała i jeszcze lubicie za to płacić, to znaczy, że  On-Sight Adventure Race 2009 był dla was!

Wszystko zaczęło się 13.03.2009… Nagle pchany jakąś niepohamowaną żądzą postanowiłem: startuję w On-Sight Adventure Race 2009! Chwilę później zmieniłem trochę treść postanowienia: startujemy w On-Sight Adventure Race 2009! (Tak to bywa, jak człowiek nie czyta regulaminów).

Team przyjął wiele znaczącą nazwę „Team Więcej Niż Jedno Zwierzę?”.

Raz–dwa została uzbierana męska część teamu (na razie bez nazwy) i pojawił się pierwszy problem: nie mieliśmy samicy!  Po wielokrotnych pytaniach: jesteś odważna i dzielna? Chcesz spróbować czegoś nowego, niesamowitego? Przeżyć prawdziwą męską przygodę? I wielu odpowiedziach: „eeee lubię Cię i w ogóle, ale… NIE”, jedna dzielna młoda kobieta dołączyła do drużyny (inna sprawa, że rozchorowała się na dzień przed startem i wielkie poszukiwania zaczęły się na nowo, by ostatecznie do naszej ekipy dołączyła nowa odważna i twarda młoda kobieta – nasza tajna broń i maskotka zarazem). Reszta formalności przebiegła bezproblemowo… Team przyjął wiele znaczącą nazwę „Team Więcej Niż Jedno Zwierzę?”.

Piątek 20.03.2009

Oborniki Wielkopolskie. „Team Więcej Niż Jedno Zwierzę?” (dalej zwany po prostu „Team Więcej Niż Jedno Zwierzę?”) dociera do miejsca zakwaterowania zawodów. Zajmuje strategiczne miejsce noclegowe w bramce i oddaje się harcerskim zabawom w stylu meldowanie, taj-czi (nie mylić z tai-chi), MMA, przyglądanie się grze w „słoneczko”, lansowanie. Zjada wysokoenergetyczną kolację oraz niszczy psychologicznie inne ekipy („Słyszeliście nowe plotki? Jakie? Że przegracie”). Aha! I – oczywiście – przygotowuje się do startu następnego dnia.

W międzyczasie rusza Trasa Długa (133 km w 24 h), na której startują Superludzie, którzy zawsze nas pozdrawiali na Trasie – chociaż czasem padali na twarz (nie to, co niektóre ekipy z Trasy Krótkiej, którym ciężko było odpowiedzieć „hej”).

Sobota 21.03.2009

Wszystko zapięte na ostatni guzik? Nie – na ten przedostatni.

No i zaczynamy odczuwać lekką presję. Ekipa jest już w komplecie, odbywa się odprawa przed rajdem. Zaczynamy się szykować. Pakowanie plecaków, przygotowanie rzeczy na przepak. Wszystko zapięte na ostatni guzik? Nie – na ten przedostatni. Twardo ruszamy na miejsce startu na rynku w Obornikach. Humory dopisują. Krótki aerobik przed startem (leci muzyka, to trzeba ćwiczyć!). Redaktor naczelny pewnego magazynu wędrowniczego uświadamia mi, że płaci mi dużo kasy za noszenie chusty owego magazynu, pozujemy więc do zdjęć, nagrywamy pierwszy album i oczywiście przygotowujemy się do startu.

I nagle jest! Start! Godzina 10:00! Pędzimy jak wicher i raz–dwa zaliczamy 5 km Biegu Na Orientację. Teraz przed nami 14 km trekkingu. Napieramy dalej. Niebieskie koszulki z numerem 38 dumnie opinają nasze wyrzeźbione ciała, mięśnie pracują jak szalone. Uzupełniamy płyny (napoje izotoniczne), uzupełniamy paliwo (mleko skondensowane słodzone, sezamki, batoniki, czekolada) i gnamy dalej, jak rącze konie. Pozdrawiamy każdą mijaną ekipę – niekażdą stać było na odpowiedzenie nam (nie wyglądaliśmy wcale dziwnie…). Ludzie niebiorący udziału w biegu uśmiechają się i pozdrawiają nas, my oczywiście im odpowiadamy.

Nasze dzielne rumaki wyrywają się naprzód i gonią, i pędzą byle szybciej, byle mocniej, byle dalej…

Trekking mija bardzo szybko i już jesteśmy w bazie i pakujemy się na rowery. Nasze dzielne rumaki wyrywają się naprzód i gonią, i pędzą byle szybciej, byle mocniej, byle dalej… Gnamy  przez lasy, zdobywamy kolejne wzniesienia. Las  serwuje nam coraz lepsze dowcipy, m.in. piaszczysty spad ok. 45°, bagno na końcu drogi albo jeden z najlepszyc: „hej, podjedź na tę wysoką górę, bo już za nią jest jeszcze większa i bardziej piaszczysta”. Jednak my się nie damy! Kolejne dowcipy lasu tylko wzmagają w nas wolę walki! Zwłaszcza w naszym nawigatorze, który pędzi przez las w kasku osłaniającym całą twarz (taki, jaki jest wykorzystywany przy sportach motorowych).

Docieramy do zadania specjalnego, które polega na przejściu po moście linowym, co nie stanowi dla nas żadnego problemu. I znów jesteśmy na trasie!

Przemoczone ciuchy zaczynają dawać o sobie znać. Trzęsiemy się z zimna.

To już prawie koniec. Zostały nam tylko kajaki (3 km). Dojeżdżamy do nich. Pakujemy się w nie i gnamy – znów! Po drodze wyławiamy człowieka i płyniemy dalej. Jednak powrót pod prąd okazuje się trudniejszy (dla mnie osobiście był to najtrudniejszy moment rajdu). Przemoczone ciuchy zaczynają dawać o sobie znać. Trzęsiemy się z zimna. W końcu dobijamy do brzegu. Wsiadamy znów na rowery i co sił w nogach pedałujemy na metę! Docieramy na nią! Hurra! Radość! Łzy! Tłumy fanów szaleją na trybunach! Znów łzy? Dlaczego? Okazuje się, że zostawiliśmy kartę kontrolną na kajakach. Trzeba wracać! To jeszcze nie koniec! Wysyłamy naszego super-Macieja po nią i w końcu naprawdę kończymy rajd! Cieszymy się z tego bardzo, drżąc z zimna pod folią NRC i pijąc napoje izotoniczne.

Wracamy do bazy, po drodze wstępując do sklepu o wdzięcznej nazwie potwora z mitów i legend (jejku, jak ciężko było z niego wyjść…), i padamy na karimaty. Czekamy na zaprzyjaźniony team (mieli wypadek z rowerem jednego z uczestników, wykluczający teoretycznie ekipę z rajdu). Po ich powrocie dowiadujemy się, że ów uczestnik  jest superludziem i trasę rowerową przebiegł na nogach czasem, jadąc na rowerze jak na hulajnodze (czyli tak naprawdę w trakcie rajdu przebiegł 45 km…). Co ciekawe, nie byli ostatni… Wszyscy byliśmy z niego bardzo dumni i stwierdziliśmy, żeby biegł, ale już do Poznania! Po jakimś czasie zmęczenie wzięło górę i poszliśmy spać.

Jesteśmy bardzo zadowoleni ze startu. Mieliśmy zgraną ekipę, z którą tworzymy już kolejne plany na starty w rajdach, np. w Wertepach, Harpaganie. Nie wygraliśmy, jednak uśmiech nie schodził z naszych twarzy, a to chyba najważniejsze, prawda?

„Team Więcej Niż Jedno Zwierzę” zajął 14. miejsce na trasie krótkiej z czasem 7 h 39 min. 15 sek. (+ 6 minut na wrócenie po kartę startową). Przebiegli, przejechali, przepłynęli – łącznie ok. 60 km. Są cali i zdrowi. I bardzo zadowoleni!

Skład:
Marta Szukała (maskotka i tajna broń)
Maciej Sommerfeld (podpora drużyny)
Jan Heidrych (nawigator)
Piotr Popow (kapitan)

Dzielna, młoda kobieta, która bardzo chciała wystartować, ale jednak się rozchorowała i straciła niesamowitą przygodę: Joanna Borska.

 

Piotr Popow - kapitan wspaniałego teamu „Team Więcej Niż Jedno Zwierzę?”, szef fotoedycji w NT, członek 144PDH "Szaniec”, tegoroczny maturzysta.