Tarapaty na codzień

Archiwum / Kasia Staniszewska / 13.02.2011

Jak wielu z nas może o sobie powiedzieć, że jest mistrzem pakowania się w kłopoty? Nie przypadkowo piszę o tym przed sesją, usłyszałam już wystarczająco wiele razy z różnych stron, że przecież: można było zacząć uczyć się wcześniej.

Chyba każdemu zdarzyło się pomyśleć tak przynajmniej raz w życiu. Jeśli nie – wyrazy podziwu. Szczere.

Jak to się dzieje, że pomimo, iż znamy zasady – są jasne, klarowne od samego początku, mimo to, zdarza nam się dojść do cienkiej linii i zacząć na niej balansować niczym akrobata na linie. Uda się, czy nie? Często się udaje. Wydaje się również, że najczęściej robią tak ludzie inteligentni (nie żebym sobie pochlebiała, bo w tym przypadku nawet nie ma się czym chwalić). Potrafią wybrnąć. To dodaje pewności siebie. W końcu „zawsze sobie poradzę”. Obrzydliwe przeświadczenie, które lepiej żeby nie istniało.

Ciekawa sprawa jest taka, że jak już w kłopoty wpadniemy, wcale nie mamy ochoty od razu z nich wybrnąć. Trzeba by się przyznać do błędu. Przeprosić. Pokazać swoją słabośc. Paskudna sytuacja, drodzy państwo. Godzi w dumę. Duma to drapieżna bestia. Zaczyna tworzyć wyobrażenia. Co się stanie jak się odezwę? Jak odbiorę telefon? Jak przyjdę? Na pewno już mnie A. nienawidzi. B. musi mieć do mnie tyle pretensji i zapewne opowiedział o tym wszyskim znajomym. C. wystawi mi wilczy bilet. Wszystko bez sensu. Będzie padać. Świat się skończy. Może pojawia się przesadna nuta katastrofizmu. Nie przeczę. Ale czy nie gra ona i w Was? Bieżę z wyjaśnieniem, skąd to się wzięło we mnie akurat dzisiaj. Po prawdzie się zbierało. Mam na głowie mnóstwo spraw, były w tym również i takie „do załatwienia” od zawsze (tak – one nadal tu są – siedzą za mną i wpatrują się tęsknym wzrokiem w moje ramię, czuję to) i za każdym razem jak już się zbiorę, coś zrobię, nie jest tak strasznie, jak myślałam, że będzie. Ba. Nawet jest lepiej. I na duszy lżej.

Dziś rozmawiałam z P. – to ja byłam takim jego „kłopotem” – bał się do mnie odezwać, pierwsze co zrobił, gdy mnie zobaczył, to zaczął się tłumaczyć. A ja wcale nie chciałam krzyczeć. Ani robić wyrzutów. Naprawdę, nie! Chciałam się tylko dowiedzieć co u niego słychać, czy wszystko w porządku, czy chce czasem coś zrobić. Każda odpowiedź mogła być prawidłowa. Zero presji. Odetchnął z ulgą. I wtedy zauważyłam po raz kolejny, że ja też tak mam. Nie różnimy się od siebie bardzo.

Trudno jest zawodzić ludzi. Nie w tym sensie, że trudno to zrobić – nie. To jak wiemy – bułka z masłem. Trudno jest sobie z tym poradzić. Samemu ze sobą. Ile razy zdarzyło Wam się pomyśleć, że jesteście do niczego? W dodatku było to nieprawdziwe, ale w takich chwilach słabości nie przyjmuje się tego do wiadomości. Nie tam, to żadna depresja. Chwilowe dołki potrafią dać tak zwanego kopa. Do tego żeby zmienić się na lepsze.

Trudno jest sprostać oczekiwaniom. Szczególnie, że często dowiadujemy się o nich po fakcie. To skłania do refleksji. Bo my też mamy oczekiwania. Czy słusznie? Wobec kogo możemy je mieć? Czy sami je spełniamy? Bo jeśli nie, to jakim prawem wymagamy czegoś od innych. Jedyną sprawą, którą mogę się poszczycić jest to, że ponieważ często się spóźniam, nigdy nie robię nikomu wyrzutów za spóźnienia i cierpliwie czekam.

Z drugiej strony, życie byłoby takie proste gdybyśmy stosowali się do zasad, regulaminów, ustalonych terminów, wszystkiego… Bylibyśmy niezawodni. Czy ktoś tak umie? Chciałabym zobaczyć takiego człowieka jeśli istnieje. Człowieku, jeśli istniejesz i przypadkiem czytasz – odezwij się proszę. Szansa jest bardzo nikła, ale moja nadzieja żywa.

Jest jeszcze jedna sprawa. Często wystarczy odpowiednio wcześniej powiedzieć – „przykro mi, nie dam rady”, „zmieniłem zdanie”, „nie chcę tego robić – nie mam ochoty”. Jednakże żyjemy w świecie, w którym wydaje się, że takie zachowania są traktowanie nie poważnie. Jesteś leniem – to nie powód, żeby czegoś nie robić. Racja. Ale jeśli nie masz ochoty czegoś robić, to pomyśl – albo zrobisz to byle jak, albo będziesz bardzo się przy tym męczyć (możliwe, że zechcesz kopnąć kota w przypływie złości, lub nakrzyczeć na przyjaciela – czy warto?), albo i tak nic nie zrobisz, nie uprzedzisz i problem będzie jeszcze większy. Jak nie chcesz to nie rób. Serio. Tylko powiedz o tym.

Proszę, pomyślcie. Proszę, pamiętajcie.