Teatr – klasyka kontra awangarda
Teatr współcześnie wydaje się być przeżytkiem. Odstrasza – pretensjonalnością lub nadmierną powagą. Nie dajmy się zwieść pozorom! Dziś widz może wpływać na akcję na scenie i pić podczas spektaklu herbatę…
Klasycznie – Teatr Wielki Opera Narodowa
Miało nie być poważnie i pretensjonalnie, a zaczynam od Teatru Wielkiego – ale nie bez kozery. Z moich kilkunastu wizyt w TWON-ie wynika, że najczęściej chadzają tam ludzie starsi i rodziny z dziećmi. Osoby w moim wieku rzadko tam bywają, chyba że z wycieczką szkolną. Odstraszające zapewne jest cena – o ile nie jest to miejsce na trzecim balkonie, bilet na premierę może kosztować nawet 300 złotych – a także z pozoru sztywna atmosfera. Jednak godzinę przed spektaklem można kupić wejściówki w cenie 28 zł; założyć garnitur to nie to samo, co połknąć kij. Jeśli ktoś chce się wybrać, a przeraża go wizja 3 godzin w teatrze, polecam spektakle dla dzieci – mówię to bez złośliwości! Te poranne przedstawienia trwają krócej, ale nic nie tracą na wartości artystycznej. Sama niedawno byłam na operze o tytule Słowik – barwne stroje, piękna choreografia i doskonały śpiew. Aż żałowałam, że spektakl trwał tylko godzinę. Balety trwają dłużej, za to mają antrakt, dlatego warto skusić się i zobaczyć chociaż jeden. Mój ulubiony to Kopciuszek. Oglądając go przenoszę się do krainy baśni, gdzie biedna dziewczyna spotyka prawdziwego księcia w otoczeniu imponującej i bogatej scenografii. Na bal Kopciuszka zabiera prawdziwa karoca – a widzów razem z nią. Można podziwiać wnętrze pałacu, zachwycać się czarami Wróżki Chrzestnej czy śmiać się do łez oglądając pokraczny taniec złych sióstr. Oprócz tego spektaklom w TWON-ie zazwyczaj towarzyszy muzyka na żywo, której uwielbiam słuchać. Jedyną realną wadą takich spektakli jest dystans pomiędzy widzem a sceną i aktorem.
Muzycznie – Teatr Pijana Sypialnia
Istnieje zaledwie od 2012 roku, a już robi sensację. Aktorzy grają, tańczą i śpiewają nie tylko na scenie, ale także w kawiarni, tramwaju czy na ulicy. Oprócz tego istnieje Studio Aktorskie, gdzie można zapisać się na warsztaty lub na staż do Pijanej Sypialni. Na spektaklu Wodewil Warszawski absolutnie mnie oczarowali genialnym kontaktem z widownią; było zupełnie tak, jakby grali dla każdego widza osobno – słusznie motto Pijanej Sypialni brzmi: „być blisko ludzi”. Dystans między twórcami a odbiorcami sztuki zupełnie zniknął, po spektaklu czułam się, jakby aktorzy byli moimi dobrymi znajomymi. Oglądając przedstawienie piłam herbatę z teatralnej kawiarenki, słuchając muzyki granej na żywo i śpiewu aktorów wykonujących warszawskie szlagiery w strojach, które były istnym pokazem mody przedwojennej. Spektakl był lekki, czarujący i wzbudzający trochę nostalgii za minioną Warszawą, jednak wcale nie przygnębiający. Naumyślnie umieściłam go pomiędzy Teatrem Wielkim i Teatrem Witkacego – dla mnie jest klarownym połączeniem klasyki i modernizmu, z każdego z tych nurtów czerpie to, co najlepsze i tworzy własną nową jakość.
http://www.youtube.com/watch?v=vFW93PjaDdA
Awangardowo – Teatr im. ST. I. Witkiewicza w Zakopanem
Takiemu przedsięwzięciu sam Witkacy nie wróżył sukcesu – jednak Andrzej Dziuk w 1985 roku obrał kontrowersyjnego twórcę za patrona i założył teatr, który istnieje do dziś. Siedziba teatru wyróżnia się pośród zakopiańskiej architektury – elewacja jest ozdobiona rysunkami i cytatami Witkacego, a także ogromnym portretem patrona. Miałam okazję zobaczyć spektakl pt. Caligula Alberta Camusa w reżyserii A. Dziuka. Wśród widowni było wiele osób, które zapewne spędzały ferie w górach i przy okazji wpadły do teatru. Krótkie preludium do spektaklu odbyło się w hallu, dopiero później każdy widz dostał pas szarego materiału i mógł wejść na salę, gdzie scenografia stwarzała kajobraz niemal książycowy. Scena jako szary krąg, zimne światło, szare stroje i rekwizyty, srebrna farba na ciałach aktorów – to wszystko kontrastowało z nagością lub czerwienią Caliguli (Krzysztof Łakomik) i stwarzało oniryczną atmosferę, która mi bardzo przypadła do gustu. Dzięki otrzymanemu wcześniej materiałowi, jako widzowie również staliśmy się częścią przedstawienia. Reżyser postarał się o zaangażowanie publiki w spektakl – kilka osób z widowni mogło wejść na scenę, by wziąć udział w konkursie poetyckim. Na stronie teatr ostrzega, że spektakl jest dla widzów od 16 roku życia – i słusznie. Zrealizowana symbolicznie scena zabójstwa jest najmniej brutalną spośród tych kontrowersyjnych, obok gwałtu i występu Caliguli jako wyzywającej Wenery. Odniosłam przykre wrażenie, że spektakl ciąży w stronę wulgarności, która odwraca uwagę od pozostałych treści.
http://www.youtube.com/watch?v=R1U4juY_z2k
Między antykiem a modernizmem – Stowarzyszenie Teatralna Chorea
Aktorzy Stowarzyszenia współpracują ze sobą już od wielu lat, wcześniej działali wspólnie w Orkiestrze Antycznej i Tańcach Labiryntu. Ciekawe jest pochodzenie nazwy zespołu: choreia oznacza zasadę teatru greckiego, która mówi o harmonii muzyki, tańca i śpiewu, niewątpliwie realizowaną w tym teatrze. Spektakl, na który się wybrałam, nosi tytuł Muzg (reżyseria Tomasza Rodowicza). Zespół podjął temat trudny do przełożenia na język sztuki: rozwój neuronauk i ich wpływ na człowieka. Nieortograficzna pisownia ma oznaczać, że mózgi aktorów są bardziej otwarte. Podczas przedstawienia pięciu naukowców prowadzi badania nad „szarą masą” w różnych jej aspektach. Aranżację przestrzeni uzupełniały slajdy przedstawiające słowa, zdjęcia, krótkie nagrania. W spektaklu zostały wykorzystane ciekawe rekwizyty: pojemniki z wodą, w których pod koniec przedstawienia aktorzy zanurzają głowy i szafki laboratoryjne z różnymi, prawdopodobnie osobistymi rzeczami. Świetnie współpracując w zespole każdy aktor zachował swoją indywidualność. Sprawność fizyczna i umiejętność wyrażania emocji poprzez ruch była imponująca. Podczas spektaklu odważnie została wykorzystana nagość, gdy artyści częściowo pozbyli się swoich jednakowych strojów, które miały upodabniać ich do neuronów. Uwagę przykuwa monolog Joanny Chmielewskiej, w którym mówi o istocie miłości – czy to może być tylko działanie hormonów? Raziły mnie natomiast wulgaryzmy, moim zdaniem zbędne w teatrze, który ma tyle innych środków ekspresji. Spektakl ma otwarte zakończenie, skłaniające do gorzkiej refleksji nad tym, czy aby na pewno to człowiek panuje nad swoim mózgiem, a nie odwrotnie. Natomiast forma przedstawienia zmusza do zastanowienia się nad zasadnością konwenansów w sztuce teatralnej.
http://www.youtube.com/watch?v=w9uKiBJrrH4
Nowocześnie – Stowarzyszenie Upowszechniania Inicjatyw Kulturalnych Sztuka Nowa
Teatr Dawida Żakowskiego jest mi szczególnie bliski, bo byłam uczestnikiem jednej z edycji projektu „Podaj dalej” organizowanego przez Stowarzyszenie. Sztuka Nowa istnieje od 2007 roku i skupia się na pracy z młodymi ludźmi z różnych krajów. Ciekawostka: członkinią Stowarzyszenia jest Elżbieta Rojek, jedna z założycielek Stowarzyszenia Teatralnego Chorea. Aktorzy są młodzi, mają styczność z teatrem już od kilku lat, a w obecnym składzie współpracują od roku. Jeden ze spektakli, które widziałam w ostatnim czasie, nosi tytuł Artysta. Mechanika ucieczki. Moją uwagę od razu przykuła aranżacja przestrzeni – to widownia siedziała na scenie, a jej tradycyjne miejsce zajęli aktorzy. Nie można nie zauważyć, że Sztuka Nowa uprawia teatr fizyczny – dynamika przedstawienia jest ogromna, a wydarzenia na scenie odbywają się na wielu płaszczyznach. Mogłam obserwować kilka niezależnych etiud odbywających się w tym samym czasie. Każdy aktor przedstawiał część historii wybranego przez siebie artysty: Phila Fisha, Jean–Dominique’ego Baubyego czy Edgara Alana Poe’ego. Podczas spektaklu wykorzystano rzutnik, by pokazać – w czerni i bieli – zdjęcia i film, notabene kręcony w tym samym czasie. W połączeniu z muzyką i skąpym oświetleniem stworzyło to klimat niepokoju i zagadkowości. Do tego artyści Stowarzyszenia uderzyli widownię obuchem po głowie: przekroczyli tabu, pokazując zwierzęcą cielesność człowieka, jego fizjologiczną potrzebę ucieczki. Tym samym zmusili do zadania pytania, czy w teatrze racjonalny jest podział na sacrum i profanum, czy może teatr, jako synteza sztuk, może przekraczać granice i wypowiadać się swobodnie na każdy temat – czyli napotykamy się na to samo, co po obejrzeniu spektaklu Chorei.
Niezależnie od tego, czy nazwiemy go awangardowym, offowym czy studyjnym, ten typ teatru łączy poszukiwanie nowych sposobów ekpresji i budowanie innej relacji między widzem a aktorem. Przedstawienia są realizowane w różnych przestrzeniach, z reguły bez kulis, kurtyny i ściśle wydzielonej sceny. Często wykorzystuje się różnorodne multimedia, a wydarzenia na scenie toczą się równolegle. Charakterystyczne jest szukanie nowych granic, co momentami może być obrazoburcze. Teatr klasyczny ma odmienną formę, wspierając się tradycją i ogromnym dorobkiem przeszłych pokoleń mówi o problemach wciąż aktualnych lub też zgoła nowych.
Tak jak w każdej dziedzinie życia, w światku teatralnym stykają się różne skrajności. Antagonizmy twórca–odbiorca, klasyka–awangarda, treść–forma istnieją tak samo, jak w każdej innej gałęzi sztuki. Nie należy wartościować ich jako lepszych i gorszych, a jedynie znaleźć to, co nam odpowiada i harmonizuje z tym, co w duszy gra. Dla jednych będą to spektakle, gdzie aktorzy budują rzeczywistość fragmentarycznie, ruchem, symbolem, wciągają widza na scenę, rozprawiają się z tematami tabu. Inni wybiorą teatr tradycyjny, gdzie aktor czaruje, uwodzi widza grą, odtwarza rzeczywistość na scenie całościowo. Ci z pierwszej grupy szukają nowych granic, nie boją się kontrowersji, nagości, przekleństw, improwizacji, dopuszczają różnorodność interpretacji i skrajny subiektywizm. Zwolennicy nurtu klasycznego cenią dopracowaną grę aktorską, sztukę jako dopieszczoną całość, postrzegają aktora jako twórcę, a widza jako odbiorcę. Niezależnie od metod twórczych, te nurty teatralne na pewno charakteryzuje dbałość o oprawę (muzykę i scenografię) i wysoki poziom gry aktorskiej.
Każdy z nich stara się odnaleźć i przedstawić prawdę. Warto iść do teatru i podjąć ten dialog, niezależnie od tego, czy oglądajamy wesoły musical, czy dramat egzystencjalny. Jeśli kogoś gorszy ludzkie ciało, to nie polecam mu ani teatru alternatywnego, ani nawet baletu – trykot nie jest strojem szczególnie kryjącym. Natomiast jeśli ktoś szuka w tylko mocnych wrażeń, a nie inteligentnej rozrywki, to teatr z pewnością go znudzi. Ja nie ograniczam się do tylko jednego nurtu. Choć z Witkacego wyszłam zniesmaczona, a na balecie zdarza mi się nudzić, unikam uogólniania i na każdy spektakl patrzę indywidualnie, a nie pod kątem tego, czy należy do klasyki, czy awangardy i takie podejście polecam każdemu.
Nina Kot - Humanistka, fascynuje się filozofią i teatrem. Lubi podróżować i poznawać nowych ludzi. Z wykształcenia zuchowiec.