Ten właściwy moment

Archiwum / Łukasz Szoszkiewicz / 18.11.2012

– Kiedy odejść? Wtedy, kiedy serce podpowiada nam, że już najwyższy czas – radzi 81-letni Harry Lee McGinnis. Po przejściu na emeryturę postanowił zrealizować swoje marzenie z dzieciństwa i wyruszył w podróż dookoła świata. Pieszo.

McGinnis nigdy nie dał się wtłoczyć w ramy codziennego, stabilnego życia – rozwodził się pięciokrotnie, parał się różnymi zajęciami – od żołnierza (służył jako snajper podczas II wojny światowej), przez menedżera klubu z muzyką country, aż po kapłana w kościele metodystów. Pomysł obejścia świata dookoła nie był jednak tylko kaprysem społecznego outsidera. – Wiele razy mówiłem, że moje marzenie zakiełkowało gdzieś w głowie, jeszcze kiedy dziadek otwierał przede mną National Geographic i uczył mnie czytać. Nie miałem wtedy nawet sześciu lat. Nauczyłem sie czytać właśnie dzięki tym magazynom. Wszystkie te zdjęcia i odległe miejsca z ich dziwnie brzmiącymi nazwami zapadły mi głęboko w pamięć i powracały.

Historię dwudziestoletniego spaceru McGinnisa (http://www.hawkwalk.com/) należałoby jednak rozpocząć znacznie wcześniej – w 1983 roku, po kolejnym nieudanym małżeństwie zdecydował się wyruszyć w pieszą wyprawę przez Stany Zjednoczone. Udało mu się przejść cały kontynent w cztery lata i po powrocie do domu spróbował jeszcze raz uwić rodzinne gniazdko – niestety kolejny związek również zakończył się rozwodem i wtedy Hawk uświadomił sobie, że nie jest mu pisana starość w bujanym fotelu na drewnianej werandzie domku jednorodzinnego. W ogóle nie jest mu pisana starość. Pisane jest mu drugie życie. W podróż dookoła świata postanowił wyruszyć w 1992 roku. Przeszedł ponad 80 tys. mil odwiedzając w tym czasie 70 państw na wszystkich kontynentach. Podróż zajęła mu dwadzieścia lat – do rodzinnego Arlington w Teksasie powrócił w styczniu tego roku. Przez cały ten czas jego jedynymi towarzyszami podróży były 45-kilogramowy plecak i potężny kostur. I ludzie, których spotykał na swojej drodze. Z wieloma z nich do dziś utrzymuje kontakt – jedną z takich osób jest Bob Ehrenheim, nauczyciel języka angielskiego w jednej z etiopskich szkół. Hawk trafił do niego przypadkiem w 1996 roku, idąc przez Afrykę. Opisując McGinnisa, używa przede wszystkim dwóch słów: „najbardziej” i „zwariowany”.

Przy okazji dwudziestoletniej tułaczki nie brakowało również niebezpiecznych epizodów – w państwach Afryki Północnej Hawk trzykrotnie zajrzał śmierci w oczy, stykając się z islamskimi bojownikami. O ile w Algierii poradził sobie z napastnikami używając jednego z kilku noży, które nosił przy sobie „na wszelki wypadek”, o tyle w Egipcie uratowała go tylko interwencja egipskich żołnierzy. Równie kłopotliwy okazał się odcinek wiodący przez Sudan, gdzie władze nie chciały go wypuścić z Wadi Halfy, miasta położonego blisko granicy z Egiptem. McGinnis jednak nie żałuje spaceru przez tamte rejony, a zachęca żeby ruszyć się z fotela i zobaczyć świat. – Chcesz odejść z tego świata nie wiedząc, co było za rogiem? – pyta. – Kiedy przechodzisz na emeryturę nie siadaj przed telewizorem, nie przybieraj na wadze 10-20 kg, nie pij piwa i nie jedz kanapek. Podnieś się z fotela i idź zobaczyć świat.

The Longest Way

Na zupełnie innym etapie swojego życia, w kilkutysiąckilometrową pieszą podróż, zdecydował się wybrać Christoph Rehage. W wieku dwudziestu sześciu lat, po dwóch latach studiowania sinologii i kinematografii na uczelniach w Pekinie, postanowił wrócić pieszo do swojego domu w Niemczech. Podobnie jak wspomniany Hawk, tak i on pomysł powziął po lekturze artykułu w „National Geographic”, w którym wyczytał, że żołnierze w Starożytnym Rzymie potrafili pokonywać dziennie nawet 50 km w pełnym ekwipunku. – Lubię chodzić, ponieważ jestem wtedy panem własnego losu. Kiedy wybieram się gdzieś, nie chcę tylko zapamiętywać drogi, która prowadzi mnie do celu, ale chcę również poczuć, że zasłużyłem na to, aby być tu i teraz – dodaje.

Jak zaplanował, tak zrobił. Christoph wyruszył w 2008 roku i przeszedł ponad 4,5 tys. km dokumentując swoją wędrówkę na stronie internetowej (http://www.thelongestway.com/) i w filmiku, który na Youtubie obejrzało już przeszło półtora internautów. Podczas spaceru przez pustynię, Niemiec natknął się na chińskiego wędrownika Xie Jianguanga, który od 1982 roku wędruje pieszo po Chinach. Ochrzcił go mianem Nauczyciela Xie i zadedykował mu kręcony przez siebie film.

Po roku podróży i przebyciu dokładnie 4646 km Christoph zdecydował o przerwaniu wędrówki i powrocie do kraju. Na pytanie dlaczego zdecydował się zarzucić swoje początkowe plany, odpowiada: – Chciałem wrócić do swojego życia. Musiałem odzyskać kontrolę nad sobą i wyeliminować tę wewnętrzną siłę, która dyktowała mi co mam robić. Wielu ludzi po obejrzeniu filmiku, który nakręciłem podczas wędrówki, myśli sobie „Chcę być wolny, tak jak ten facet!” – ale nie rozumieją, że coś mnie popychało, żeby robić to co robiłem i momentami nie miałem nad tym kontroli.

Pod koniec filmiku z podróży pada pytanie: – Was it really me? – „czy to naprawdę byłem ja?” Christoph odpowiada, że gdy podejmował decyzję o wyruszeniu w drogę, liczyła się dla niego tylko podróż i mimo, że cała rodzina próbowała mu wybić ją z głowy, był gotów poświęcić wszystko dla realizacji swojego pomysłu. Jak sam przyznaje, oglądając zdjęcia z początku drogi, widzi w swoich oczach dziwny błysk. – Pod koniec zdałem sobie sprawę, że moje priorytety się pozmieniały, a może nigdy nie były tym czym wydawały się być? W każdym razie, wiedziałem, że muszę dokonać w swoim życiu kilku zmian. I jestem za to wdzięczny.

Ten sam błysk pojawił się w jego oczach w tym roku. Christoph postanowił wrócić tam, gdzie przerwał swoją wędrówkę i dokończyć podróż. Licznik bije: 5318 km.

A Ty? Jesteś gotowy wyruszyć przed siebie?

Łukasz Szoszkiewicz