To proste, byłem harcerzem

Piotr Jurgielewicz / 02.04.2014

„Ja chcę do laaaasuuuuu. Wiosna!” – takiego SMS-a dostałem parę dni temu, gdy słońce, jak zawsze niespodziewanie, pewnego poranka zaskoczyło nawet drogowców. Skłamałbym, gdybym powiedział, że zastanawiałem się nad zaproszeniem.

Myślę że takich sytuacji każdy z nas potrafi wymienić co najmniej kilka. Doskonale pamiętam mój pierwszy wyjazd firmowy, gdzie na hasło „idziemy robić ognisko” wszyscy ochoczo się ubrali i poszli, a było minus dziesięć. W 20 minut ogarnęliśmy bez zbędnego gadania wszystko, co trzeba było przygotować. Ktoś wyciągnął jedyną zapałkę (do tej pory jestem pewien, że było to zaplanowane, ale nie mam dowodów) i już. To takie proste.

Innego razu, gdy jeden z naszych kolegów odchodził z pracy, a był to jakiś październik bądź listopad, zorganizowaliśmy szybki wypad nad Wartę. Ognisko, namioty, a rano z powrotem do pracy.

Oczywiście wiem, że nie trzeba być harcerzem, aby lubić aktywnie spędzać czas. Mam jednak dosyć jasne podejrzenie, że metoda harcerska mocno wpływa na kształtowanie takiej postawy. I jest dokładnie jak w tej produkcji filmowej, gdzie umiejętności zdobyte w harcerstwie przekładają się na przyszłe życie. Dla odważnych polecam poszukać na YouTube hasła „To proste, byłem harcerzem”. Ale żebyście potem nie mówili, że Was nie ostrzegałem. Filmy te są tylko dla ludzi o mocnych nerwach.

Pomimo wszelkich różnic środowisk, innego podejścia do bardzo wielu często zasadniczych kwestii, jest to jeden z niezmiennych wyróżników, kim jesteśmy i (nie bójmy się tego powiedzieć) z czego możemy być dumni. Ile razy idąc na szlaku czy nawet po ulicy widzimy kogoś i jesteśmy niemal pewni, że jest bądź był harcerzem. Moja znajoma mawiała: „śmierdzi harcerzem”. Coś w tym jest.

Nieważne, że z harcerstwem obecnie mam nieco mniej wspólnego. To jest to jedno z najbardziej widocznych piętn, jakie odcisnął na mnie Związek. Mimo upływu lat nadal nie widzę wielkiej różnicy między moim łóżkiem a karimatą, śpiworem a pościelą. Mimo upływu lat nadal na hasło „idziemy” reaguję tak samo. Mimo upływu lat wciąż wiem, że nie zamieniłbym dnia na szlaku na smażenie się na piasku.

Każde z nas ma inne podejście. Dla niektórych spędzenie nocy w namiocie to herezja, można ją przespać tylko w szałasie. Dla jeszcze innych zrobienie w wakacje kilkudniowej wyprawy rowerem będzie właśnie tym, czego potrzebuje. Wiem jednak, że potrzeba aktywności i przebywania na powietrzu znalazła swoje miejsce w każdym, kto choć na chwilę dłużej zagrzał miejsce w drużynie harcerskiej.

Piotr Jurgielewicz - Od zawsze pracował z wędrownikami i tę metodykę zna najlepiej. Od zawsze też za dużo myślał, stąd zapewne studia filozoficzne. A teraz wciąż jakby w branży. Pracuje w składnicy harcerskiej. W wolnych chwilach biega, jak go Naczelna zmusi, mówiąc, że musi wziąć udział w ultramaratonie. Działa również w stowarzyszeniu, które dopiero zaczyna działalność, a już realizuje kilka ciekawych projektów.