Tomcio Paluch

Archiwum / 22.11.2010

Kino na granicy rzeczywistości i dziecięcego snu, w kolorze sepii i o zapachu babcinych ciastek wyjmowanych z blaszanej puszki. Gdy zadają mu pytanie – Jak rozpoznać Twoje kino? – odpowiada – Tony są ciepłe, aktorzy mają wyraziste gęby, dialogi pachną Jacques’em Prevertem i zawsze pojawia się motyw dzieciństwa.

Kiedy usłyszałam o nowym filmie maestra Jean-Pierre Jeuneta, od razu postanowiłam wybrać się do kina, by skonfrontować wrażenie, jakie niegdyś wywarła na mnie „Amelia”, z nową komedią „Bazyl, człowiek z kulą w głowie”… i po raz kolejny się nie zawiodłam. Co prawda, o „Bazylu…” miałam zupełnie inne wyobrażenie, spodziewałam się że ujrzę film w trochę innym tonie, ale zawsze „coś”, nad czym zbyt długo rozmyślamy, okazuje się stuprocentowym przeciwieństwem naszego wyobrażenia. Pomimo różnych oczekiwań, film obdarza widza ciepłem, tak charakterystycznym dla filmów Jeuneta.

Syndrom Tomcia Palucha?

W projekcjach francuskiego samouka, wielokrotnie możemy się spotkać z „małym człowiekiem walczącym z wielkim światem”. Na przykład w najnowszym filmie główny bohater Bazyl (Dany Boon) mści się na dwóch konkurujących ze sobą producentach broni, za sprawą których poległ jego ojciec. Może to czyste szaleństwo, ale jeszcze większym szaleństwem jest to, że ten szary człowiek – zdolny do wszystkiego, pokonuje dwie „grube ryby” branży zbrojeniowej. Zabawne, bo nierealne, prawda? U Jeuneta wszystko jest możliwe, np. kobieta guma, mieszcząca się w walizce (Julie Ferrier), facet wystrzeliwany jako pocisk armatni (Dominique Pinon) czy przestępca, którego zwolniono z więzienia, gdy ostrze gilotyny zatrzymało się przed jego szyją (Jean-Pierre Marielle).

Kino Jeuneta ukazuje życiowe paradoksy. Moc, samozaparcie jakim Francuz obdarza swoich filmowych bohaterów jest swoistym clue magicznego świata, który obserwujemy z kinowego fotela. Amelia (Audrey Tatou) czyniąc dobro, zyskuje przyjaciół i miłość, Matylda (w „Bardzo długich zaręczynach”) dzięki swojej nadziei i uporowi odnajduje narzeczonego. Francuski reżyser dla widza jest niczym magik otwierający wrota wyobraźni zamknięte przed codziennym pośpiechem. „Bazyl” i „Amelia” są przeciwieństwem osób uwikłanych w natłok codziennych obowiązków, mówiących „nie mam czasu”, często zapominających o sobie. Bohaterowie Jeuneta są inni, zwalniają krok, mają czas na postój i chwilę zamyślenia. Ta chwila zastanowienia jest kluczowa przy odbiorze filmów tego reżysera. Są jak te chwilowe postoje, on „każe” nam się zatrzymać i spojrzeć na rzeczywistość z innej strony. U niego każdy bohater emanuje pięknem, posiada niepowtarzalny talent. W wywiadach często przytacza baśniową postać Tomcia Palucha, chłopca tak podobnego do jego postaci filmowych. Porównuje go do swoich bohaterów, ceni za walkę o swój własny los i życie. Jeunet zachęca swoich widzów do tego samego, do odkrycia własnego talentu i zawalczenia o własne szczęście.

W jego filmach każdy „przypadek” dokądś prowadzi, nie jest bezcelowy. Tu uczucia i serce są ponad racjonalnością. Ktoś mógłby go posądzić o uprawianie naiwnych bajek dla dorosłych… Prawdą jest, że motyw dzieciństwa jest stałym elementem jego filmów, stając się niejako wizytówką reżysera, będącą raczej plusem niż minusem.

Ostatni film, „Bazyl…”, na pewno pozytywnie zaskoczy, a także przemyci do naszego życia trochę baśni. Może u niektórych zasieje ziarno nadziei, a niektórych może skłoni do podjęcia wyzwania i zawalczenia o wygraną w prywatnej baśni…

…dlatego, Czytelniku… zwolnij kroku, stań i się zastanów…