Top Ten – odsłona pierwsza
Dział "Gorąco Polecam" jak sama nazwa wskazuje, zajmuje się wyszukiwaniem dla Was rzeczy niebanalnych i wartych uwagi. Dlatego też poprosiłem członków redakcji o sporządzenie swoistego Top Ten ulubionych filmów lub piosenek. Dziś pierwsza porcja.
Jakub Sieczko
Ta lista jest zdecydowanie za krótka. Brakuje na niej miejsca na Dire Straits, Afro Kolektyw, Wojciecha Młynarskiego, The Doors, Raz Dwa Trzy, Mechaników Szanty, Simon and Garfunkel, Kabaret Starszych Panów, Badly Drawn Boy i Koop – niedawno przypadkowo odkryty przeze mnie szwedzki duet. Ale trudno, takie wymogi postawił Rafał, pozostaje mi tylko się dostosować.
Dziesięć moich ulubionych piosenek nie będzie miało formy rankingu. Nawet przez chwilę nie przyszło mi przez myśl, żeby próbować je klasyfikować. Reprezentują one bowiem bardzo różne, często oddalone od siebie nurty muzyczne, ich porównanie jest więc według mnie niemożliwe. No bo jak porównać pomysłowość McCartneya z żywiołowością Muzyki Końca Lata, klimatem Coldplay czy liryką Lao Che? Nijak się nie da, każda z tych piosenek zajmuje w swojej kategorii pierwsze miejsce. Zapraszam więc do lektury moich dziesięciu pierwszych miejsc. Kolejność alfabetyczna.
1. Coldplay – Don't Panic
Z dyskografii Coldplay'a wybrałem „Don't Panic” – podobnie jak wokalista zespołu wierzę, że „We live in a beautiful world”. Piosenka otwierająca film „Powrót do Garden State”, pewnie już zawsze będzie mi się z nim kojarzyła. Mówią, że to jeden z najsmutniejszych zespołów świata – ja się nie zgodzę. Mogę się zgodzić, że jeden z najbardziej melodyjnych.
1. Kaczmarski, Gintrowski, Łapiński – Karmaniola
http://stormbringer.wrzuta.pl/audio/gNBFbDj0Cz/
Piosenkę poznałem słuchając albumu grupy Habakuk z piosenkami Jacka Kaczmarskiego – tam gościnnie wykonywał ją Muniek Staszczyk. W oryginale jest jeszcze fantastyczne pianino Łapińskiego, znakomite bębny wybijające wojskowy rytm pod koniec i kombinacja hymnu francuskiego z rosyjskim. Fascynuje mnie to, jak Kaczmarski potrafił opowiadać o historii – choćby w tej piosence czy w „Elekcji”.
1. Lao Che – Hydropiekłowstąpienie
http://bartekbb.wrzuta.pl/audio/3t0cfFxvXc/
Całą płytę „Gospel” polecałem w jednym z poprzednich numerów „Na Tropie” – artykuł znajdziecie tu: http://natropie.zhp.pl/content/view/772/. Krzysztof „Grabaż” Grabowski powiedział, że całe życie czeka się, żeby napisać taką piosenkę jak “Hydropiekłowstąpienie”. Rzeczywiście trudno wyobrazić sobie coś bardziej trafiającego do serca, przynajmniej do mojego.
1. Muzyka Końca Lata – Fenoloftaleina
Chłopaków z Mińska Mazowieckiego cieszy życie, grają bez pozy i zbędnego nadęcia, widać to zresztą w teledysku. Przedstawicielka nurtu polskich piosenek, przy których mógłbym skakać dwie doby bez przerwy. Dorzućmy tu jeszcze Vavamuffin, Cinq G, Koniec świata i Happysad.
1. Paul McCartney and Wings – Uncle Albert
Tę piosenkę polecił mi Grzegorz Turnau. Serio – w wywiadzie prasowym wymienił ją w gronie swoich ulubionych utworów. Potem napisałem do kolegi smsa „Usłyszałem właśnie po raz pierwszy <Uncle Albert> McCartney'a. Co ten gość ma w głowie?”. No bo co może dziać się w głowie człowieka, który jest w stanie stworzyć taki utwór, a w zasadzie trzy piosenki w jednej? Kiedy już skończyłem piętnasty raz z rzędu słuchać „Uncle Albert” doszedłem do wniosku, że McCartney gra w tej samej lidze muzycznej co Bach, Mozart i Beethoven.
1. Pidżama Porno – One love
To, co czuję, kiedy słucham tego utworu, to chyba zbyt osobite, żeby pisać o tym w „Na tropie”. Kto posłucha, ten zrozumie. A w tym samym nurcie obok Pidżamy i Strachów na Lachy obowiązkowo Kazik Staszewski we wszelkich formacjach muzycznych. No i T. Love, ale niecałe.
1. Pod Budą – Dwoje na huśtawce
Optymistyczna piosenka na deszczową jesień. Przedstawicielka romantyczno-sentymantalnej składowej mojej natury. Niby Pod Budą, a bez wokalu Andrzeja Sikorowskiego. Ale za to jakie pianino! Jaki wokal! No „i ta wątła pewność, że jeszcze, że coś jeszcze także przed nami”… Tu koniecznie musi znaleźć się Grzegorz Turnau, jeden z niewielu artystów, którego dyskografię mam prawię w komplecie i „harcerska” klasyka – SDM, Wolna Grupa Bukowina. Wiecie za co. No i “Dezyderata” w wykonaniu Piwnicy pod baranami. Wycisza i pozwala z dystansem spojrzeć na życie, jak mało co.
1. Queen – Seven Seas of Rhye
Freddie Mercury – najlepszy wokalista w historii muzyki? Chyba tak. Queen to pierwszy zespół, który mnie zauroczył (dopiero potem byli Beatlesi). Szczególnie polecam wersję ze słynnego koncertu na Wembley – o tą: http://www.youtube.com/watch?v=jWNBZnzNK_I. Spójrzcie na ruchy ciała, gestykulację, twarz Freddiego podczas wykonywania tego utworu. Najbardziej w „Seven Seas of Rhye” lubię to, jak się zaczyna i ten „drive”, „flow” czy jak to tam muzycy mówią. Ta piosenka ma po prostu ogromną moc.
1. The Beatles – Here Comes The Sun
http://www.youtube.com/watch?v=OZtQh5EIgWQ
George Harrison napisał tę piosenkę spacerując na przełomie zimy i wiosny po ogrodzie Erica Claptona z jedną z jego akustycznych gitar. Idealna do chodzenia przez miasto ze słuchawkami na uszach w marcu i kwietniu, kiedy przyroda budzi się do życia. Beatlesi to osobny rozdział mojego życia – jak żagle, HSR czy medycyna. Czasem na chwilę ich zostawiam, ale zawsze wracam.
1. Zacier – Pie