Trochę bokiem- Bo to zła siateczka była

Archiwum / 23.10.2006

Kupowałam wczoraj szczoteczkę do zębów w supermarkecie. Przed kasą chwyciłam jeszcze tylko batonika. Jakież było moje zdumienie, gdy po drugiej stronie, mały ponury facecik w mundurze zapakował mi te dwie, równie jak on nieduże rzeczy w wielką plastikową siatę…




Ewa Wozińska

Oczywiście to jakaś drużyna (by nie być posądzoną o sympatyzowanie z ZHP, nie napiszę jakiej innej organizacji byli przedstawicielami) zbierała do puszek pieniądze na wyjazd pokolonijny.

Delikatne wymuszenie 
Nie cenię zbytnio tej formy aktywności, pewnie każdy klient poradziłby sobie sam z zakupami, w końcu to żaden okres przedświąteczny, a takie pakowanie ma dla mnie charakter lekkiego wymuszenia. Coś jak chłopacy myjący szyby samochodów na skrzyżowaniach. Nie w tym jednak rzecz, a w ekologii. Na wstępie co prawda użyłam zwrotu „jakież było moje zdumienie”, lecz napisałam to raczej, by miło zagaić rozmowę. W gruncie rzeczy wcale się nie zdziwiłam, a zwyczajnie wkurzyłam. Czy harcerze nie powinni być primus inter pares w dziedzinie ekologii? Tymczasem nie pierwszy już raz, zobaczyłam mundurowych, którzy kompletnie olewają przyrodę.

Polowanie na kontener
Ktoś może stwierdzić, że się zwyczajnie czepiam, chłopacy zbierali na miły wyjazd, a jako nieletni nie mają alternatywnej szansy zarobkowania. Ale inaczej byście sobie myśleli, gdybyście to wy dziś rankiem z ww. siatką i ulotkami spod wycieraczki człapali w poszukiwaniu kontenera na surowce wtórne, który notorycznie na naszym osiedlu przestawiają (np. dwa tygodnie temu kosz stał pod sklepem, a dzisiaj odnalazłam go koło wieżowców). Zwłaszcza, że ekologia to jednak z tych nielicznych dziedzin, w której widać wymierne korzyści. Łatwo mówić o patriotyzmie, ale jak go zdrowo manifestować? O ekologii natomiast i łatwo mówić, i łatwo zrobić coś pożytecznego.

Harcerska ekologia
W harcerstwie jednak, oczywiście z wyjątkami, panuje jakieś staromodne rozumienie, na czym polega ochrona przyrody. Nasuwa mi się – przy zachowaniu odpowiednich proporcji – skojarzenie z myśliwymi. Co roku, gdy spadnie pierwszy śnieg, w telewizji obejrzeć można relację z cyklu „dobre bractwo łowieckie rozwiesza sól dla zwierząt w lasach”. Potem jakiś wąsacz z flintą tłumaczy, że ratują zwierzęta przed niechybną śmiercią głodową i radośnie zachwala uroki lasu. Podobnie harcerze, udając wyższy stopień leśnego wtajemniczenia, mylą często „pomaganie czemuś” z „korzystaniem z czegoś”. Wydaje im się, że są pro i eko, bo w weekend sobie pojadą w teren, a potem po bożemu zasypią i oznaczą kijkiem miejsce gdzie było ognisko, a śmieci zakopią. Otóż nie, wszystkie śmieci, coście tam do lasu wwieźli, powinniście ze sobą zabrać, a w wersji idealnej, jeszcze grzecznie posegregować! Gdybyście chcieli dawać dobry przykład, kupowalibyście zeszyty z makulatury i zbieralibyście zużyte bateryjki od waszych kumpli! Tymczasem często nie tylko nie pomagacie, ale jeszcze szkodzicie. Nie wystarczy raz w roku wziąć udział w akcji „Sprzątanie świata”. Za szczególny przykład destrukcji ekologicznej uznaję harcerską modę na skórzane rzeczy. W moich zamierzchłych czasach każdy harcerz musiał się obwiesić przynajmniej dwudziestoma rzemykami. A moda na skórzane buty, sakiewki, pochewki do noży, że już o pasie nie wspomnę, trwa i ma się dobrze. Możecie się śmiać, bo do ekologii ma się zwykle takie podejście jak większość społeczeństwa, a w Polsce częściej ona ludzi bawi niż przejmuje. Ale jak myślicie, kto może to zmienić? Bo ja od razu pomyślałam o pewnej organizacji.


Ewa Wozińska
– dziennikarka Gazety Poznańskiej, autorka kilkudziesięciu reportaży. Studentka IV roku etnologii i antropologii kulturowej oraz I roku wschodoznastwa na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Była harcerka 79 Poznańskiej Drużyny Harcerskiej „Wilki” im. Wa-Sha-Quon-Asin.