Trudno jest zacząć
Wędrownicy z 127 Warszawskiej Drużyny Wędrowniczej mogą pochwalić się kilkoma znakami służb zdobytymi w ostatnich latach i nie spoczywają na laurach. Jeśli szukacie inspiracji do nowych wyzwań, to „Plejady” przychodzą z pomocą.
Jaki znak służby chcecie teraz zdobyć?
Janek: Na obozie w sierpniu chcemy zacząć zdobywać znak służby przyjaźni, a potem kontynuować go w ciągu roku.
Zdobyliście już znak służby wspólnocie lokalnej, kulturze i zdrowiu. Jaki macie przepis na realizację znaków służy?
Janek: No to… trzeba planować po prostu.
Weronika: …i pilnować terminów…
Janek: Tak, to też bardzo ważne.
Weronika: Gdy zdobywamy znak służby, zawsze wyznaczamy sobie jeden główny cel, jakieś największe działanie, plus kilka mniejszych działań. Na przykład teraz zdobywamy znak służby nauce i naszym głównym celem jest zorganizowanie konferencji naukowej, a do tego przygotowujemy różne zbiórki, wyjścia.
Wika: W sobotę 16 stycznia była gra porównująca nauki humanistyczne i ścisłe.
Czym konkretnie zajmowaliście się podczas realizacji poszczególnych znaków służby?
Znak służby zdrowiu bardziej przypominał projekt starszoharcerski
Janek: Znak służby zdrowiu zdobywaliśmy cztery lata temu. To były proste działania, które przypominały bardziej projekt starszoharcerski. Zgłosiliśmy wtedy wniosek o renowację boisk na naszym osiedlu.
Olka: Postawiliśmy głównie na poznawanie. Mieliśmy przedstawienie o zdrowym żywieniu na Kakofonii [harcerski festiwal odbywający się od ponad 20 lat]. Nazywało się „Zjady”, stworzyliśmy je na podstawie „Dziadów”.
Monika: O, to było fajne!
Olka: Mieliśmy kilka rajdów, bo uznaliśmy je za aktywność fizyczną.
Janek: No i oczywiście obóz, który był wtedy w Borach Tucholskich. Potem był znak służby społeczności lokalnej – zorganizowaliśmy bookcrossing, który cały czas działa. To była nasza główna służba, starliśmy się poznać społeczność ze strony polityczno-samorządowej. Następnie znak służby pamięci – przygotowaliśmy dzienniki biograficzne doświadczonych instruktorów. Niestety wyszły trochę gorzej, niż zakładaliśmy, ale się starliśmy.
Jak cała drużyna realizuje znaki służb? Jakie jest nastawienie i przede wszystkim jakie cele sprawiają, że się nimi zajmujecie?
Janek: Główne cele to praca nad sobą i praca nad otoczeniem.
Weronik: Jednak przede wszystkim służba, służba jest celem naszym jako wędrowników.
Janek: I przy okazji odkrywamy to, co nas pasjonuje. Możemy mówić o światłych ideach, ale jednak to, że chcemy się rozwijać i robić fajne rzeczy, też jest dużą motywacją. Wybieramy takie znaki służb, które po prostu chcemy zdobywać.
Weronika: Co do nastawienia, to tak naprawdę prawie wszyscy angażują się w znaki służb.
Wika: Tylko czasem coś od strony organizacyjnej nie idzie…
Olka: Dlatego to, co jest dobrym pomysłem, układamy w harmonogram działań na samym początku, żeby od razu było wiadomo kto, co i kiedy ma zrobić. Staramy się unikać niedomówień.
Wika: Pamiętam, że w zeszłym roku nie było mnie wtedy, kiedy ukuliśmy plan znaku służby i w sumie nie wiedziałam, co mam potem robić. Taki harmonogram bardzo ułatwia życie.
Czy po zrealizowaniu kilku znaków służby można powiedzieć, że któryś element próby albo moment w jej realizacji jest szczególnie trudny?
Janek: Szczególnie trudno jest zacząć. Jeszcze koncept jest łatwy, ale zaczęcie stałych działań jest najtrudniejszym momentem.
Wika: Słabo też jest gdy jedna osoba robi wszystko, a inne nic.
Weronika: Bardzo ważny jest dobry podział zdań.
Kiedy jedziecie do Finlandii?
Janek: Niestety nie jedziemy do Finlandii z powodu gospodarczych zawirowań, wśród których jest m.in. zmniejszenie ratingu dla Polski, co poskutkowało drastycznym wzrostem kursu euro. To sprawiło, że obóz w Finlandii stał się dużym wydatkiem. Finlandia nie jest tania, dojazd do niej też trochę kosztuje. Myślimy aktualnie nad Węgrami, które mają inną walutę, tańszy dojazd, handel koncentruje się w innym miejscu, przez co ich gospodarka jest bardziej zbliżona do naszej, a same Węgry wydają się ciekawe. No i Węgrzy są ponoć mili, co ułatwi nam zdobycie znaku służby przyjaźni.
Dlaczego chcieliście jechać akurat do Finlandii? Czy to wynika z taniego połączenia lotniczego między Warszawą a Helsinkami? Łatwością biwakowania w Finlandii?
Ola: Kiedy wybieraliśmy, to też się tym kierowaliśmy.
Janek: Myślę, że reszta drużyny podzieli moje zadnie, że najważniejszy jest dojazd tam i nocleg na miejscu. Jednak przelot nie jest taki tani, a w dodatku jest sporo utrudnień, na przykład nie możemy przewozić butli z gazem i różnych innych rzeczy. Ale połączenie autokarowe i promowe też nie jest najlepsze.
Weronika: Jest długie i mączce.
Janek: Do tego kraju przekonują oczywiście krajobrazy. Finlandia jest naprawdę pięknym krajem.
Weronika: Na nasze obozy wędrowne wybieramy miejsca chłodniejsze, żeby wygodniej się chodziło.
Janek: Przeżyliśmy raz obóz, na którym było 35 stopni. Łatwiej się cieplej ubrać niż iść w takim upale…
Co planujecie robić podczas tego wyjazdu?
Janek: Podczas wyjazdu do Węgier chcemy zdobywać znak służby przyjaźni. Naszym planem było chyba zdobycie tradycyjnych przepisów, co nie?
Wika: Tak, tak!
Janek: Planujemy też zajęcia dla społeczności lokalnej, ale może to być trudniejsze z tego względu, że Węgrzy nie znają angielskiego tak dobrze jak Finowie, więc będziemy kombinować. I jeszcze chcielibyśmy się zaznajomić z węgierską drużyną harcerską i może odwiedzić jakiś obóz harcerski, co byłoby rewelacyjne.
Czy będziecie się jakoś szczególnie przygotowywać do tej wyprawy? Na przykład zdobywać finansowanie albo uczyć się języka?
Janek: Nie, my nie zdobywamy finansowania.
Wika: Co do języka, to raczej słowniczek.
Weronika: Tak, robimy słowniczek najprostszych pojęć, żeby umieć się porozumieć na podstawowym poziomie.
Janek: Poznajemy trochę historii tego kraju, geografię, zwyczaje.
Weronika: Dowiadujemy się o rzeczach przydatnych podczas wyjazdu, na przykład o transporcie.
Janek: O walucie, jakie są ceny…
Weronika: Co warto zobaczyć…
Janek: Jacy są ludzie. Na ostatnim obozie tego nie sprawdziliśmy i o ile w Estonii było bardzo miło, to na Łotwie zostaliśmy poszczuci psami.
Jurek: I to przez siedmiolatka!
Janek: Ludzie byli tam bardzo zamknięci. Co nie znaczy, że nie spotkaliśmy życzliwych ludzi. Na Łotwie dała się też odczuć mniejsza znajomość angielskiego. Prędzej można się było dogadać po rosyjsku.
Radosław Rosiejka - przez dwa lata drużynowy 159 Poznańskiej Drużyny Wędrowniczej. Lubi jeździć na rowerze i słuchać muzyki, ale nie robi tego równocześnie. Studiuje stosunki międzynarodowe na UAM, a jesień swojego życia chciałby spędzić nad hiszpańskim wybrzeżem Morza Śródziemnego.