Trzeci płomień

Archiwum / 26.10.2006

W naszej codziennej pracy  coraz częściej  zapominamy, że podstawowe zasady ruchu harcerskiego, tak jak i całego  skautingu, to służba Bogu, Ojczyźnie i praca nad sobą. Trzy. Nie dwie, nie jedna. I tylko przy użyciu wszystkich trzech możemy mówić o pełnym i konsekwentnym procesie wychowawczym.




phm. Rafał Suchocki

"Wybrać to co dobre, z mądrych starych ksiąg
Uszanować swoją godność, doceniając ją
A gdy wreszcie uda się, własne zło pokonać
Żeby zawsze mieć przy sobie, czyjeś ramiona.”


Rozwój duchowy w harcerstwie to temat trudny i z rzadka podejmowany w dyskusjach. O ile jakieś są podejmowane, to sprowadzane są do słownych  przepychanek  o tak wdzięcznych tematach jak „usuńmy wreszcie Boga z Przyrzeczenia.”

               
Skąd biorą się takie postawy? Wydaje mi się, że  w naszej codziennej pracy  coraz częściej  zapominamy, iż podstawowe zasady ruchu harcerskiego, tak jak i całego  skautingu, to służba Bogu, Ojczyźnie i praca nad sobą. Trzy. Nie dwie, nie jedna. I tylko przy użyciu wszystkich trzech możemy mówić o pełnym i konsekwentnym procesie wychowawczym. Niezrozumienie i brak poszukiwania lub wzmacniania  tej niematerialnej strony naszego życia, wydatnie może  pogłębiać  zagubienie młodego człowieka.
O tym, iż w symbolice wędrowniczej watry – siłę ducha symbolizuję największy z płomieni, nie muszę już pisać. Nasuwa mi się też taka refleksja: ruch harcerski wśród młodzieży wędrowniczej działa dobrze  tam, gdzie stawia się duży nacisk na wyzwania nie tylko fizyczne, ale także (a może przede wszystkim) duchowe i intelektualne. 


Dlaczego więc 3 płomień wędrowniczego ognia pali się tak wątłym i słabym światłem?

                                

Przyczyn widzę  kilka. Do najważniejszej zaliczyłbym brak przygotowania. Mało w ZHP odbywa się szkoleń czy konferencji poświęconych temu tematowi. A wszystko co obce i nieznane, budzi nieufność. Drużynowi nie znajdują też wsparcia w podejmowanych działaniach. W znikomej ilości hufców pełnią służbę kapelani, a kręgi kleryckie możemy policzyć na palcach jednej ręki. Istnieje Zespół Wychowania i Rozwoju Duchowego (warto zajrzeć na stronę http://silniduchem.zhp.pl ) z niezmordowaną druhną Jolą Łabą na czele, niemniej na niższych szczeblach wygląda to o wiele gorzej.

Z moich rozmów z drużynowymi wynika też,  że boją się oskarżenia o „radiomaryjność”, „mocher” czy w najsłabszej formie „czynienie z harcerstwa grupy Oazowej”.  Choć przyznam szczerze, iż nie spotkałem się z przypadkami „przeginania” w drugą stronę, to jak w każdej dziedzinie potrzebny jest umiar. Nie wyobrażam sobie, aby jakikolwiek drużynowy (a już szczególnie drużynowy wędrowniczy) pominął w wychowaniu duchowym aspekt dobrowolności. Jeśli modlitwa poranna lub wieczorna – to tylko dla chętnych. Jeśli msza – to tylko dla chętnych. Przy czym  alternatywą  nie może być tutaj uciążliwa służba w kuchni, czy też zwijanie namiotów na obozie wędrownym.

Parafia jako pole służby.

”Pierwszym obszarem działalności apostolskiej wiernych świeckich jest Kościół, zwłaszcza wspólnota parafialna, do której przynależą. Wśród posług wypełnianych w parafii szczególne miejsce zajmuje posługa charytatywna. Wierni świeccy powinni najpierw dobrze rozpoznawać wszystkie obszary potrzeb współczesnego człowieka i niesprawiedliwości oraz odważnie angażować się w realizację preferencyjnej opcji Kościoła wobec ubogich. Powinni oni uczyć się dostrzegać świat oczami ubogich i pokrzywdzonych oraz zaradzać jak to tylko możliwe ich problemom.”


Kiedy wczytuję się te słowa, przed oczami staje mi nasza zwykła harcerska służba na rzecz społeczności lokalnej. Proboszcz bądź wikariusz odpowiedzialny za katechizację młodzieży, mogą stać się dla nas wspaniałymi sprzymierzeńcami. Tym bardziej, że ich wiedza o osobach potrzebujących jest dużo większa niż ta, którą mogą nabyć nasi harcerze, poprzez najbardziej skomplikowane wywiady środowiskowe.

– organizacja wigilii dla ubogich
– pakowanie i roznoszenie paczek dla rodzin osób potrzebujących
– pomoc przy organizacji odpustu parafialnego (harcerskie stoisko na takim odpuście stanowi niezłą formę akcji naborowej)
– działalność w scholi przyparafialnej. Parafia często dysponuje sprzętem nagłośnieniowym, na który mogą sobie pozwolić nieliczne środowiska. Schola jako potencjalne „zagłębie” gitarzystów przynosi korzyści obydwu stronom.
– rekolekcje harcerskie.  Kiedy uda nam się zaprosić na nie księdza, który zna i rozumie potrzeby młodzieży, mogą przerodzić się w fascynujące duchowe i intelektualne przeżycie. A jeśli połączymy je dodatkowo z wyjazdem, to nic tak nie poruszy dusz naszych wędrowników jak rozmowa o naszej duchowości, dla której tło stanowi słońce wschodzące nad górami.

                 

Wbrew pozorom nie jestem zwolennikiem cotygodniowej specjalnej mszy harcerskiej.  Moje zdanie ewoluowało w tym temacie. Jako takie – izolują one naszych harcerzy od życia parafialnego, stając się bardziej spotkaniami towarzyskimi, niż formami duchowymi. Podobnie dzieje się na stałych obozach, na które „miły i usłużny ksiądz” zawsze przybędzie by odprawić mszę pod chmurką. O ile taka msza stanowić może duże przeżycie, to warto także w następną niedzielę dać świadectwo swoją postawą i odwiedzić okoliczny kościół.
Można  pójść za ciosem i poprosić księdza, aby pozwolił (i ogłosił zaproszenie) urządzić dzień zabawy, na który okoliczni mieszkańcy mogą przyprowadzić swoje pociechy.
 
Schodząc już bardziej na ziemię nie muszę dodawać, że dobra i udana wsp
ółpraca potrafi, oprócz naszej satysfakcji, zaowocować tak przydatnymi rzeczami, jak sala na harcówkę, czy możliwość organizacji imprez.

Dobrym sposobem, aby przełamać temat tabu jakim jest duchowość, jest wprowadzenie poczty. W harcówce zawieszamy drewnianą skrzynkę pocztową (np. z ekumenicznym wizerunkiem gołębia). Do niej nasi wędrownicy wrzucają kartki z egzystencjonalnymi problemami jakie ich dręczą. Odpowiedzi mogą być – bądź to indywidualne (jeśli nadawca tego sobie życzy). Bądź stać się podstawą do przeprowadzenia zbiórki, na której poruszane będą przysłane problemy. Do odpowiedzi  na listy „duchowej poczty” można zaangażować zaprzyjaźnionego księdza. 


Ateiści w drużynie.

A co w takim razie z osobami niewierzącymi? Nie mam wątpliwości, że każdy drużynowy spotka się z tym problem. Choć osobiście uważam, iż  słowo „problem” jest tu ogromnie nietrafione, wskazując na pewną wyższość osoby stawiającej taka tezę.

W tym trudnym temacie moje zdanie pokrywa się w ogromnej części ze zdaniem druha Maślaka (Kapelana Organizacji ZHR, posiadacza wspaniałej skórzanej kurtki i równie imponującego motocykla) – jakże brakuje mi takich kapelanów w ZHP! Twierdzi on mianowicie, że nie ma ludzi niewierzących. Są głęboko religijni, są też tacy którzy wierzą, że Boga nie ma  (w przypadkach skrajnych jedząc mięso w dzień postny, nawet gdyby miało im to zaszkodzić). Ogromną rzeszę stanowią też agnostycy, którzy odkładają pytanie o Boga na później. Czy to z rodzin, w których nie zostali wychowani w wierze, czy też ze swojego świadomego wyboru. Tacy ludzie w ogromnej rzeszy trafiają do naszych drużyn. Co wtedy zrobić ma drużynowy?


Wyjść jest kilka. Najczęstsze to:

– udawać, że nie ma tematu (co jak sądzę czyni większość kadry naszego związku)
– ewangelizować na siłę (niczym dawny misjonarz wśród dzikich plemion)

I tu znów posłużę się cytatem zaczerpniętym od ks. Maślaka. Jego ulubiony autor (uczeń Gandhiego) Lanza del Vasto pisał  o swojej społeczności:

„nie ma za zadanie przekazać nikomu wiary religijnej, ale że ma go na tę wiarę przygotować”

I w tym zdaniu widzę cały sens łączenia wychowania duchowego z wychowaniem religijnym w naszych drużynach. Czy to poprzez osobisty przykład, czy też poprzez dialog. Nie poprzez indoktrynację, ale poprzez odkrywanie wszystkiego tego co piękne w otaczającym nas świecie.  Szczere i częste rozmowy – bez tego fatalnego przejawu swoistej „tolerancji”, który objawia się tym, iż „nie rozmawiamy o Bogu” aby nikogo nie urazić. Zakładając oczywiście, że nie każdemu jest dane otworzyć się na czynne uczestnictwo w życiu religijnym – i dla tej osoby także jest miejsce w naszej drużynie.

Oczywiście temat osób  niewierzących w ZHP jest o wiele szerszy i zasługuje na dokładniejsze opracowanie – być może w oddzielnym artykule.

Wracając jednak do wychowywania duchowego i religijnego. Często spotykam się z zarzutem, że "wychowanie duchowe to nie jest tylko wychowanie religijne".  Ależ oczywiście, że nie tylko. Niemniej jest jego nieodłączną częścią i pomijanie go powoduje znaczną lukę w procesie wychowawczym. I o ile z „wrażliwością na piękno przyrody” czy wyjściami do kina i teatru nie ma chyba większego problemu, o tyle dotykanie spraw wiary i religii stanowi swojego rodzaju tabu. Stąd też  pewne ukierunkowanie tego artykułu.

Na zakończenie  pragnę  jeszcze podkreślić, że nasz Związek nie stawia  warunków przynależności do określonej religii.  Z oczywistych względów w swoim artykule skupiłem się na religii rzymskokatolickiej  –  jako najbardziej rozpowszechnionej w naszym kraju. Pamiętajmy jednak, aby  wykazywać się daleko idącą tolerancją w stosunku do przedstawicieli innych wyznań). Nie deprecjonując wszystkiego co odmienne…


Wyczuć taką chwilę w której kocha życie
I móc w niej być stale na wieczność w zachwycie
W pełnym słońcu dumnie, na własnych nogach
Może wtedy będzie można ujrzeć uśmiech Boga.”

phm. Rafał Suchocki- były współpracownik Wydziału Wędrowniczego GK ZHP, członek Zespołu Kształcenia Hufca Warszawa Praga Północ. Sudent Filologii Polskiej  w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie

zdjęcia: phm. Jarek Ciszek– pilegrzymka instruktorów Hufcja Warszawa Praga- Północ na Jasną Górę