Trzecie państwo świata

Archiwum / 17.10.2010

Jak to z wynalazkami bywa, dopóki ich nie było, świetnie się bez nich żyło. Ale odkąd je mamy, nie potrafimy wyobrazić sobie świata bez nich. A jednak przed fejsem musiało być jakieś inne życie.

Dziś życie bez Internetu ciężko mi sobie wyobrazić, w sieci jest wszystko i do rzeczywistości wirtualnej przenosi się coraz więcej aspektów naszego życia. Wszyscy chyba znają magię bycia on-line i wiedzą, że jeśli czegoś nie można znaleźć w Internecie, to  najprawdopodobniej tego w ogóle nie ma… Razem z tą powszechną przeprowadzką życia do rzeczywistości wirtualnej stało się jasne, że szykuje się totalna rewolucja więzi społecznych. Zaczynało się to wszystko dość nieśmiało.

Dobre złego początki

Nie spełniają się najczarniejsze scenariusze przestrzegające nas przed tym, że Internet doprowadzi nas do zaniku społecznych więzi

Jakoś na samym początku maile zastąpiły listy, czatowanie stało się wręcz sposobem na spędzanie wolnego czasu i poznawanie nowych ludzi, a komunikatory internetowe, które święciły parę lat temu triumfy popularności (pamiętacie ten moment, kiedy to numer Gadu-Gadu był jednym z absolutnie najważniejszych numerów, a jego brak oznaczał totalne wykluczenie towarzyskie?) ułatwiały kontakty międzyludzkie i pozwalały na znaczne skracanie dystansu w relacjach. Razem z początkiem przenosin naszego społecznego życia do Internetu, socjologowie i psychologowie zaczynają grzmieć o tym, jak fatalny może być i będzie (to wersja tych mniej pokornych) skutek tych przenosin. Zgodnie z najgorszymi przepowiedniami Internet ma prowadzić do zaniku więzi społecznych i alienacji. A jednak, przecież komunikatory, internetowa poczta, portale społecznościowe mają nam tylko ułatwić kontakt z drugim człowiekiem, a zatem Internet zdecydowanie nie musi oznaczać zaniku więzi społecznych. Nie wiem czy mam dość odwagi, żeby powiedzieć, że jest wręcz przeciwnie i Internet generuje rozkwit życia społecznego. Może trochę mniej odważnie zaznaczę, że na razie faktem jest to, że nie spełniają się najczarniejsze scenariusze przestrzegające nas przed tym, że Internet doprowadzi nas do zaniku społecznych więzi. Jest taki jeden portal, którego fenomen zaprzecza wszystkim stereotypom związanym z prowadzeniem życia społecznego w Internecie i którego możliwości pozwalają nam na prowadzenie bujnego życia towarzyskiego właśnie w sieci. Nie pytam czy znacie, bo na pewno znacie i macie.

Trzecie państwo świata

Facebook to obecnie chyba najpopularniejszy portal społecznościowy, który liczy  sobie ok. 450 mln zarejestrowanych użytkowników (dane z kwietnia 2010). Facebook zgodnie z listą użytkowników może być uznany za trzecie pod względem liczby ludności państwo na świecie. Chiny, Indie długo, długo nic, a potem FB. Łatwo sobie wyobrazić, jak ogromny potencjał ma taki portal.

FB ułatwia komunikacje, pozwala dzielić się ze znajomymi filmami, piosenkami, zdjęciami, daje szanse na komentowanie wpisów znajomych. I co chyba najważniejsze – posiada kultową już opcję Lubię to!, która za pomocą jednego kliknięcia pozwala nam wyrazić zachwyt nad czyimś wpisem. Ale na czym właściwie polega fenomen tego portalu? Czemu jest to jedna z najczęściej odwiedzanych stron na świecie i dlaczego po raz kolejny okazuje się, że proste pomysły są najgenialniejsze?

Kubek w kubek

W Internecie jak na dłoni widać naszą potrzebę socjalizacji i przynależności do grupy.

Odpowiedź na pytanie o fenomen tego portalu jest prostsza niż by to się na początku wydawało. Facebook, abstrahując już od wszystkich jego wad, zalet, czy możliwości technicznych,  jest platformą ułatwiającą nam kontakt z innymi i wiele aspektów decydujących o naszym życiu społecznym w realu znajduje tu swoje odbicie. Mark Zuckerberg, założyciel Facebooka, zauważył, że coraz więcej dziedzin naszego życia przenosi się do Internetu, a ten nieodwracalny proces obejmuje również nasze życie społeczne. Zadecydował więc o stworzeniu multimedialnej platformy, która będzie globalnym miejscem spotkań. Facebook swoją popularność zawdzięcza zatem temu, że tak naprawdę zasady kierujące naszym życiem społecznym w rzeczywistości niewirtualnej przenosi z powodzeniem do sieci.

W Internecie jak na dłoni widać naszą potrzebę socjalizacji i przynależności do grupy. Na portalach społecznościowych zapraszamy do znajomości kolegów i koleżanki, tworzymy grupy znajomych, poznajemy nowych ludzi i odnawiamy stare znajomości. Internet jest tu tylko narzędziem, które pozwala nam na realizację mocno w nas zakorzenionej potrzeby prowadzenia życia społecznego.

Facebook z przytupem zaprzecza postulatom o potrzebie anonimowości w sieci. Wcale nie chcemy być anonimowi, wręcz przeciwnie. Z chęcią dzielimy się danymi o sobie, personalizujemy swoje profile, oznaczamy zdjęcia, na których jesteśmy.  Często, o czym jest ostatnio głośno, nieświadomie i niestety bezmyślnie udostępniamy wszystkim wszystkie swoje dane. Jednak poprzez uaktualnianie profilu, celowy dobór zdjęć do opublikowania świadomie kreujemy swój wizerunek w grupie. Zarówno w Internecie, jak w realu, staramy się zaprezentować jak najlepiej, chcemy być kojarzeni z konkretnym wachlarzem cech. W Internecie służą nam do tego profilowe zdjęcia, czy rubryka „o mnie”, w rzeczywistości kreować swój wizerunek trochę trudniej, jednak w obu rzeczywistościach podejmujemy się  tego niełatwego zadania.

Facebook uwypukla także nasze poszukiwanie ludzi o podobnym guście, zainteresowaniach. Nie od dziś wiadomo, że przyjaźnimy się z ludźmi, z którymi coś nas łączy, mamy coś wspólnego. W Internecie dzieje się podobnie za pomocą grup dyskusyjnych, forów internetowych, szukamy ludzi z którymi połączy nas nić porozumienia – i jest to kolejny przykład na to, że nasze społeczne życie w Internecie nie różni się zbytnio od utrzymywanych w prawdziwym świecie relacji.

Ciemna strona Mocy

Skoro zasady kierujące naszym życie społecznym przenosimy do wirtualnej rzeczywistości, a Internet traktujemy tylko jako kolejną platformę do komunikacji i spotkań, to skąd protesty i obawy przed zanikiem więzi w społeczeństwie? Czy są one zupełnie bezpodstawne? Ano, niestety nie. I za to również odpowiada prosta zasada, znana z rzeczywistości niewirtualnej. Niby wszystko wiemy i wszystko się zgadza, ale przełożenie tej teorii na praktykę nie jest łatwe. Zarówno w realu, jak w Internecie. Internet, portale społecznościowe, komunikatory internetowe same w sobie nie są złe, dają nam morze możliwości i to, czy się nie pogubimy i będziemy z nich z umiarem korzystać, zależy już tylko od nas.