Tydzień bez fejsa

Archiwum / Marta Szewczuk / 19.01.2011

Nowy rok, czas na postanowienia. Czas na zmianę swojego życia. Chociaż na tydzień… Długo się wahałam, ale w końcu zdecydowałam się sprawdzić, jak to jest żyć przez tydzień bez Facebooka.

DZIEŃ I

Nigdy jakoś szczególnie nie narzekałam na te nielubiane poniedziałki, ale wstając rano wiedziałam, że to nie będzie poniedziałek jak każdy inny. Miałam dość dużo zajęć w ciągu dnia, m.in. pozytywne zabawy z siostrą i intelektualny wysiłek podczas lekcji z Wietnamczykiem. Wracanie do domu dość długie i mozolne, aura nie sprzyja autobusom. Po zdjęciu kurtki jak zwykle, zanim zdjęłam szalik, zdążyłam już kliknąć przycisk „ON” i włączyć monitor. Szalik, buty, wyłączenie dźwięku w telefonie, siadam. Poczta, Pajacyk i… I can’t. Bez fejsa, bez fejsa! Chociaż gg uruchomię. Ale gg mi nic nie mówi, opisy już nie są tak obowiązkowe jak kiedyś. Nie wiem, czy moi znajomi z grupy siedzą nad licencjatem, czy gapią się w ścianę. Jak ja. Poczta. Odśwież. Gazeta-pe-el. Poczta – odśwież. Dobra, nie jestem freakiem, da się żyć bez Facebooka! Kiedyś się żyło przecież. Naciskam „OFF” i biorę książkę.

DZIEŃ II

Dziś byłam na uczelni, w poniedziałki nie mam zajęć. Rozmawiałyśmy z koleżankami o zdjęciach z weekendu, jakie wstawiła Magda (była na nartach). Znaczy koleżanki rozmawiały, bo ja oczywiście nie odpalałam Facebooka. Musiała akurat teraz wstawić! Dziewczyny obiecał, że wyślą mi zdjęcia mailem, ale odmówiłam. To by było kombinowanie. Pogodziłam się już ze stratą cennych wrażeń, jakich mogłabym doznać przy oglądaniu widoczków, kiedy prawym uchem podsłuchałam, że Magda na stoku poznała „bardzo” (użyła zupełnie innego słowa) przystojnego Włocha i „napstrykała mu tyle fotek, że człowieku!”. Wieczorem znów Facebook zamieniony na book. Książki są super (książki są super, książki są super, książki są super…)

DZIEŃ III

Dziś moja mama pochwaliła mi się w krótkim mailu, że pozmieniała różne rzeczy w swoim profilu na Facebooku i żebym „koniecznie zobaczyła, bo ja robię wielkie postępy, Martuś, będziesz dumna z mamy!” – great. Poczułam się tak, jakby mi prąd w domu wyłączyli. Super, moja mama spędzi wieczór gapiąc się pewnie na profile swojej córki i syna (reszta znajomych jest raczej bierna na Facebooku) i będzie zdziwiona, że u mnie taka cisza. Pewnie jutro dostanę maila „Coś się dzieje, córeczko?”

DZIEŃ IV

Hahahaha, jak ja dobrze znam moją mamę! Dostałam maila, w którym moja Postępowa Rodzicielka napisała m.in.. tak: „Marta coś rzadko jesteś ostatnio on-line, może dziś uda nam się pogadać na czacie na fb?” (musicie wiedzieć, że moja mama mieszka daleko ode mnie). Wyjaśniłam więc Pani „Jestem Do Przodu”, że jeszcze nie odinstalowałam gadu-gadu i że możemy się tam „spotkać”. Była zdziwiona, że utrudniam. Dobra, trochę już mam ochotę popodglądać znajomych… Jedna koleżanka jest w Australii i codziennie wstawia nowe zdjęcia, jakieś moje dawne harcerki miały studniówki też już na pewno coś wrzuciły, pośmiałabym się do jakich głupich grup przyłączają się ludzie albo poklikałabym trochę „Lubię to!”. Kurczę, nie lubię tego. Dziś nawet nie mam ochoty na książkę. Posłucham muzyki.

DZIEŃ V

Dziś stało się coś, co najpierw wprawiło mnie w zakłopotanie, potem poczułam złość (bolały mnie żeby od zaciskania ich), a na końcu poczułam smutną rezygnację. Otóż gdy pojawiłam się na uczelni zobaczyłam dużą część mojej grupy stojącej w dość ścisłym kółeczku (podczas gdy zawsze każdy dosypia swoje na korytarzowych krzesłach). Gdy zostałam zauważona, koleżanki krzyknęły do mnie „Havkaaaaa!” (tak, tak do mnie krzyczą). Potem jakaś dziwna lawina zasypała mnie pytaniami, z których każde miało sens: „Czemu Cię nie było?!” i następna lawina wykrzyknień typu „Było epicko!”. Myślę sobie, co jest kurna?! Okazało się, że jeden z kolegów zamieszkujących akademik zrobił posiadówę dla naszej grupy i „było mega”. Kiedy wrzawa trochę ucichła, spytałam czemu ja o niczym nie wiedziałam i wyraziłam swoją dezaprobatę z powodu braku przekazania mi informacji przez najlepsze koleżanki.

I wtedy padło oczywiste: NO PRZECIEŻ MICHAŁ ZROBIŁ WYDARZENIE NA FACEBOOKU I WSZYSCY BYLI ZAPROSZENI! TY TEŻ!

Wrzawa, choć już nieco zelżała, to nadal unosiła się w tym gęstym powietrzu, a ja poszłam dosypiać swoje… Cholera.

DZIEŃ VI

Pierwsza sobota od dawna, kiedy nie pracuję. Spojrzałam z rana na komputer, ale nawet nie włączyłam, żeby posłuchać muzyki. Postanowiłam odnaleźć dobre strony braku Facebooka i poszłam biegać. Ale mi w butach chlupało! Naprawdę mogłaby się skończyć ta paskudna zima, bo tak to człowiek tylko w domu siedzi i… wiadomo co robi. Gdy przebiegałam przez park, zobaczyłam na słupie bardzo zabawne ogłoszenie – pstryknęłam telefonem i pomyślałam, że wstawię wieczorem na fejsa. Pięćdziesiąt metrów później skasowałam zdjęcie… Czy ja jestem uzależniona?! W domu zajęłam się sprzątaniem, a gdy prokrastynacja za bardzo zaczęła mi ciążyć – postanowiłam zabrać się za moją pracę licencjacką. Pierwsza trudność była dla mnie nie do przeskoczenia i chciałam prosić o radę znajomych z mojej grupy seminaryjnej. Nie było nikogo na gg. Ale na pewno siedzieli na Facebooku – w końcu zbliżał się sobotni wieczór. Świetnie. Westchnęłam, praca będzie musiała zaczekać. Na pocieszenie wzięłam do ręki moją ulubioną książkę, którą czytałam już 2 razy, ale zawsze pękam przy niej ze śmiechu. Kiedy przeczytałam jedno zabawne zdanie i zachichotałam, złapałam się na tym, że szukam przycisku „Lubię to!” na dole strony…

DZIEŃ VII

Niedziela! Ostatni dzień! Dziś trzeba było dzień święty święcić, więc postanowiłam W OGÓLE nie włączać komputera. W niedzielę się nie pracuje – ani fizycznie, ani intelektualnie, ani palcami po klawiaturze. Przynajmniej w tym tygodniu. Wymyśliłam sobie wiele zajęć i to był naprawdę udany dzień, ale…

Jutro WRESZCIE dowiem się, co się dzieje na świecie!!! Co słychać u moich znajomych, kto się rozstał, kto zaręczył, kto co robił, kto napisał ile rozdziałów swojej pracy, kto kupił sobie coś nowego. Obejrzę śmieszne rysunki, śmieszne obrazki, śmieszne zdjęcia. Posłucham muzyki, którą lubią moi znajomi. Dowiem się, który poseł co przeskrobał. Dowiem się, kto zaginął i jakie są pieski do przygarnięcia. Może zapiszę się na jakieś wydarzenie. Poklikam „Lubię to!”, pokomentuję, poodświeżam stronę. Dowiem się, jakie zajęcia mam w nadchodzącym tygodniu odwołane, jakie mnie czekają zaliczenia. Dowiem się, jaki „powód do uśmiechu” ma Wiola, co Tymbark powie Agnieszce, z kim Maciek dziś zrobi „bukkake”, mogę też trzymać kciuki za Sylwię, bo „gra o pierścionek z brylantem”. W międzyczasie poczytam cytaty, bardzo głębokie, które umieszczają na swoich tablicach melancholijne dziewczyny, które mam dodane do znajomych. I oczywiście mam nadzieję, że znaczki ludzików, dwóch dymków i globu u góry strony będą się świecić na czerwono po stokroć.

Tyle jutro roboty! Jak ja kocham poniedziałki!!!