Ultreia! Czyli idź dalej
Co sprawia, że przez cały rok na szlaku średniowiecznej trasy pątniczej widać ludzi, którzy gotowi są przejść setki kilometrów? Co pociąga pielgrzymów w maszerowaniu po Camino i czy ma to wymiar jedynie religijny? Oto opowieść o tym i o innych sprawach, które wiedzieć trzeba, gdy chce się pójść na bardzo długi spacer.
Co to jest Camino?
Camino de Santiago – Droga św. Jakuba – to jedna z najstarszych i najpiękniejszych szlaków wędrownych i pielgrzymkowych w Europie. W jej skład wchodzą dziesiątki tras, które prowadzą przez wszystkie europejskie kraje, a najpopularniejszą z nich jest Camino Francés, droga prowadząca z francuskiego miasteczka St-Jean-Pied-de-Port do katedry św. Jakuba w hiszpańskim Santiago de Compostela. 800 km marszu przez góry, doliny, jałowe pustkowia, bujne lasy. Raz w deszczu, raz w upale, kiedy indziej we mgle albo pod wiatr. Nie da rady przejść tej pielgrzymki (używając tego określenia w sensie duchowym, ale nie religijnym) i nie wrócić jako nowy człowiek. Na Camino spotyka cię wszystko to, co w życiu… Tylko silniej, mocniej, intensywniej, bo idzie się pieszo przez inny kraj i po raz pierwszy w życiu przez miesiąc nie robi się nic innego, tylko maszeruje, myśli i obserwuje. I ma się nadzieję, że dojdzie się do celu.
Na Camino spotyka cię wszystko to, co w życiu… Tylko silniej, mocniej, intensywniej.
Bo nie wszyscy dochodzą. Jedni się poddają, innych powstrzymują kontuzje. Chociaż odciski na stopach i naciągnięte mięśnie to norma, to już zerwane ścięgna, pękające kości śródstopia, udary słoneczne, hipotermia czy zawały odsyłają wiele osób przedwcześnie do domu. Niektórzy nawet umierają. Wzdłuż trasy Camino jest wiele grobów i co roku dochodzą nowe. Jeżeli chce się przejść tę pielgrzymkę, trzeba znaleźć w sobie dobrą motywację i każdego dnia walczyć o to, żeby się nie poddać… Można powtarzać sobie także „Ultreia!”* czyli „Idź dalej!”.
Po co?
Przyszły Pielgrzymie, pozwolę sobie dać Ci radę. Jeżeli ktoś musi pytać się: po co?, to i tak nie zrozumie.
To pierwsze pytanie, które pada z ust słuchacza, któremu powie się, że przeszło się Camino. Po co? Po co iść setki, czasem tysiące, kilometrów pieszo? W deszczu, w upale? W ciągłym bólu? Czasem zdarza się zgubić i powrót na trasę zajmuje kilka godzin. Przecież można złapać autobus, pojechać samochodem, autostopem, pociągiem, samolotem… wszystko można! Ale po co na pieszo?
Przyszły Pielgrzymie, pozwolę sobie dać Ci radę. Jeżeli ktoś musi pytać się: po co?, to i tak nie zrozumie. Nawet jeśli poświęcisz cały wieczór na tłumaczenie. Po co? Bo to najdawniejsza, najbardziej pierwotna potrzeba człowieka – iść przed siebie. Człowiek w samym rdzeniu swojego człowieczeństwa jest nomadem, potrzebuje iść do przodu, dalej… Dowiedzieć się, co jest za horyzontem.
Niczym nie różnimy się od Odyseusza ani od odkrywców nowych lądów i kosmonautów – człowiek chce wiedzieć, chce doświadczyć tego, co dalekie. Nawet ktoś, kto spędza większość życia przed telewizorem i w biurze, gdyby trafił na drogę z plecakiem na plecach, poszedłby do przodu.
Po co iść na Camino? Bo tam znajdzie się odpowiedzi na pytania, które pozostają bez odpowiedzi w domu.
Po co iść na Camino? Bo tam znajdzie się odpowiedzi na pytania, które pozostają bez odpowiedzi w domu. Odzyska się zdrowie, kondycję, blask na twarzy. Pozna się ludzi, którzy zmienią Twoje życie. Przeżyje przygody, o których opowiadać się będzie do śmierci. Sprawdzi się siebie, siłę swojego charakteru i ciała. Odpocznie się. A co najważniejsze: przypomni się to, co w życiu najważniejsze – żeby coś zjeść, napić się wody, pooddychać pełną piersią i być blisko drugiego człowieka. Nic więcej – a mówię z własnego doświadczenia! – do szczęścia nie jest potrzebne. A na koniec marszu to szczęście zabierze się ze sobą do domu i już nigdy się nie zapomni tego, jak łatwo można być szczęśliwym.
Co cię motywuje?
Przeszłam Camino już cztery razy i za każdym razem (…) koniec końców okazywało się, że do wędrówki pchnął mnie inny powód, niż myślałam
To już lepsze pytanie niż to „po co?”. Zadają je Inni Słuchacze, ci, którzy być może sami zamarzą o tym, żeby wybrać się w długi marsz. Są to ludzie, którzy wiedzą, że jest „po co” iść i chcą dowiedzieć się, jaki powód wybrałeś Ty. A powodów są tysiące… Warto wybrać się w tak daleką wędrówkę, aby przekonać się o tym na własnej skórze. Przeszłam Camino już cztery razy i za każdym razem myślałam, że wiem, dlaczego idę, ale koniec końców okazywało się, że do wędrówki pchnął mnie inny powód, niż myślałam. Taki, który wychodzi na wierzch dopiero po przejściu 300 km i wypoceniu stresów życia codziennego.
Więc co nas motywuje? Można pójść po to, żeby się przekonać, czy da się radę: wstawać każdego dnia, ubierać buty, chwytać kostur w dłoń i pokonywać przestrzeń, kilometr po kilometrze. Pod górę, z górki, po płaskim, po mokrym, po kamienistym, po grząskim, przez lasy, pola, po drogach, a czasem nawet po autostradach. Kiedy od rana pada deszcz, kiedy słońce smali tak mocno, że ciężko się oddycha, ale też w przyjemny, chłodny poranek, gdy świat wygląda pięknie, a nogi same niosą i nie czuje się zmęczenia. To motywacja dobra jak każda inna: sprawdzić, czy da się nie poddać przez dwadzieścia, trzydzieści, czterdzieści, pięćdziesiąt (a czasami dużo więcej) dni, każdego dnia stawiając czoła zmęczeniu i przygodzie.
A może motywuje Cię to, żeby sprawdzić swoje ciało? Co się stanie, gdy osiągnie się barierę bólu? Czy plecy wytrzymają dźwiganie całego dobytku w plecaku? Czy moja choroba rzeczywiście czyni mnie słabszym od innych? Jak poczuję się, kiedy zdobędę kondycję nieosiągalną w codziennym życiu? Czy jestem taki silny, jak mi się wydaje?
Niektórzy idą z powodów religijnych, albo dlatego, że „usłyszeli, że to fajne”. Kto inny trafił na książkę Paulo Coehlo Pielgrzym albo obejrzał film Droga życia i poczuł się zainspirowany. Kogoś zaciągnął przyjaciel, a inni trafili w sklepie na mapę Camino i postanowili sprawdzić, jak wygląda na żywo. Są też ci, którzy stracili dziecko albo małżonka, zachorowali na śmiertelną chorobę, albo zmagają się z depresją. I ci wszyscy ludzie, za jakiś czas, spotykają się na pustej drodze.
Wolność, szczęście czy ból?
Pytanie o to, po co idziemy na Camino i co na nim znajdujemy najlepiej streszczają słowa młodego włoskiego pielgrzyma, którego spotkałam kiedyś na drodze. Tamtego dnia powiedział mi: „We break our bodies so that our spirit can grow”.
Najwięcej osób idzie jednak, żeby mieć czas pomyśleć. Dużo, dużo myśleć. Chcą zmienić swoje życie. Odnaleźć w sobie złoża odwagi i pomysłów. Wyleczyć się po złamaniu serca albo odnaleźć równowagę po śmierci kogoś bliskiego. I odnajdują to wszystko: w bezkresnej przestrzeni, długiej drodze, która nie kończy się za horyzontem, w poznanych na szlaku ludziach i fizycznym zmęczeniu. Odnajdują wolność – wolność od codziennego życia, od obowiązków, związków, w które są uwikłani. Budzą się rano rozluźnieni i nic nie ciąży im na karku. Obolałość, którą czują w ciele, w końcu staje się powodem szczęścia, bo budząc się rano i nie czując bólu w nogach można skakać ze szczęścia. A kiedy w codziennym życiu pamiętamy o tym, żeby cieszyć się z braku cierpienia?
*Łacińskie określenie używane dawniej przez pasterzy do swoich owiec, aby te szły dalej, gdy są wypasane. Stało się to zwyczajowym zawołaniem pielgrzymów, którzy w ten sposób dopingują siebie i innych.
Adrianna Fiłonowicz - doktorantka filmoznawstwa na UAM, piechur i podróżniczka. Miłośniczka samotnych wędrówek (czterokrotnie przeszła pielgrzymkę Camino de Santiago), baśni i kotów. W wolnym czasie dużo pisze, jeszcze więcej czyta. Wierzy w pasję, smoki i ludzi.