Uwielbiam być kobietą

Archiwum / 17.03.2011

ylkaNapisała do mnie Kasia. Kasia Niebylejaka! Z pytaniem, czy zechciałabym może spłodzić dla niej felieton. Ale o czym niby? Zadumałam się…

Po chwili dumania zapomniałam o dumaniu, ponieważ właśnie wróciłam z pracy i po przekręceniu klucza w zamku wymierzyłam kopniak w drzwi, by móc się dostać do mieszkania. Z ulgą odstawiłam torby pełne zakupów, drugim kopniakiem drzwi te zamknęłam, zrzuciłam z siebie nauszniki, płaszcz, szalik, buty (kolejność nieprzypadkowa) i ruszyłam na podbój łazienki. W łazience rozegrały się sceny iście dantejskie, zupełnie nieodpowiednie dla młodego czytelnika, dlatego też skwituję je pełnym godności milczeniem. Bądź co bądź, w konsekwencji owych scen pranie radośnie burczało w pralce, a ja odświeżona po prysznicu i odziana w dres udałam się do kuchni.

Kuchnia jak kuchnia, rozwodzić się nad nią nie będę, wszak każdy kiedyś chociaż jedną kuchnię widział (a jeśli nie, to nie ma czego żałować). Opłukałam rano wyjęte z zamrażalnika mięso, zalałam wodą i nastawiłam z myślą o zupie. Martwy drób gotował się w garnku, a ja nie tracąc ani minuty, zmyłam naczynia, obrałam i odpowiednio posiekałam włoszczyznę oraz przygotowałam kalafior (zupa kalafiorowa, mniam, mniam!). Zajrzałam do bulgoczącego denata, dorzuciłam warzywa i stwierdziwszy, że mam jeszcze trochę wolnego – chwyciłam za odkurzacz. Drodzy Państwo, cóż to był za taniec! Mój partner dwoił się i troił, by mnie zadowolić, wił się po dywanie jak szalony, niemalże mruczał mi do ucha w tej pedantycznej żądzy, która nas połączyła… Niestety! Wszystko, co dobre, szybko się kończy. Wróciłam więc do prania zdejmowania, ubrań składania, ich do szafek chowania i do druzgocząco prozaicznego skarpetek w pary dobierania.

Zupa zaczęła już przypominać zupę, a ja postanowiłam zmyć jeszcze końcówkę naczyń i – nareszcie! – usiąść i odpocząć. Należało mi się to jak psu zupa… (Znów ta zupa!!!)

Tymczasem (pół godziny po mnie) przyszedł mój mąż in spe, rozdział się i wiecie co zrobił? RZUCIŁ SIĘ NA ŁÓŻKO! Tak jest. Nie dostrzegł kropel potu na mych skroniach, nie skłamał: „kochanie, pięknie dziś wyglądasz”, nie zapytał, co tak ładnie pachnie – tylko padł jak kawka, nie zainteresowawszy się ni światem, ni mną. Phi. Mężczyźni!

***

Wtem przypomniałam sobie o pytaniu Kasi. Ja i felieton? Ależ, Kasiu, brak mi czasu na takie głupstwa! Jestem zbyt zajęta byciem kobietą, kobietą dumną. Szczycę się swoimi zdolnościami multitaskingu i doskonałym wykorzystaniem każdej minuty. Tym, że mam na głowie cały dom i nie wariuję. Tym, że pamiętam o wizycie u dentysty, imieninach cioci Jadzi, odebraniu spodni od krawcowej i o kupieniu mleka do kawy, bo jak to pić kawę bez mleka. Tym, że wieczorami wracam do domu zmęczona, a jednak gotowa jestem z uśmiechem na twarzy wysłuchać swego mężczyznę rozprawiającego o supernudnym… Eeee, właściwie to nawet nie wiem o czym (ale nie mówcie mu tego!). Tym, że w nawale obowiązków pozostaję wrażliwa i uczynna, że znajduję czas na książkę i dobry film, że nie chodzę jak obdartus, tylko dbam o swój wygląd, oraz…

Drogie Panie! Możecie nie obchodzić 8 marca, ale przypomnijcie sobie o swojej kobiecości, pokochajcie ją i nauczcie się być z niej dumne. Wszystkie – ale to absolutnie wszystkie i bez żadnego wyjątku – jesteście wspaniałe! Każda z Was jest wyjątkowa, choć każda w inny sposób. Odkrywajcie siebie i powtarzajcie: „uwielbiam być kobietą!”. Ten tekst powstał z myślą o Was i w podzięce za Wasz wkład w ulepszanie i upiększanie świata. Jeśli nie jesteście tego świadome, to jak najszybciej dostrzeżcie swój trud podejmowany każdego dnia. Może zabrzmi to patetycznie, ale taka jest prawda: BEZ WAS LUDZKOŚĆ BY NIE ISTNIAŁA!