Wakacje, regaty i Kalifornia
Część wędrowników ma już wakacje, a część jeszcze nie. W tym roku dwóch wędrowników spędzi je na międzynarodowych regatach skautowych w Kalifornii i z tego powodu bardzo mocno się tym interesujemy.
7 czerwca w Na Tropie pojawił się tekst Macieja Pietrzczyka o 33 KHDŻ i pewnie niektórzy zastanawiali się co to za prywata, bo autor jest członkiem tej drużyny. Wszystko dlatego, że Na Tropie postanowiło objąć patronatem wyjazd naszego redakcyjnego kolegi oraz Konrada Kuszewskiego do Kalifornii, a wcześniejszy artykuł może pomóc w zrozumieniu, dlaczego tak bardzo pasjonujemy się ich wyjazdem. Już za kilka dni na naszym fanpageu na Facebooku będziecie mogli śledzić losy chłopaków podczas regat skautów wodnych, a jak do tego doszło przeczytacie poniżej.
Pierwsze pytanie będzie banalne − gdzie wy w ogóle jedziecie?
The William I. Koch International Sea Scout Cup to największe na świecie i najbardziej umiędzynarodowione regaty skautów wodnych
Konrad Kuszewski: Do Warszawy. Potem jesteśmy już tylko w powietrzu. A lecimy na regaty!
Maciej Pietrzczyk: Docelowo mamy się znaleźć w Long Beach (Kalifornia, USA), ale jeszcze zahaczamy o Londyn i oczywiście o Los Angeles. Niestety nie ma bezpośrednich połączeń z Polski, ale regaty na które się wybieramy, zdecydowanie są warte tych 19 godzin lotu. The William I. Koch International Sea Scout Cup to największe na świecie i najbardziej umiędzynarodowione regaty skautów wodnych (seascouts). Długą i śmieszną nazwę zawdzięczają Williamowi Kochowi, który jest filantropem amerykańskich skautów i przy okazji miliarderem oraz głównym sponsorem imprezy.
Czy coś musieliście zrobić, żeby dostać się na The William I. Koch International Sea Scout Cup? Jakieś kwalifikacje, czy wystarczy się zgłosić i mieć pieniądze?
KK: Pieniędzy to my właśnie nie mamy. Na pewno nie teraz.
MP: To prawda, jesteśmy okrutnie spłukani. Ale na szczęście udało nam się sfinansować ten wyjazd. Ostatnie duże wydatki mieliśmy pod koniec marca. Od tego czasu czekamy już tylko na wyjazd.
KK: Kwalifikacji nie było, przynajmniej nie w naszym kraju. Pozostali uczestnicy musieli takowe przejść u siebie. Ale nie my. Informacja o regatach, właściwie to zaproszenie, dotarła do Centrum Wychowania Morskiego ZHP. Potem to trafiło na Facebooka. Maciek natychmiast odpowiedział i okazało się, że jest jedynym, który chce się na to porwać. Za późno było już na kwalifikacje, ponieważ pierwszej płatności trzeba było dokonać jeszcze w 2013. Trzeba było tylko znaleźć drugiego chętnego z umiejętnościami żeglarskimi na przyzwoitym poziomie. Trudno było odmówić.
Od jak dawna wiecie o wyjeździe do Kalifornii i od jak dawna przygotowujecie się do tego?
MP: Październik 2013. Trudno mówić o konkretnych przygotowaniach, ponieważ sezon trwa od półtora miesiąca. Niemniej jednak pływamy od kilku lat w regatach, w tym regatach Pucharu Polski, więc wiemy, o co w tym chodzi.
KK: Pływaliśmy na nieco większych łódkach, ale szczęśliwy zbieg okoliczności przywiódł tej zimy do naszej drużyny dwuosobowego skiffa, na którym prawdopodobnie jeszcze potrenujemy przed wyjazdem.
Skoro już wiem dokąd jedziecie i co musieliście zrobić, choć do kwestii finansowych jeszcze wrócimy, to trzeba jeszcze zapytać o to, na czym będziecie pływać i jak takie regaty wyglądają?
…przez 2 dni nie będziemy się ścigać tylko będziemy mieli próby do oficjalnego rozpoczęcia. Oficjalne rozpoczęcie, a po wszystkim Awards Dinner z dużą liczbą oficjeli.
KK: Czekają na nas zapewnione przez organizatora dwuosobowe łódki klasy Flying Junior. Dla bardziej zorientowanych w tym temacie mogę dodać, że przypominają nieco zwykłą 420tkę, ale są lepiej przystosowane do pływania przy większej fali.
MP: Regaty jak regaty. Codziennie jest kilka wyścigów polegających na jak najszybszym przypłynięciu trasy ustawionej przez sędziego. Jeśli chodzi o zakwaterowanie to przez tydzień będziemy goszczeni w kampusie Uniwersytetu Kalifornijskiego w Long Beach. Wiemy też, że Amerykanie bardzo dbają o oprawę takich wydarzeń, toteż przez 2 dni nie będziemy się ścigać tylko będziemy mieli próby do oficjalnego rozpoczęcia. Oficjalne rozpoczęcie, a po wszystkim Awards Dinner z dużą liczbą oficjeli.
Bierzecie jakiś sprzęt ze sobą z Polski, czy wszystko dostajecie na miejscu?
MP: Na pewno bierzemy ze sobą nasze ciuszki z neoprenu i cały żeglarski rynsztunek. Na szczęście nie musimy się martwić o kamizelki ratunkowe, ponieważ takowe zapewnia organizator. Muszą mieć certyfikat bezpieczeństwa wydany przez Straż Wybrzeża USA, która zapewnia bezpieczeństwo na wodzie podczas regat.
Po raz pierwszy ekipa z Polski będzie brała udział w tych regatach. Czego się spodziewacie po zawodach?
KK: Zobaczymy coś, czego nigdy nie widzieliśmy. Pewnie się trochę podziwimy, trochę pośmiejemy. Ale głównie chodzi o poszerzanie horyzontów i udowodnienie (i sobie i innym), że można pojechać na drugi koniec świata, jeśli tylko się chce.
MP: Organizatorzy byli bardzo zadowoleni, kiedy się z nimi skontaktowałem. Nie skłamałbym, gdybym powiedział, że starali się bardziej od nas, żebyśmy do nich przyjechali. To niespotykane podejście. A na regatach oprócz wysokiego poziomu żeglarskiego spodziewam się zobaczyć organizacyjny majstersztyk w wykonaniu amerykańskiej kadry.
Liczycie na jakieś konkretne miejsce? Od razu zastrzegam, że odpowiedź w stylu „chcemy wygrać” mnie nie zadowoli, bo pewnie każdy chce wygrać. Macie jakiś plan minimum, którego nieosiągnięcie uznacie za bezdyskusyjną porażkę, a wszystko ponad to minimum będzie sukcesem?
KK: Miejsce w pierwszej dziesiątce będzie ogromnym sukcesem, ponieważ będziemy konkurować z ludźmi z Nowej Zelandii − żeglarskiej potęgi. Tak naprawdę nie wiemy na ile nas stać, bo nigdy nie próbowaliśmy naszych sił na arenie międzynarodowej.
MP: Dla mnie sam fakt, że udało się nam wszystko załatwić i jedziemy się pościgać prawie 10000 km od naszych domów jest ogromnym sukcesem, niezależnie od wyników.
Jak już zapowiadałem – teraz wracamy do kwestii finansowych. Sam bilet lotniczy do USA, dla polskiego studenta, jest sporym obciążeniem finansowym. Jak to wygląda w waszym przypadku? Wiem, że udało wam się zdobyć częściowe dofinansowanie do biletów. Mogliście liczyć na jakieś wsparcie ze strony ZHP?
…trudno było komukolwiek wytłumaczyć GDZIE, PO CO oraz DLACZEGO jedziemy.
KK: Organizator pokrył połowę kosztów naszego transportu. To naprawdę dużo i gdyby nie te pieniądze, nigdzie byśmy nie pojechali.
MP: O dofinansowaniu wiedzieliśmy od początku i bez trudu udało się nam je zdobyć. Niezwykle miłą niespodzianką był prawie kompletny brak formalności. Wypełniliśmy tylko po 2 formularze.
Jeśli chodzi o dofinansowanie ze strony ZHP, to nie staraliśmy się o nie. Wiedzieliśmy, że wyjazd dwójki instruktorów nie jest najbardziej przekonywujący w momencie, kiedy można te pieniądze oddać całej drużynie czy przeznaczyć na imprezę dla większej ilości harcerzy. Poza tym trudno było komukolwiek wytłumaczyć GDZIE, PO CO oraz DLACZEGO jedziemy. Na szczęście mamy dostać nieco materiałów promocyjnych oraz odzieży odpowiedniej dla reprezentantów ZHP.
Co masz na myśli mówiąc, że trudno było wytłumaczyć komukolwiek gdzie i po co jedziecie?
MP: Chciałem powiedzieć, że mało kto z ZHP jedzie na drugi koniec świata na regaty i z tego powodu budziliśmy konsternację.
Regaty trwają od 22 do 28 czerwca, a mówiłeś mi, że w Polsce będziecie dopiero 3 lipca. Z czego to wynika? Postanowiliście trochę pozwiedzać, czy może… nie było w innych terminach lotów do kraju?
KK: Wypraszam sobie, ja od razu spokojnie wracam do kraju. Nie chodzi nawet o wielką tęsknotę, którą żywię do mojej wsi, jak tylko ją opuszczę, ale także wolałbym być w kraju kiedy trwa moja rekrutacja na studia. Zalogowałem się na leśnictwo i medycynę, więc wolę być blisko, kiedy ogłoszą czy dostałem się na wymarzony kierunek.
MP: Ja faktycznie wracam 3 lipca. Korzystając z okazji dopłaciłem 200 złotych do biletu i po regatach zatrzymuję się jeszcze na 3 dni w Nowym Jorku. Akurat tak się złożyło, że mieszka tam jeden z niegdysiejszych instruktorów naszej drużyny i obiecał mi udostępnienie kawałka podłogi na dwie noce. A terminy lotów są zawsze i wszędzie.
Na koniec muszę o to zapytać. Dlaczego akurat wy? W czym jesteście lepsi od chociażby wodniaków z Mazur? Siląc się na jakąś sportową metaforę, to jesteście niczym bobsleiści z Jamajki, ponieważ musicie przejechać co najmniej 200 km, żeby popływać.
Miejmy nadzieję, że za dwa lata będziemy mieli (…) nadmiar chętnych.
MP: A słyszałeś coś o polskich bobsleistach na ostatnich Igrzyskach Olimpijskich? Myślę, że jesteśmy zupełnie inni niż wodniacy z całej Polski (chociaż mam nadzieję, że nie mam racji). Chyba żadna drużyna nie startuje w dwóch klasach Pucharu Polski oraz nie prowadzi szkolenia regatowego w ramach utworzonej grupy regatowej.
KK: Poza tym, dla chcącego nic trudnego. Mamy obok miasta mały zalew, idealny do ćwiczenia manewrów. Są one właściwie koniecznością, bo przy mocniejszym wietrze minuta bez zwrotu i wpływasz w brzeg.
MP: Pamiętam, że gdy byliśmy swego czasu na Zlocie HDW „Mamry”, to wywieźliśmy stamtąd prawie wszystkie nagrody za regaty. Różnica jest naprawdę widoczna, jeśli chodzie o pływanie regatowe.
KK: Poza tym to my, a nie „wodniacy z Mazur”, podjęliśmy wyzwania pojechania nad Pacyfik na regaty. Miejmy nadzieję, że za dwa lata będziemy mieli inny problem – nadmiar chętnych.
Więcej informacji na temat The William I. Koch International Sea Scout Cup: www.seascoutcup.org
Radosław Rosiejka - przez dwa lata drużynowy 159 Poznańskiej Drużyny Wędrowniczej. Lubi jeździć na rowerze i słuchać muzyki, ale nie robi tego równocześnie. Studiuje stosunki międzynarodowe na UAM, a jesień swojego życia chciałby spędzić nad hiszpańskim wybrzeżem Morza Śródziemnego.