Wędrownictwo na sportowo

Archiwum / 24.03.2009

Trudno znaleźć bardziej wędrowniczą dyscyplinę sportu niż ta. Ci, którzy ją uprawiają, są zgodni – sprawność fizyczna jest ważna, ale nie najważniejsza. Najważniejsze jest to, co ma się w głowie.

Magda Łączak, jedna z najbardziej utytułowanych zawodniczek Adventure Race w Polsce, wartość zwykłej parówki doceniła dopiero po 7-godzinnym przedzieraniu się przez głęboki po pas śnieg między 27. a 28. punktem kontrolnym tegorocznego Bergson Winter Challenge. Obdarowana przez kogoś z drużyny powiedziała, wzdychając: – Jeszcze nigdy nie jadłam tak dobrej parówki. I byłoby w tym wszystkim trochę banału, gdyby nie fakt, że słowa Magdy oddają dokładnie to, czym są rajdy przygodowe.

Obezwładniający smak

To właśnie dodaje mi energii tak potrzebnej w codziennym życiu.

Mogłoby się wydawać, że pokonanie w ciągu zaledwie 80 godzin dystansu 400 kilometrów, przez góry, w głębokim śniegu, bez chwili wytchnienia i snu może człowieka pozbawić sił do czegokolwiek.
– Ależ skąd – zaprzecza Magda. – To właśnie dodaje mi energii tak potrzebnej w codziennym życiu. Tak było trochę z tą parówką.  – Wyobraź sobie standardowy, nudny poranek w środku tygodnia. Wstajesz, myjesz się, siadasz do śniadania. Ktoś stawia przed Tobą talerz z parówką. Nawet jej nie zauważasz; zjadasz i rozpoczynasz kolejny dzień – wyjaśnia. – Na rajdzie parówka smakuje lepiej, z każdym jej kęsem czujesz, jak wstępuje w ciebie energia. Po godzinach jedzenia żeli energetycznych popijanych Isostarem jej smak jest wprost obezwładniający. To jest właśnie wartość rajdów. Tylko błagam, traktujmy tę parówkę metaforycznie.

 Multi

Po kilkudniowej imprezie, na której spali zaledwie kilkanaście minut, nawet najlepsi mają halucynacje i wzrokowe omamy, nazywane przez nich rozkosznie sleepmonsterem.

Kto jeszcze nie wie, niech siedzi cicho i czyta uważnie. O co chodzi? O multidyscyplinarne zawody sportowe, gdzie w trakcie jednej imprezy zawodnicy ścigają się pieszo, kajakami, na nartach biegowych czy rakietach śnieżnych. Bez względu jednak na to, czego by jeszcze organizatorzy nie wymyślili, obowiązkowym punktem programu zawsze jest rower.

Wyścig zwykle trwa non stop – od startu do mety bez zatrzymania czasu. Zawodnicy starają się więc jak najmniej odpoczywać i przede wszystkim – rezygnują ze snu. Po kilkudniowej imprezie, na której spali zaledwie kilkanaście minut, nawet najlepsi mają halucynacje i wzrokowe omamy, nazywane przez nich rozkosznie sleepmonsterem. Oprócz zmian środka transportu na zawodników czekają także zadania specjalne. Polskie imprezy mają już na świecie dobrą renomę – takich, dla których wyjątkowo ciekawe są zadania linowe: wychodzenia kątowe, wspinaczka, zjazdy z urwisk (także z rowerami). Na jednej z rozgrywanych na Śląsku imprez (ZHP Nonstop Adventure) zawodnicy musieli nawet zejść do prawdziwej kopalni i odnaleźć w niej ukryte tam punkty kontrolne. Do dziś na forach internetowych poświęconych polskim rajdom przygodowym zawodnicy wspominają tę przygodę jako niesamowite przeżycie.

Ważnym elementem tej dyscypliny sportu jest jej zespołowość – soliści muszą schować dumę do kieszeni. Klasyczny AR to czteroosobowy zespół z przynajmniej jedną osobą innej płci w składzie. Zwykle oznacza to trzech mężczyzn i jedną kobietę, bywają jednak odstępstwa od tej zasady. W Polsce coraz częściej w rajdach można wystartować we dwoje. I jeszcze jedno – trasa każdego rajdu wyznaczona jest tylko na mapie i biegnie od jednego punktu kontrolnego do drugiego. A to oznacza, że aby wystartować w takiej imprezie, choć trochę trzeba umieć orientować się w terenie.

Poznaj Sleepmonstera

Zasypiający na stojąco ludzie, zdekoncentrowani brakiem snu i odpoczynku popełniają często na trasie błędy, których na trzeźwo nigdy by nie popełnili.

Po dotarciu do mety tych najdłuższych imprez większość z zawodników pada wyczerpana i śpi po kilkanaście godzin bez przerwy (lub z drobnymi przerwami na jedzenie). Oglądając relacje z zawodów takich, jak Bergson Winter Challenge, Zamberlan Adventure Trophy czy Mistrzostwa Świata w Rajdach Przygodowych, mamy okazje zaobserwować obrazki, których próżno szukać podczas relacji ze „zwyczajnych zawodów”. Zasypiający na stojąco ludzie, zdekoncentrowani brakiem snu i odpoczynku popełniają często na trasie błędy, których na trzeźwo nigdy by nie popełnili.
Co więc sprawia, że dyscyplina ta cieszy się coraz większą popularnością i zdobywa zwolenników na całym świecie? – W rajdach nie ma przegranych. Ścigasz się z innymi i w zależności od tego, ile jest w tobie sportowego ducha do tej rywalizacji, przykładasz mniejszą lub większą miarę – mówi Igor Błachut (z teamu „360 stopni”), który oprócz startowania w rajdach organizuje także dwie swoje imprezy. – Ale jednocześnie walczysz z samym sobą. I w tej walce na mecie zawsze wygrywasz.

Alergia na AR

Harcerze są wręcz naturalnymi uczestnikami takich imprez – mówi Paweł Fąferek, organizator największych i najbardziej prestiżowych imprez tego typu w Polsce.

To właśnie powoduje, że rajdy przygodowe można śmiało nazwać najbardziej wędrowniczą dyscypliną sportu. – Harcerze są wręcz naturalnymi uczestnikami takich imprez – mówi Paweł Fąferek, organizator największych i najbardziej prestiżowych imprez tego typu w Polsce. – Są aktywni, lubią góry i szeroko rozumianą turystykę, nie jest im obce posługiwanie się mapą i kompasem, radzą sobie na linowych zadaniach specjalnych. A mimo to zachęcenie harcerzy do startu w krótkich choćby imprezach jest niezwykle trudne.

I rzeczywiście na długich i trudnych rajdach harcerzy występujących w brawach swoich środowisk właściwie się nie spotyka. To jednak zrozumiałe, bo rajdy te to imprezy wymagające przygotowań, treningu i funduszy. Inaczej rzecz przedstawia się jednak  z krótkimi, wręcz rekreacyjnymi imprezami. –Razem z chłopakami z drużyny postanowiliśmy wystartować w rajdzie On Sight organizowanym pod Poznaniem – mówi Piotr Popow, szef fotoedycji „Na Tropie”. Cudem udało nam się znaleźć dziewczynę do składu. Wszystkie na hasło „rajd przygodowy” reagowały alergicznie. A przecież dystans tej imprezy był śmieszny: 55 km, w tym zaledwie 3 km kajaka. Większość harcerek poradziłaby sobie z takim wyzwaniem.

Co dają rajdy?

Aby dowiedzieć się, jak może smakować ukończenie rajdu przygodowego, wystarczy stanąć na mecie takiej imprezy i przez chwilę poobserwować zawodników.

Trudno wyliczać cechy charakteru, jakie wyrabia w ludziach udział w takich rajdach.
– Skoro wiem, że poradziłam sobie z niesieniem roweru w kopnym śniegu gdzieś pod Turbaczem, to problemy życia codziennego nie robią już na mnie tak dużego wrażenia – przyznaje Magda Łączak. – Trzeba zacisnąć zęby i iść. – Patrzę na zdjęcia z tych imprez i zastanawiam się, po co to wszystko – dodaje Igor Błachut. – A potem przypominam sobie, że nigdzie nie przeżyłem tylu przygód, co na trasach tych rajdów. Tego się nie da opowiedzieć i nie da się zapomnieć. – Dopiero jak się sponiewieram, prawie umrę z wyczerpania gdzieś tam na trasie, to czuję, że żyję – śmieje się Michał Kiełbasiński z zespołu Adventura.

Aby dowiedzieć się, jak może smakować ukończenie rajdu przygodowego, wystarczy stanąć na mecie takiej imprezy i przez chwilę poobserwować zawodników. Mimo zwierzęcego zmęczenia wchodzą uśmiechnięci, wzruszeni, padają sobie w ramiona (lub padają na ziemię wyczerpani), płaczą, śmieją się, krzyczą. – Tego nie da się opisać – przyznaje Andrzej Brandt. – Za każdym razem to jest coś niesamowitego: poczucie,