Wśród uliczek wąskich wędrownicze związki
Na wyjazdach, wśród drużyn wędrowniczych widzę zawsze wiele par, które dumnie kroczą przez całe miejsce zlotu za rękę. Widać, że dwie osoby łączy coś więcej niż przyjaźń.
Wchodząc w wiek wędrowniczy prócz potrzeby rozwoju i wykazywania się w swojej dziedzinie, pragniemy także podzielić się swoim życiem z drugą osobą. Chcemy z kimś być. Dlaczego chodzenie z kimś z drużyny jest takie fajne? Jak nie zaszkodzić sobie innym i na co uważać?
Często nieświadomi tego, dlaczego tak się dzieje, nie szukamy partnerów poza harcerstwem. Po co, jeżeli otaczają nas osoby z takimi samymi pasjami i zainteresowaniami. Ludzie, którzy wiedzą dlaczego to harcerstwo jest dla nas ważne. Nie będą nas od tego odciągać, bo sami widzą, jaką frajdą jest bycie wędrownikiem, wyjazdy po za miasto na biwaki, obozy, zloty i wędrówki.
Te obozy, zloty, które trwają jednak trochę czasu, pozwalają nam na poznanie siebie od A do Z. Na takich wyjazdach, dziewczyny nie mają czasu na malowanie się i upiększanie, bo szkoda im czasu, i tych wszystkich ładnych ciuchów. Biegają jak im wygodnie, w tak zwanym „stroju roboczym”, wiedząc że chłopakom to nie przeszkadza, bo sami stawiają na wygodę. Czasem nawet nie myślą o tym, żeby podrywać swoje koleżanki z drużyny. Jednak to, że znamy drugą osobę, często się z nią widujemy, spędzamy z nią wiele czasu, sprawia, iż czujemy się ze sobą dobrze. Spotykamy się już na stopie prywatnej i stajemy się parą.
W szale zakochania nie widzimy, że robimy coś nie tak. Afiszujemy się, co reszcie wędrowników nie zawsze musi się podobać. Zdarza się, że drastycznie zmienią o nas zdanie, niekoniecznie na lepsze. Para, która dumnie paraduje po placu apelowym nie widząc świata, okazuje sobie namiętnie uczucia, niekoniecznie staje się moim obiektem sympatii, a wręcz przeciwnie, zastanawiam się czy oni w ogóle wiedzą gdzie pojechali, i że nie są sami.
Nasza organizacja liczy sobie wiele ciekawych osób wartych zainteresowania zwłaszcza, że są to osoby mające te same priorytety co my lub takie, które nam najbardziej odpowiadają. Jeśli spotkamy osobę, która „trafi” w nasze serce, to warto z nią być, to przecież zrozumiałe.
Czy zatem można w jakiś sposób przygotować się na wiosenny szał uczuć i nauczyć trzymania ich „na wodzy”? Każdy, kto był w takiej sytuacji wie, że uwagi w rodzaju „może byście przystopowali”, łatwo puścić mimo uszu. Zbyt jesteśmy zaślepieni radością, że można znowu spędzić kilka dni razem. Rok po takim „wspólnym” wyjeździe, na tej samej służbie w Lednicy widziałam parę, która dosadnie okazywała sobie uczucia. Wzbudziła we mnie zbulwersowanie „jak oni się zachowują, to jest służba, przesadzają”, dopiero po kilku sekundach doszło do mnie, że przecież robiłam to samo.
Trzeba więc przede wszystkim pamiętać, że to co dla nas przyjemne, nie koniecznie będzie sprawiało przyjemność naszym przyjaciołom. Niektóre sprawy powinny pozostać między nami. Pokazywanie wszystkim, że jesteśmy ze sobą nie jest potrzebne, bo nasza drużyna na pewno to wie i nie potrzebne będą im dodatkowe prezentacje.
Rozwiązanie – na wyjeździe, zawsze można, w chwili wolnej, porwać swoją ukochaną osobę na spacer, gdzie na pewno poczujecie się komfortowo bez widzów, a co najważniejsze, wasza drużyna nie będzie musiała chować się w namiocie i krępować przed wami.
Każdy związek przeżywa wzloty i upadki, i często dajemy się ponieść się emocjom. Na to też trzeba uważać. Nasze emocje często wpływają na stan drużyny, a robienie z prywatnych problemów, problemy drużyny zdecydowanie bardziej szkodzi niż pomaga. Jeżeli zdarzy się pokłócić ze swoją „połówką” na wyjeździe najlepiej porozmawiać ze sobą i szybko się pogodzić, ale oczywiście może to wymagać trochę czasu. Może pomoże ustalenie sobie przed wyjazdem z chłopakiem: ‘jedziemy z grupą znajomych i jesteśmy znajomymi, ja większość czasu spędzam z dziewczynami, a ty z chłopakami, trzymamy się na dystans’. Na mojej skórze ten pomysł się sprawdził, pomagało nam to uniknąć niepotrzebnych sprzeczek. Nie ma to zabrzmieć jak nakaz separacji na wędrówkach czy innych wyjazdach, warto po prostu ustalić sobie kilka zasad, by oszczędzić pozostałym niepotrzebnych napięć.
Miłość w drużynie – jak najbardziej! Pod warunkiem, że pamiętamy o tym, że nie jesteśmy w niej tylko we dwoje.
Katarzyna Szymanowicz - komendantka trasy nr I, instruktorka 101 Poznańskiej Drużyny Wędrowniczej, pełnomocnik komendanta hufca ds. zagranicznych, w tym roku zdaje maturę