Wystarczy pociągnąć za sznurek
Tak długo dopóki nie zdobędziemy się na uznanie, że nie jesteśmy wyłącznymi posiadaczami dobrego przepisu na harcerstwo, a co za ty idzie wszyscy inni powinni nagiąć się do naszej wizji, tak długo zmierzać będziemy donikąd.
Stary i szanowany Wódz jednego z afrykańskich plemion buszmenów zakupił od białych ludzi trzy piły motorowe. Odtąd buszmeni karczowali puszczę dwa razy szybciej, a Stary Wódz cieszył się powszechnym uznaniem. Spokój Rady Plemienia zmącił dopiero młody dziennikarz National Geographic, który w czasie wizyty w wiosce przechwalał się, że w kraju, z którego pochodzi, drwale za pomocą jednakowych pił motorowych ścinają, w tym samym czasie, dwadzieścia razy więcej drzew. Zaniepokojony Stary Wódz sprowadził do wioski białych ludzi, którzy sprzedali mu popsute maszyny, żądając wyjaśnień. Przedstawiciel handlowy korporacji Husqvarna przez dwie minuty przyglądał się jak buszmeni ścinają drzewo, po czym odebrał im piłę, pociągnął za linkę i włączył motor.
Jako instruktorka Związku Harcerstwa Polskiego niezmiennie przez lata miałam wrażenie, że nasza organizacja dysponuje niezwykłym potencjałem, ale do Starego Wodza nie dotarł jeszcze biały człowiek, który pociągnie za linkę. Wydarzenia sprzed XXXV Zjazdu skłoniły mnie jednak do refleksji, że Stary Wódz nie spotkał się jeszcze nawet z młodym dziennikarzem National Geographic, który zburzyłby jego święty spokój.
Na tym tle rodzi się pytanie, czy można obiektywnie ocenić sytuację w jakiej znajduje się obecnie Związek Harcerstwa Polskiego?
Dlaczego obraz dzisiejszego harcerstwa przedstawiany jest w barwach od jaskraworóżowych po czarne?
Dobrym przykładem wydaje się być ocena pracy byłej już Głównej Kwatery, która zakończyła się na ostatnim Zjeździe Nadzwyczajnym – dodajmy, że zakończyła się decyzją skromnej większości głosów.
Dlaczego połowa („mniejsza połowa”) delegatów uznała, że stan naszej organizacji jest zadowalający a perspektywy ostrożnie optymistyczne, a druga połowa („minimalnie większa”) zadecydowała, że Związek jest w stanie agonalnym i wymaga natychmiastowej reformy?
Na tak postawione pytanie radykałowie odpowiedzą, że władzę w tej organizacji pełnią ludzie nieuczciwi, którzy trzymają się przysłowiowych stołków, żeby zapewnić sobie możliwie wygodny byt. Co za tym idzie wysoka ocena sytuacji Związku, pozwala im niezmiennie trwać na raz zdobytych i okopanych pozycjach – z korzyścią dla siebie i wyłącznie dla siebie.
Takie stanowisko odrzucam z góry jako skrajnie nieobiektywne.
Druga opcja zakłada, że języki, którymi posługujemy się na co dzień w organizacji nie wchodzą ze sobą w dialog. Dzieje się tak m.in. dlatego, że używamy słów o tym samym brzmieniu, ale wykluczającym się znaczeniu.
Kilka przykładów w znacznym uproszczeniu:
braterstwo – tu: poklepywanie po ramieniu i powstrzymywanie się od wszelkiej krytyki, tak aby nigdy nikomu nie sprawić przykrości, tam: przyjaźń, której elementem jest szczera i konstruktywna krytyka;
obiektywizm – tu: ocena pozytywna bez względu na faktyczne efekty pracy, tam: ocena pozytywna lub negatywna w zależności od faktycznych efektów pracy;
doświadczenie – tu: doświadczenie zdobył ten, który zajmował się daną dziedziną w przeszłości i odniósł sukcesy, tam doświadczenie ma ten, który jest starszy od tego pierwszego;
człowiek młody – tu używany dla określenia liczby lat, tam zawsze w znaczeniu człowiek „za młody”;
zrealizowany budżet – tu planowany zysk w budżecie jest równy stanowi konta, tam stan konta jest mniejszy od planowanego zysku o dwa miliony, ale nie z naszej winy;
Przykłady można by mnożyć, jednak kiedy się nad tym zastanowić i ta wersja daleka jest od obiektywizmu.
Gdzie, więc leży przyczyna tak skrajnie różnych ocen jednej organizacji?
Odpowiedź jest równie prosta jak oczywista. Jesteśmy różni.
Dzielą nas różne możliwości, a co za tym idzie skrajnie różne potrzeby i oczekiwania.
Wśród moich przyjaciół – instruktorów, krąży historyjka o zebraniu jednego z organów władz naczelnych. Na spotkaniu ktoś uruchamia rzutnik multimedialny, a z sali pada komentarz, o tym jaka organizacja jest teraz nowoczesna… tymczasem rzutnik multimedialny nowoczesny był w czasach jak harcmistrz Górecki miał jeszcze włosy.
I jeszcze inna sytuacja. Dużą imprezę wędrowniczą zaszczyca swoją obecnością druhna Naczelnik. Paraduje przed szeregiem wędrowników w butach na obcasie, pada więc jeden z wędrowników niesie nad nią parasolkę. Dwa miesiące później na ogólnopolski rajd przyjeżdża wiceprzewodniczący Związku – przyjeżdża na rowerze, śpi na podłodze tak jak wszyscy – to nic, że pada.
I można by tak długo jeszcze, ale zmierzajmy ku końcowi.
Jesteśmy różni, a różnorodność może być i siłą i przekleństwem.
Oceniając sytuację Związku, pracę innych niż my instruktorów, wielokrotnie widzimy to co zobaczyć chcemy, bo nasze oceny są z góry zdeterminowane. Nasze opinie o harcerstwie są więc różne w zależności od miejsca, czasu, przekonań i funkcji, którą akurat w Związku sprawujemy.
Tak długo dopóki nie zdobędziemy się na uznanie, że nie jesteśmy wyłącznymi posiadaczami dobrego przepisu na harcerstwo, a co za ty idzie wszyscy inni powinni nagiąć się do naszej wizji, tak długo zmierzać będziemy donikąd. Tymczasem inni też mają swoje prawdy i wizje. Zanim zaczniemy wyprowadzać ich z błędu, spójrzmy krytycznie na własne poczynania.
Zgodnie ze starą maksymą: wątpliwość jest lekarstwem, które przynosi mądrość.
Być może w naszej doskonałej wizji harcerstwa wystarczy pociągnąć za linkę, by stała się jeszcze doskonalsza. Nie trwajmy, więc w spokoju i przekonaniu o własnej wyjątkowości.
A co do obiektywnej oceny sytuacji ZHP – odwołajmy się do klasyka: niech oceniają najmłodsi – ASK THE BOY.
phm. Anna Błaszczak – członkini Zespołu Wędrowniczego GK ZHP, sekretarz redakcji Na Tropie, była drużynowa 99 Drużyny Wędrowniczej „Nomada” im. Andrzeja Zawady z Hufca Szczecin. Pracuje w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich.