wZlot – jakoś to hula

Na Tropie Środowisk / Radosław Rosiejka / 12.03.2017

Wzlot w Koninie to już siódmy zlot wędrowników Chorągwi Wielkopolskiej. Pod względem popularności jest w ścisłej czołówce. O jego organizacji opowiedziało rodzeństwo Marcin i Paulina Osuch.

 

Marcin, jak to się stało, że zostałeś komendantem wZlotu?

Phm. Marcin Osuch HR: Już na poprzednim wZlocie osoby z naszego namiestnictwa wędrowniczego namawiały mnie, żeby zostać komendantem wZlotu. Pomysł się wziął z tego, że to jest mały jubileusz. 10 lat temu w Koninie był pierwszy sejmik wędrowniczy Chorągwi Wielkopolskiej i chcieliśmy uczcić tę rocznicę. Jeden z członków komendy był na tym sejmiku. Trzeba podkreślić, że sejmik to poprzednik wZlotu. Więc się zgłosiłem i około miesiąc po poprzednim wZlocie dowiedziałem, że zostałem komendantem.

Powiedzieliśmy sobie: zróbmy to! A dopiero później zaczęliśmy o tym poważniej myśleć

Pwd. Paulina Osuch HO: Wyszliśmy z założenia, że dlaczego by tego nie zrobić. Powiedzieliśmy sobie: zróbmy to! A dopiero później zaczęliśmy poważniej myśleć, że może to być ogromny bodziec do rozwoju. Rok temu myśleliśmy, że wZlot popchnie nasze środowisko do przodu i pokaże osobom wchodzącym w wędrownictwo, że można zrobić coś fajnego. Impreza na 500 osób jest czymś takim i my jesteśmy w stanie ją zrobić.

Jaką mieliście wizję programu tegorocznego wZlotu?

Paulina: Piątek to wieczór różnorodności. Każdy mógł wybrać coś dla siebie. Były dyskusje, dwie kawiarenki, można było zagrać w Munchkina i zrobić zdjęcie w fotobudce. Ogromną popularnością cieszyła się nocna gra po mieście.

Sobota to dzień warsztatowy i zajęcia dla wędrowników w trzech blokach albo ścieżkach profesjonalnych. Oczywiście były też program instruktorski i wieczorny koncert (w tym roku zagrała Cisza Jak Ta – przyp. red.)

Pomysł na zajęcia na wZlocie jest od kilku lat taki sam, ponieważ wZlot ma hasło „Mistrzowie pasji – pasja mistrzostwa” i to realizujemy. Chcieliśmy dać wędrownikom możliwość rozwijania się, poznawania samego siebie i swoich pasji. Program jest też inspiracją dla środowisk do wdrożenia nowych działań u siebie.

Kiedy zaczęliście prace nad programem?

Paulina: Spotkanie zespołu programowego było pod koniec grudnia. Spotkaliśmy się z Marcinem i ustaliliśmy nasze pomysły, do kogo możemy się zgłosić i co może być atrakcyjne dla wędrowników. Później już tylko dzwoniliśmy i pisaliśmy maile do osób, które mogą poprowadzić zajęcia. Docieraliśmy do nich też przez wspólnych znajomych, tak jak do różnych instytucji i firm. Od stycznia, przez całe dwa miesiące, dzwoniliśmy i pisaliśmy maile.

Na co zwróciliście największą uwagę? Jak rozłożyliście akcenty programu?

Bloki zajęć dają większą różnorodność. I właśnie to wybierała większość

Marcin: Założeniem miało być, że połowa zajęć to bloki programowe, a druga połowa to ścieżki profesjonalne. Jednak uczestnicy skupiali się bardziej na blokach zajęciowych. Ścieżki profesjonalne to kilka godzin zajęć na ten sam temat i faktycznie trzeba być nim zainteresowanym. Natomiast bloki dają większą różnorodność. I właśnie to wybierała większość uczestników.

Co było najtrudniejsze w przygotowywaniu programu wZlotu?

Paulina: Największym wyzwaniem okazało się pozyskanie prowadzących zajęcia w bloku zewnętrznym, czyli tym w sobotę po godzinie 16. Założeniem tego bloku było wyjście w miasto, zobaczenie Konina i tego co się w nim dzieje.

Marcin: Część osób i instytucji, do których się zgłosiliśmy od razu mówiła, że nie jest zainteresowana prowadzeniem zajęć podczas wZlotu. Część bardzo długo się zastanawiała i nie wiedzieliśmy, na czym stoimy. Ale byli też tacy, którzy zgadzali się prawie bez zastanowienia. Reakcje były bardzo różne.

A jakie zajęcia cieszyły się największą popularnością wśród wędrowników?

Paulina: Na pierwszym miejscu znalazła się ścianka wspinaczkowa. Bardzo popularne były zajęcia z tworzenia gier planszowych i nauka języka migowego. Również lekcja salsy cieszyła się wzięciem, ale początkowo tylko wśród dziewczyn.

Marcin: Przy zajęciach z salsy założyliśmy, że nie chcemy na niej 20 dziewczyn i pięciu chłopaków, ale pary. Dlatego były oddzielne zapisy na te zajęcia dla dziewczyn i chłopaków. Ostatecznie były pary, bo pod koniec zapisów zaczęli pojawiać się wędrownicy na liście.

W takim razie, czy liczba potrzebnych materiałów przekłada się na jakość zajęć?

Marcin: Tego bym nie powiedział. Na razie nie wiemy, czy zajęcia z dużą liczbą materiałów były lepsze. To się okaże z ankiet ewaluacyjnych.

Paulina: Materiały nie są wyznacznikiem jakości zajęć. Czasami wystarczy kilka kartek i długopisy, a czasami lista materiałów była ogromna.

Czy w tegorocznym wZlocie są jakieś nowości w programie?

Paulina: Taką nowością jest Wędroexpo, czyli prezentacja środowisk na stoiskach. Nie wiemy, czy ta forma się przyjmie, ale chcieliśmy, żeby wędrownicy mieli możliwość zaprezentowania swojego dorobku. A wędrownicy mogą pochwalić się wszystkim. Od koszulek, plakietek, po organizację biwaku, dobrych zajęć.

Marcin. Jaką przyjąłeś rolę w zespole organizującym wZlot?

Marcin: Przede wszystkim rolę koordynatora. Trzeba było czasami spiąć i połączyć funkcje różnych zespołów nachodzące na siebie. Czasami wspomagałem w pracy, popychałem do działania. Jako komendant zajmowałem się całą papierologą związaną z organizacją takiej imprezy, budżetem i reprezentowaniem wZlotu na zewnątrz.

Co sprawiło wam najwięcej problemów?

Im bliżej wZlotu, tym częściej zadawałem sobie pytanie, po co mi to było

Marcin: Był to sobotni koncert. Problem był ze wszystkim. Chcieliśmy, żeby koncert odbył się w Konińskim Domu Kultury. Trzy miesiące przed wZlotem chcieliśmy zarezerwować salę, ale okazało się, że już jest ona zajęta. Później doszedł problem z nagłośnieniem i całą stroną techniczną. Ostatecznie nagłośnienie mamy z Młodzieżowego Domu Kultury.

Paulina: Poza tym nie mieliśmy większych problemów. Bardzo dobrze nam się współpracuje z miastem, szkoły nie robią żadnych problemów. Czasami wystarczył jeden telefon żeby coś załatwić.

A w przypadku problemów, jak i całej organizacji, ważny jest zgrany zespół. My taki mieliśmy, bo wszyscy się wcześniej znaliśmy. To pomaga załatwiać między sobą różne rzeczy. Myślę, że zgranie jest bardzo ważne.

Zadawaliście sobie pytania, po co wam to było?

Marcin: Oczywiście, że tak! Im było coraz bliżej wZlotu, tym coraz częściej zadawałem sobie pytanie, po co mi to było. Jednak myślę, że za parę dni, jak już wszystko przeanalizujemy, dojdziemy do wniosku, że potrafimy robić imprezę dla 500 osób o zasięgu wojewódzkim. Mamy wpis do CV!.

Paulina: Jakoś to hula, a to czy wZlot się udał ocenią uczestnicy w ankietach. Wtedy wszystko się okaże.

 

 

Przeczytaj także: wZlot na poziomie

Radosław Rosiejka - przez dwa lata drużynowy drużyny wędrowniczej w Hufcu "Piast" Poznań-Stare Miasto. Lubi jeździć na rowerze i słuchać muzyki, ale nie robi tego równocześnie.