Z kronik policji językowej
Językiem ojczystym posługujemy się na co dzień, a jednak sprawia nam on wiele trudności. Co jest powodem zaniku poprawnej polszczyzny? Słowem – co z tym polskim?!
Językiem polskim na całym świecie posługuje się około 44 milionów ludzi. Określany jest on zaszczytnym (?) mianem „najtrudniejszego języka świata”, przy którego nauce kapitulowali najwięksi poligloci. Ze znajomości tak osobliwego języka możemy być z pewnością dumni. Patrząc jednak pod innym kątem, możemy zaobserwować bardzo niebezpieczne, i niestety notorycznie bagatelizowane, zjawisko zaniku poprawności oraz dbałości w mowie, a także w piśmie. Z czego to wynika? Dlaczego Polacy współcześnie zatracili świadomość językową? Czy zanika, o zgrozo, chęć poprawnego wysławiania się? Z jakiej przyczyny agitacje purystów językowych są tak często upupiane oraz lekceważone? „A niechaj narodowie wżdy postronni znają, iż Polacy nie gęsi, a swój język mają”. Język mają, lecz o niego nie dbają.
Jaka jest więc geneza tego problemu? Co z tą polszczyzną? Odpowiedź na to pytanie jest chyba oczywista – niepozorne i na stałe zakorzenione w naszej codzienności tzw. mass media. Codzienna porcja „łatwostrawnej papki”, narzucająca nową modę językową (lepsze określenie: trendy?), trafia do nas i wrasta głęboko w pamięć. Trudność naszego języka kryje się, przede wszystkim, w jego bogactwie słów oraz form, które zostają do granic spłycone. Przestajemy być kreatywni w mowie, posługujemy się słowem nam podanym, jesteśmy bierni. Oczywiście, nie należy generalizować i wrzucać wszystkiego do jednego worka. Media nie do końca są pozbawione „policjantów językowych”. Nie utożsamiajmy kultowego „Słownika polsko@polskiego” Jana Miodka czy niezliczonych portali internetowych dbających o czystość mowy z celebrytami, kultywującymi nie tylko kulturę, lecz także język Zachodu.
„(…) iż Polacy nie gęsi, a swój język mają”. Język mają, lecz z niego nie korzystają. Czyżby najtrudniejszy język świata był zbyt ubogi i nie zaspokajał naszych potrzeb? Może zbyt bogaty? To zabawne, jak często w codziennych sytuacjach wyręczamy się obcym słownictwem. Napływające zewsząd anglicyzmy zupełnie zdominowały zwyczajną rozmowę. Zauważmy, że gdy nie mamy wyboru czy możliwości, to nie mamy „opcji”; wyprzedaż zamieniła się w „SALE”; zakupy to dziś popularny „shopping”, a bawimy się na „party”. Nie popadajmy jednak w skrajność. Trudno dziś obyć się bez słów typu: dżinsy, komputer, biszkopt czy flesz. Niepokojące są jednak sytuacje, gdy osoba nie znająca języków nie będzie potrafiła odnaleźć się w rodzinnym kraju.
Zdaje się, że Polacy zaczynają skrupulatnie tłumić w sobie naturalną chęć poszerzania swoich horyzontów językowych; „Granice mego języka oznaczają granice mego świata”. Jakże często borykamy się z własnym językiem i nie odczuwamy potrzeby, by go naprawić, ulepszyć. Pojawiające się dylematy typu: Pinokiu czy Pinokiowi? Płyciej czy płycej? Kaszy manny czy kaszy mannej? Rajtuz czy rajtuzów? Kakao czy kakaa? – są na porządku dziennym. Uciekamy od trudnych i niezrozumiałych form, zastępując je innymi, tworząc neologizmy. Parafrazując wypowiedź mojej znajomej, chciałbym szczególnie uczulić na to zjawisko: „Po co mam się zastanawiać, czy mówię poprawnie? Przecież wszyscy mnie rozumieją!”.
Błędy językowe przenikają powoli do każdej ze sfer życia społecznego. Warto zwrócić uwagę nawet na takie pewniki jak nasze nazwiska. Spójrzcie na swoje szkolne dyplomy czy wyróżnienia. Nieodmienianie nazwisk w języku polskim staje się normą; „Dyplom dla Jana Nowak”, „Msza odprawiana w intencji Mariana Włodarczyk”, „ Słuchamy płyty Grzegorza Turnau” – nikogo to już nie dziwi. Warto zwrócić uwagę także na takie utarte zwroty jak: „Strasznie się cieszę”, „Potwornie mi się podobasz”. Określenia „bardzo”, „niesamowicie” wyblakły, są już niewystarczające, by podkreślić ekspresywność naszej wypowiedzi; logicznie rzecz ujmując, określenia „strasznie” oraz „potwornie” posiadają z góry pejoratywne znaczenie, więc łączenie ich z wyrazami nacechowanymi pozytywnie jest niekonsekwentne. Tego typu połączeń w naszym języku jest cała masa. Wydaje się, że polskie tradycje językowe zostają zepchnięte w nasze prywatne koleiny. Przecieramy dobrze nam znany szlak, którym cały czas podążamy i nie mamy ochoty rozglądać się za innym, być może dla nas lepszym.
Dbałość o piękno języka ojczystego jest jedną z fundamentalnych podstaw patriotyzmu, który w naszym harcerskim środowisku jest tak bardzo kultywowany. To głównie od Was samych zależy, czy nasza ojczyzna polszczyzna będzie językiem z tradycjami i wolnym od dominacji zewnętrznych wpływów.
Jak można propagować tę ideę w Waszych środowiskach?
- Urządzajcie kuźnice i dyskutujcie. Poruszajcie problemy współczesnej polszczyzny. Odpowiadajcie na postawione przez siebie pytania, bądźcie dociekliwi („Czy warto troszczyć się o język ojczysty?”; „ Język potoczny – współczesny?”).
- Wyjdźcie w świat! Stwórzcie ankiety, sondy lub wywiady (na wzór „Matura to bzdura”) uliczne, które posłużą Wam jako materiał dowodowy do rozważań.
- Rozwiewajcie swoje wątpliwości językowe, powierzając je poradniom językowym. Może warto odwiedzić taką instytucję?
- Zorganizujcie zawody ortograficzne w Waszym środowisku lub na większą skalę!
- Urządzajcie spotkania z językoznawcami, by bliżej przyjrzeć się trapiącym Was problemom.
- Urządźcie tzw. flash mob, czytając polską literaturę na ulicach Waszego miasta.
- Utwórzcie dział w lokalnej lub hufcowej gazecie, w którym będziecie zamieszczać zagadki, ciekawostki językowe.
„Źle mówić i pisać, znaczy krzywdzić swoją mową tych, którzy ją budowali” – Janusz Korczak
Łukasz Boeske – student II roku filologii polskiej na Uniwersytecie Wrocławskim. Instruktor, który aktualnie nie należy do żadnej drużyny, ale aktywnie działa w życiu Hufca Chodzież.