Z muzoteki dużego fotoedytora – Jack Johnson
Są takie dni, w których po prostu chcesz się porządnie zrelaksować… Gdy nie masz jednak pod ręką prywatnego masażysty, jacuzzi czy sauny, polecam odpocząć odrobinę przy Jacku (no, przynajmniej dopóki nie dotrzecie do swoich luksusowych domów).
Pierwsze moje spotkanie z JJ miało miejsce w 2009 roku, kiedy to wylądował on w mojej „wyjazdowej” playliście. Nie podobał mi się za bardzo, jednak po parokrotnym przesłuchaniu coraz bardziej przypadał mi do gustu. Ostatecznie jego fanem zostałem po poznaniu jego biografii. A jest co najmniej ciekawa.
Jack Johnson urodził w 1975 roku na Hawajach. Od młodych lat pasjonował się skateboardingiem oraz surfingiem. Tym drugim zajął się (podobnie jak jego ojciec) profesjonalnie, aż pewnego pechowego dnia (w 1992 roku) przydarzył mu się wypadek (zaraz po zawodach, na których był najmłodszym zawodnikiem w historii). Zdarzenie to spowodowało jego długoterminowy pobyt w szpitalu, w trakcie którego zajął się pisaniem muzyki oraz tekstów. Nie ma co ukrywać, miał w tym pewną wprawę. Na gitarze grał od czternastego roku życia, a od szesnastego pisał własne piosenki.
Jack nie myślał jednak na poważnie o zawodowym zajęciu się szeroko pojętą sztuką aż do czasu studiów na University of California w Santa Barbara. Skończył je, uzyskując dyplom z filmu. Dzięki znajomym surferom, którzy zaczęli przekazywać sobie piosenki Jacka, zaczął on zdobywać popularność i wydał pierwszą płytę: Brushfire Fairytales. Uzyskała ona status złotej w U.K. i Kanadzie, a platyny w USA i Australii. Muzyka, którą tworzył, to połączenie folku, soft rocka oraz bluesa często wykonywane akustycznie. Z tej płyty szczególnie polecam Bubble Toes.
Na następny album nie trzeba było długo czekać, bo już po dwóch latach ukazał się On and On, zawierający kolejne doskonałe piosenki i zdobywający listy przebojów (szczególnie w Australii, gdzie płyta uzyskuje poczwórną platynę – ach, ci surferzy). Polecam Wam na pewno Traffic in the Sky.
Dwa lata później ukazała się moja ulubiona płyta JJ – In Between Dreams z pięknym drzewem mango (tak samo nazywa się wytwórnia wydająca JJ) na okładce. Album uzyskał bardzo różne opinie i tak np. The Rolling Stone dał mu tylko 2,5 punkta w pięciostopniowej skali, ale już w Allmusic otrzymał ocenę 4. Jak by nie był ten krążek oceniany – sprzedawał się znakomicie i uzyskał w wielu krajach wielokrotną platynę (np. USA i U.K.) oraz czołowe miejsca w wielu top listach. Za najlepszą reklamę może robić cytat z recenzji w Allmusic: ”Jack Johnson writes songs that just feel good” – myślę, że nie trzeba tego tłumaczyć. Trudno polecić mi jedną piosenkę z tego albumu. Powinniście poznać go w całości. Może jedynie przez wartość sentymentalną dla mnie odrobinę bardziej faworyzuję (także w wersji z płyty Rhythms del Mundo) Better Together, ale to tylko takie moje subiektywne odczucie…
Trzy lata po In Between Dreams ukazał się Sleep Through the Static. Ponownie opinie krytyków co do niego były podzielone, jednak fani zupełnie ich nie słuchali i kolejna płyta Jacka stała się przebojem. 370 tysięcy kopii sprzedanych w pierwszym tygodniu mówi samo za siebie. Klimat jest trochę mniej „słodki” niż w poprzednich płytach. Wychodzi poza ramy chilloutowych surferskich piosenek. JJ w wywiadzie do National Public Radio przyznał także, iż piosenka Sleep Through the Static nagrana została jako protest przeciwko wojnie w Iraku. Dostaliśmy bardzo dobre czternaście piosenek z doskonałymi tekstami.
Ostatnim albumem wydanym przez Jacka jest To the Sea. Autor tak opisuje tytuł: „Myślę, że to odniesienie do ojca, który prowadzi syna do morza, z wodą reprezentującą podświadomość. Więc jest to o próbowaniu zejścia pod powierzchnię i zrozumienia siebie”. Krytycy przyjęli płytę nad wyraz dobrze, dostrzegając zmianę w tekstach piosenek oraz jeszcze lepsze brzmienie całego zespołu. Wydaniu płyty towarzyszyła trasa koncertowa. Do najpopularniejszych kawałków należy na pewno You and Your heart.
Jack oprócz nagrywania i wydawania płyt kręci filmy surferskie oraz zajmuje się ochroną przyrody. Mieszka obecnie na Hawajach wraz z żoną i trójką dzieci. Stworzyli wspólnie fundację charytatywną pomagającą potrzebującym ludziom na całym świecie. Jack brał udział w akcjach Amnesty International oraz wspierał finansowo fundusz na rzecz ofiar trzęsienia w Japonii (którego doświadczył osobiście będąc w trasie koncertowej w tym kraju).
Jego zespół obecnie składa się z:
- Adam Topol – bębny, perkusja
- Merlo Podlewski – bas
- Zach Gill – pianino, perkusja, tło wokalne
Można mu zarzucić podobne brzmienie jego piosenek, ale to właśnie w tym jest jego największy plus. Nie musimy obawiać się niemiłych niespodzianek, gdy sięgamy po nowy album. Na pewno będzie spokojnie i tak jak powinno, bo przecież nie zawsze potrzeba ciągłych rewolucji, by przyciągnąć słuchaczy. Wystarczy mieć oddanych fanów i stworzyć sobie dobrą markę. I obie te rzeczy Jack Johnson posiada. POLECAM.