Zakochałem się – na paragonie
Najczęściej piszą na paragonach. Albo na tych kwitach, które wypadają z bankomatu. Przecież mało kto ma akurat przy sobie czystą kartkę papieru godną tego, by zapisać na niej list. A w szufladzie lądują tylko prawdziwe listy.
Odkryła ją Zuza. To znaczy odkryła ją dla siebie, bo takich odkrywców jak ona było pewnie kilkudziesięciu. A może setki? Zuza miała wtedy słabszy dzień, więc poszła do Ptasiego Radia, usiadła przy stoliku. Nie, nie pamięta, co zamówiła, to by było zbyt banalne w tej opowieści. A banałów w życiu Zuza wystrzega się jak mało czego. Ale właśnie wtedy Zuza odkryła szufladę. Ale to przecież nie jest początek tej historii.
Bar „Caritas” – 7 lipca 2007
Zamówiły naleśniki z warzywami (2 sztuki – 2,40 zł) i z owocami (2 sztuki – 3,35 zł). Do tego jakieś soki, „opłata za naczynia jednorazowe” – w sumie 8,35 zł. Była godzina 10:05. Nie, nie wiemy o nich więcej. Jak się nazywają? Ile mają lat? Co robią? Ale wiemy, że dokładnie dwa tygodnie później 21 lipca w Ptasim Radio usiadły przy stoliku w sali dla palących, jedynym pod oknem i na tym paragonie napisały: „…może napiszą jacyś dwaj przystojni i wolni chłopacy dla Gosi i Agi? Bo Ania to wychodzi za mąż” . Wcześniej jest jeszcze o tym, że egzamin z morfologii już za nimi, że za chwilę rozjadą się po świecie.
Gorszy dzień
No właśnie, Zuza miała wtedy chyba gorszy dzień. Zobaczyła listy, przeczytała i… zabrała wszystkie do domu. – Nie wiem co mnie napadło, jakoś mnie drażniły, niektóre były strasznie grafomańskie, wiesz, jak z książek Coelho, takie wynurzenia w stylu „chwytaj dzień, Twoje życie zależy tylko od Ciebie” – próbuje jeszcze tłumaczyć – no dobra słabszy dzień miałam.
Potem zaczęły ją gryźć wyrzuty sumienia, choć ona się zaklina, że to nie tak było. Ale jeśli było inaczej to dlaczego przyniosła listy do dziennikarza – Napiszesz coś? Ludzie tam smutne rzeczy piszą.
Uchwyt
„Chloroplasty zmysłów, nibystan w suficie, złowieszcze rodzynki, szyderplaster bzzz…Buzz Astral nosił bawełniane kilo schabu bez ości / zazdrości, miłości, radości, wolności” – napisane na odwrocie dwóch biletów do Kina Muza. Poszli tam 9 sierpnia 2007.
Ta szuflada nie ma uchwytu, szuflady we wszystkich innych stolikach mają uchwyty, małe spatynowane gałki, niektóre obluzowane, ale trzymają się drewna resztką sił. Ale ta akurat nie ma. Trzeba nie mieć co zrobić z rękami (jeśli się akurat nie pali, albo jeśli się właśnie rzuciło, albo jeśli jest się zdenerwowanym, albo smutnym i się czegoś szuka żeby zająć myśli). Magda Adamczewska, jedna z właścicielek Ptasiego Radia, rzadko siada przy innym stoliku niż ten koło pieca, w pierwszej sali. Ale wtedy akurat tak się jakoś złożyło, usiadły razem z Pauliną, drugą właścicielką tam pod oknem. Rozprawiały o czymś akurat, Magda trafiła przypadkiem dłonią na szufladę, pociągnęła za krawędź (gdzie podział się uchwyt? – przecież kupowały stolik razem z uchwytem). W środku były listy. – Wtedy pomyślałam, że się udało, to miejsce jest tym, czym chciałyśmy, żeby było, gdy je otwierałyśmy. Otwierasz szufladę i spełnia ci się jedno z największych marzeń w życiu – mówi nieco zawstydzona.
21 czerwca 2007 (na odwrocie namalowane słoneczko)
„Właśnie dołączyłyśmy do grona odkrywców Sekretnej Szuflady. I same postanowiłyśmy zostawić ślad. Po sobie – po dwóch przyjaciółkach, które po 5 miesiącach przebywania w dwóch różnych stronach świata (Budapeszt, Irkuck) spotkały się przy tym stoliku by celebrować chwilę. Dzisiejszy dzień to święto, może to okazja do zrobienia czegoś wyjątkowego?”
Listy od Zuzy odnoszę do Ptasiego Radia – do szuflady, skąd zabrała je dwa miesiące wcześniej. To niełatwe, bo stolik jest regularnie okupowany, rzadko kiedy stoi pusty. Więc trzeba poczekać. Godzinę, dwie, dziewczyna z książką nie chce odejść, w końcu się udaje. Szuflada jest pusta. Jako ostatni list wrzucam kartkę od siebie: „Piszę reportaż o tej szufladzie dla jednej z gazet ogólnopolskich. Poszukuję osób, które ją odkryły i napisały do niej list. Zapewniam anonimowość. Będę wdzięczny za kontakt [email protected]”. Przez kolejne dwa miesiące cisza. Potem przyszły dwa maile.
Chciałabym być stolikiem
Jako pierwsza napisała Monika. Prosi, żeby nie ujawniać jej nazwiska, jest autorką kilku listów, każdy podpisany innym imieniem. – Znikają stamtąd najfajniejsze kartki, takie naprawdę ważne i mądre, zostaje tylko taka koszmarna pseudopoezja albo wyznania w stylu „Tu byłem, pyszne piwo piłem” – mówi – przecież ludzie tam przychodzą nie tylko, żeby się upić, są w różnych sytuacjach, taki stolik to przecież setki historii. Chciałabym być tym stolikiem, wszystko słyszeć, wiedzieć.
Potem jeszcze Krzysztof napisze, zgadza się na spotkanie i rozmowę, potem przestaje odbierać telefon. I znowu cisza.
23 czerwca 2007
„No cóż, odkryłam szufladę i z ciekawości przeczytałam wszystkie kartki. Siedzimy tutaj z M. i zastanawiamy się nad naszą przyszłością. M. ma żonę, ja mam męża, więc sami wiecie, trudna sytuacja. Może ten, kto przeczyta naszą karteczkę wskaże nam jakąś drogę? A może żona M. napisze „wiedziałam, że się spotykacie”.
Po tym liście jest kilkanaście następnych, z radami:
„To zły układ, bo zdrada to zawsze jest zło”
„Co innego się liczy oprócz Was?”
„Trzeba ryzykować, bo stawką są własne marzenia”
"Mamy podobny problem”
„Czasem trzeba skoczyć nie wiedząc o tym, co jest w dole”
„Skąd Wy k… macie tyle czasu, żeby pisać o tych bzdurach do szuflady?”
11 lipca 2007
„Wejdź w fazę bezinteresownego zachwytu chwilą. Na tym polega sekret mądrego, dojrzałego życia. Nie odkryj tego za późno”
Zawsze jest tłok. Żelazna zasada, żadnego rezerwowania stolików, jest wolne – siadaj, zajęte – poczekaj albo przyjdź za chwilę. Gdy otwierały Ptasie Radio wszyscy im to odradzali.
– Byłyśmy młode, nie miałyśmy wielkiego doświadczenia, nie było zbyt wiele pieniędzy na rozkręcenie interesu – mówi Magda. Co chwila wstaje od stolika, bo oprócz tego, że jest właścicielką, pracuje tu też jako kelnerka.– Bo ja to lubię, lubię podchodzić do stolika, widzieć znajomą twarz i wiedzieć, co ona zamówi. Przez kilka miesięcy, zaraz po studiach pracowała w biurze. Szybko stamtąd uciekła, szukała ludzi, a nie czubków głów wystających z biurowych boksów. – Do kawiarni przychodzi się dla ludzi. Oni są wspaniali, przeczytaj tylko te listy.
Czekam na kogoś – nie wiem na kogo
Łatwo ich poznać, wchodzą niepewnie, rozglądają się, zajmują stolik, chwilę posiedzą. A potem podchodzą do baru i mówią, że czekają na kogoś, kogo nigdy nie widzieli. Więc gdyby ten ktoś ich szukał, to on/ona siedzi właśnie tam, przy stoliku pod oknem. Bardzo proszą, by temu komuś to powtórzy