Zespół wiecznie żywy

Archiwum / 12.04.2010

Co to w ogóle znaczy? I czy tak naprawdę można któryś zespół określić mianem zespołu wiecznie żywego? Zastanowię się nad tym, analizując kilka grup nazywanych przez niektórych legendarnymi.

 

 

Gdy czytałam tytuł tego artykułu, kilkakrotnie zastanawiałam się, jakie skojarzenia może wywołać. Zespół wiecznie żywy to taki, który istnieje już długo i nadal ma się dobrze (Radiohead, Metallica, U2, Massie Attack, Red Hot Chili Peppers, Depeche Mode i wiele innych). Dla niektórych będzie to zespół, który potrafi powrócić po latach i w dalszym ciągu wprawiać fanów w ekstazę (AC/DC, Pavement, Guns’n’Roses, Blur i inne). Być może w kategorii „wiecznie żywych” klasyfikują się zespoły wyłącznie legendarne (Queen, Sex Pistols, Led Zeppelin, The Clash, Jimi Hendrix, Bob Dylan, Pink Floyd i wiele, wiele innych). Uważam, że te skojarzenia są słuszne – ale ja mam jeszcze inne.

Na początku naszła mnie refleksja na temat całej masy muzycznych powrotów. Jedną z wiodących przyczyn takiego stanu rzeczy jest po prostu łatwy zarobek. Poza tym część solowych projektów muzycznych okazuje się nietrafionymi próbami sprawdzenia siebie. W rezultacie samotni śmiałkowie opierają się jedynie na popularności dawnego zespołu (Ian Brown – dawny frontman Stone Roses, Julian Casablancas z The Strokes, Jarvis Cocker z britpopowego Pulp). Zastanowiłam się zatem: komu się udało? Znów wysyp pomysłów. „Zespołami wiecznie żywymi” postanowiłam nazwać te, których pamięć pielęgnowana jest dzięki aktywności dawnych ich członków. Wybrałam trzy grupy mniej lub bardziej znaczące w historii muzyki. Aktualnie ich członkowie zajmują się innymi projektami – jednak zgodnie z myślą, że póki jesteśmy aktywni, ludzie będą o nas pamiętać, zaangażowanie w nowe, wartościowe projekty zapewnia żywotność legendzie dawnych grup. Piszę o tym, o czym mogę powiedzieć, że jest dobre – lub chociaż w części wartościowe.


Sex Pistols

1.    Sex Pistols
2.    Public Image Ltd. (PiL)
3.    John Lydon

Sex Pistols z takimi postaciami, jak Johnny Rotten i Sid Vicious nikomu nie trzeba przedstawiać. Punkowa rewolucja uderzająca w ustrój nie była w Wielkiej Brytanii wydarzeniem muzycznym, lecz społeczno-kulturowym. Zespół powstał w 1975 roku, działalność zakończył w 1978 po nieudanej trasie po Stanach. Wydali jedną płytę: „Never Mind The Bollocks, Here’s The Sex Pistols”.

„Anarchy In The UK”: http://www.youtube.com/watch?v=C8szRgIcYlY&feature=related

Sądzę, że wiele osób nie słyszało nigdy o zespole Public Image Ltd. założonym w 1978 roku przez Johna Josepha Lydona. W tym samym roku, kiedy rozpadło się Sex Pistols, John Lydon, czyli nie kto inny jak Johnny Rotten, powołał do życia jeden z najlepszych w historii zespołów post-punkowych. W książce „Metal Box” (tytuł jednego z albumów PiL) Phil Strongman pisze o PiL jako zespole, w którym w końcu chodzi o muzykę, bo przez okres działalności Sex Pistols mało kto wierzył w muzykalność Rottena. Długa lista muzyków współpracujących z PiL oraz lista ośmiu albumów studyjnych świadczy o wartości zespołu. PiL zakończył działalność w 1993 roku. W marcu 2009 roku ogłoszony został powrót bandu. W tym roku będzie można zobaczyć ich na festiwalach w USA i Europie. Po cichu liczę, że będę miała szansę pójść na ich koncert także w Polsce…

Strona zespołu: http://www.pilofficial.com/info.html

„This Is Not A Love Song”: http://www.youtube.com/watch?v=9BGi8u8BtaA

Skoro wyjaśniło się, że John Lydon to ta sama osoba, co Johnny Rotten, nie trudno zgadnąć, że trzecia pozycja na liście jest po prostu solowym projektem byłego frontmana Sex Pistols. Gruby i brzydki John, osiadły w swojej brytyjskiej willi, nie walczy już z ustrojem, ma swój program w telewizji i jeszcze trochę podśpiewuje. Solowo nagrał jeden album: „Psycho’s Path”.

„In The Sun”: http://www.youtube.com/watch?v=vAXfET_zalg

 

 

Blur

1.    Blur
2.    Gorillaz
3.    The Good The Bad and The Queen

W latach 90. na Wyspach Brytyjskich narodził się Brit pop. Nie był to gatunek muzyczny: raczej jakiś trend, nurt w brytyjskiej muzyce i kulturze. Jak fani dwóch klubów piłkarskich potrafią się zwalczać, tak fani wiodących wtedy prym zespołów, Oasis oraz Blur, toczyli boje między sobą. Północ Anglii wraz z Manchesterem należała do Oasis, południe wraz z Londynem do Blur. Rywalizację między zespołami zapoczątkowały media. Pewnego dnia do sklepów trafiły single obu grup jednocześnie. Był to dobry pretekst do rozpętania sztucznej rywalizacji.

Co ważne w zaistniałej sytuacji, Oasis po latach nie zmieniło się w ogóle (no, właściwie grali to samo, ale coraz gorzej z każdą kolejną płytą, a niedawno ogłosili rozpad), natomiast Blur zrobili swoje i zakończyli działalność płytą „Think Tank” w 2003 roku. Ten ostatni album brzmi zupełnie inaczej niż pozostałe – głównie ze względu na brak gitarzysty Grahama Coxona w składzie.

Blur z całą pewnością zaznaczył swoją obecność w historii muzyki. Nie było w tym co prawda nic bardzo przełomowego, ale jest to niewątpliwie kawał dobrej muzyki: często eksperymentalnej, ujętej nietypowo. Piosenki w karykaturalny sposób opisywały życie Brytyjczyków, mówiły o stereotypach, o podziale klasowym. Blur wszystkie te tematy traktowali z przymrużeniem oka.

„Parklife”: http://www.youtube.com/watch?v=dpO3S7aUs3I

Kluczową postacią łączącą wszystkie wymienione zespoły jest Damon Albarn. Dla mnie człowiek-orkiestra! Od magazynu „Q” otrzymał nagrodę w kategorii „World’s Inspiration”; w zespole Blur głównie jako wokalista.

W 1998 roku narodził się wirtualny zespół; na początku nikt nie wiedział, kto stoi za tym niecodziennym projektem. Gorillaz powstało spontanicznie i wypchnęło myślenie o muzyce z wąskiego schematu. Świeży pod każdym względem projekt Damona Albarna i Jamiego Hawletta (rysownik, grafik) jest jednym z najlepszych, jakie przydarzyły się muzycznemu światu. Poza udanymi połączeniami bardzo wielu różnych gatunków (hip-hop, elektro, pop, muzyka etniczna, rock) wartością zespołu jest podejmowana tematyka (społeczne i polityczne zaangażowanie). Jeżeli komuś zdarzy się zadurzyć w muzyce Gorillaz, zostanie także świadkiem życia animowanych bohaterów. Na naszych oczach dorastają, zmieniają wygląd, są coraz brzydsi i bardziej zniszczeni. Każdy ma swoją historię i swój charakter; Murdoc to założyciel zespołu, 2-D jest kompletnie tępy, ale wokal ma dobry, Russel był przez pewien czas nawiedzony przez ducha (obejrzyjcie teledysk „Clint Eastwood”), a Noodle trafiła do studia Kong (tam mieszkają nasi bohaterowie) w przesyłce i jest Japonką. Wszystkie biografie animowanych postaci zostały spisane.
W marcu wyszedł trzeci album Gorillaz: „Plastic Beach”.

2-D: http://en.wikipedia.org/wiki/2D_(Gorillaz)

Murdoch: http://en.wikipedia.org/wiki/Gorillaz

Russel: http://en.wikipedia.org/wiki/Russel_Hobbs

Noodle: http://en.wikipedia.org/wiki/Noodle_(Gorillaz)

Gorillaz & Madonna: http://www.youtube.com/watch?v=0EkeAOrqcMY

W gazecie „Co Jest Grane” przeczytałam kiedyś, że Damon Albarn nigdy nie śpi. Fakt. Kolejny jego projekt to The Good The Bad and The Queen. Jest to zespół założony w 2005 roku wraz z byłym basistą The Clash, Paulem Simononem, oraz byłym gitarzystą The Verte, Simonem Tongiem. W 2007 roku wydali „The Good The Bad and The Queen”, zagrali koncerty i wstrzymali działalność. Albarn poświęcił się stworzeniu Opery „Monkey Journey to The West” opartej na jednej z Czterech Wielkich Klasycznych Nowel pochodzących z Chin, reaktywowaniu Blur, a ostatnio wznowieniu aktywności Gorillaz.

„History Song”: http://www.youtube.com/watch?v=WyvC6N5vGbE

Joy Division

1.    Joy Division
2.    New Order

Grupa młodych ludzi grających na gitarach szukała wokalisty. Nazywali się Warsaw – od piosenki Davida Bowie zatytułowanej „Warszawa”. Na ogłoszenie odpowiedział Ian Curtis. Później zainspirowany książką „Dom Lalek”, opowiadającej o obozie koncentracyjnym z czasów II wojny światowej, w którym kobiety zmuszane były do świadczenia usług seksualnych, zaproponował zmianę nazwy na Joy Division. Od 1976 do 1980 roku chłopcy z Joy Division zdobywali coraz większą popularność nie tylko dzięki muzyce, lecz także nietypowej prezencji scenicznej Iana, który cierpiał na epilepsję. Zdarzało się, że podczas koncertu padał na scenę i dostawał drgawek. To jeden z bardziej niecodziennych i mrocznych zespołów z nurtu post-punk; trudno się nadziwić ile mroku i strachu może być w młodym człowieku. To wszystko siedziało w głowie Curtisa! Jego niepoukładane życie doprowadziło w końcu do samobójstwa przez powieszenie we własnym domu. Świetnym filmem na opowiadającym historię Iana i zespołu jest „Control” Antona Crobijna. Polecam.

„She’s Lost Control”: http://www.youtube.com/watch?v=Yk3YznAICOg&feature=related

Pozostali członkowie Joy Division nie zerwali z muzyką. Nie chcieli jednak tworzyć dalej pod starą nazwą. I tak w 1980 roku powstał New Order. Zespół poszedł bardziej w kierunku muzyki elektronicznej, gitarzysta Bernard Sumner został także wokalistą zespołu. New Order ukształtowali swój własny styl, aktualnie są bardzo cenionym zespołem. Przez długi czas nie wracali do nagrań Joy Division. Dopiero po kilkunastu latach zaczęli grać na koncertach utwory dawnej, legendarnej grupy.

„60 Miles An Hor”: http://www.youtube.com/watch?v=Hc4zDqCrH80&feature=related


One żyją

Zdaję sobie sprawę, że takich grup jest dużo więcej. Na myśl przychodzą mi chociażby:

Libertines -> Babyshambles -> solowy Peter Doherty

The White Stripes -> The Raconteurs -> The Dead Weather

Projekt muzyków Queens of the Stone Age (Josh Homme), Foo Fighters (Dave Grohl), Led Zeppelin (John Paul Jones), czyli nowa grupa Them Crooked Vultures.

Właściwie głównymi motorami wymienionych zespołów są pojedyncze osoby. Napędzają cały mechanizm, nie dają nam zapomnieć o tym, czego już dokonali, poprzez tworzenie nowego. Trybiki działają, one żyją! Co nam przyjdzie po reaktywacji Queen pod tą sama nazwą, co kiedyś, i z tym samym repertuarem? Bez sensu. A na dodatek dla kasy.

Nie twierdzę, że tworzące w dalszym ciągu pod tą samą nazwą grupy są gorsze. Uważam jednak, że każdy zespół prędzej czy później wypala się. Każdy w innym momencie. Należy tylko podjąć decyzję: czy spoczywamy na laurach, męczymy się dalej, czy szukamy ożywczej odmiany (takiej konstruktywnej, byle nie zrobić z siebie drugiej Chylińskiej).


Sylwia Sieczkowska