Zielono mi!

Instruktorski Trop / Kinga Siodłak / 16.05.2018

Co zabrałbyś ze sobą na bezludną wyspę? Takie pytanie mogli zadać sobie uczestnicy pierwszego kursu podharcmistrzowskiego, który wyszedł spod Ręki Metody. Na nim właśnie spędzali oni majówkę 2018!

Majówka w domu? Spędzasz wolne dni przed telewizorem, po raz kolejny oglądając typowe romansidło, zamawiasz pizzę, bierzesz relaksującą kąpiel i hyc do wygodnego wyrka. Brzmi kusząco?  To znaczy, że jeszcze nie dotknęła cię Ręka Metody – ruch, którego misją jest m.in. promowanie świadomej pracy metodą harcerską w każdym  instruktorskim działaniu, wspieranie instruktorów chcących  kształtować swoją tożsamość instruktorską, organizowanie kursów oraz wsparcie ich absolwentów i kadry.

Zapraszam cię, abyś czytając poniższe zdania, wszedł chwilowo w świat kursanta, przyszłego podharcmistrza – w mój świat i doświadczenie, które wyniosłam z przeszło sześciu dni spędzonych na odległej wyspie, wśród drzew, ptaków, łabędzi i osób napełnionych duchem skautingu.

Pozory mylą

Zgłaszając się na kurs, miałam w głowie trzy myśli: poznać nowych ludzi, spędzić jakoś majówkę i przede wszystkim wyjechać stamtąd z dyplomem, potwierdzającym KSI, że zaliczyłam obowiązkowe wymaganie na próbie podharcmistrzowskiej. Żenada, prawda? Ale to jeszcze nie koniec.

To, co sobie wyobraziłam, minęło się z rzeczywistością

Wszystkie atrakcje, jakie czekały na nas już pierwszego dnia, czyli kilkukilometrowa trasa do przejścia w upale, przeprawianie się przez staw, by dostać się na wyspę etc., mówiły mi: chcę wracać do domu. Nie znałam  kadry kursu ani nikogo z zastępu, do którego mnie przydzielono. Czułam się źle, bo to, co sobie wyobraziłam, minęło się z rzeczywistością. I całe szczęście. Zajęło mi to aż dwa dni, by się o tym przekonać i przestać stawiać na swoim.

Ręka Metody zgniotła – dosłownie –  moje nic w byciu instruktorem. Pisząc to teraz, czuję się na nowo wypełniona głównym celem naszego ruchu, jakim jest wychowanie, a nie wyścig o czerwoną podkładkę.

Proszę wybaczyć, taki mamy klimat

Niesamowity był fakt, że w środku cywilizacji, niedaleko autostrady my, harcerze, żyjemy sobie na małej wyspie, chłonąc magię tego miejsca, ucząc się braterstwa i samodzielności. Rano witały nas promienie słońca, przy których każdy rozgrzewał się przed dalszą częścią dnia jogą, bieganiem czy czego jeszcze dusza pragnęła. Codziennie też każdy miał swoje 15 minut, dwa teksty do rozważania i ciszę, w którą mógł się zagłębić; siadasz pod drzewem i dotyka cię beztroska, śpiew ptaków i wolność, kryjąca się za delikatnym powiewem wiatru. Nocą zaś, gdy siedzieliśmy przy ognisku w mundurach, z przemyśleniami w głowie i spełnieniem na twarzy, żegnało nas niebo pełne gwiazd. Jednym słowem – magia.

Bracie!

Jeżeli budowanie wspólnoty, byłoby codziennością, to nie dziwiłaby mnie siła  wzajemności oddziaływań

Podczas kursu, dotarło do mnie, jak bardzo brakuje nam tego na co dzień. Jeżeli budowanie wspólnoty, byłoby codziennością, to raczej nie dziwiłaby mnie tak bardzo siła  wzajemności oddziaływań, czerpanie wiedzy i wartości od drugiego człowieka czy zwykła rozmowa, w której można mówić, a druga strona chce słuchać. Tylko tyle albo aż tyle. Braterstwo nie jest zapachem. Nawet jak je poczujesz, to zaraz zniknie; braterstwa trzeba doświadczyć, by faktycznie chwyciło cię za serce i zostawiło po sobie ślad, jakim jest tęsknota, poczucie przynależności i radość z bycia we właściwym miejscu, z właściwymi osobami.

Kto nie ryzykuje, ten…

Czym byłoby harcerstwo bez stawiania sobie wyzwań? Na kursie było ich pełno – od zwykłego przyniesienia sobie ciepłej wody w misce, po organizację festynu dla mieszkańców Niemodlina. Kadra lubiła zaskakiwać, zwłaszcza ładnie informując, że mamy 3 godziny na przygotowanie atrakcji na dawno zapowiadaną w mieście imprezę – bułka z masłem!

Naprawdę, dużo się tu myśli

6 dni w lesie potrafi nawrócić – nie mówię tutaj o wierze, lecz o zmianie myślenia. Zastanawiasz się nad sobą, nad przyszłością, rozwojem i marzeniami. Naprawdę, dużo się tu myśli. Takie oderwanie od codzienności, postawiło przede mną wiele pytań, dzięki którym nakreśliłam sobie siebie jako instruktora, jednocześnie widząc błędy, jakie popełniam.

Nieważne gdzie, ważne z kim!

Nieważne gdzie, ważne z kim. To tak bardzo prawdziwe zdanie, przez które uważam, że te 6 dni, nie powinno być określane kursem. To słowo jest tak powszechne – kurs małżeński, kurs na prawo jazdy, kurs wychowawcy itp. A przygoda, jaką zapewniła nam kadra, była jedyna w swoim rodzaju.

Przede wszystkim, każdy był sobą, a nie kursantem X. Nie było nudnych, kilkugodzinnych wykładów na temat jak być harcerzem, chciałeś mówić – mówiłeś, wolałeś milczeć – nikt nie ciągnął za język. Kadra wiedziała, co chce nam przekazać, jak to zrobić i jak zaciekawić, wplatając w to głębokie przekazy, które każdy interpretował indywidualnie.

Nie było regułki czuwaj druhu

Zachwyciła mnie bezpośredniość kontaktów – nie było regułki czuwaj druhu albo lepiej się mnie słuchajcie, bo jestem harcmistrzem, tylko totalna dobrowolność i otwartość. Dzięki temu czułam dużą lekkość w kontaktach z kadrą, jednocześnie zachowując ogromny szacunek.  Nie masz pojęcia, jak pełno pozytywnej energii wnosiło to w każdy dzień. Czasem miałam wrażenie, że lepiej się śmieszkuje z dużo starszym ode mnie instruktorem niż rówieśnikiem.

Dla mnie był to czas świadomego porządkowania swoich wartości i celów, pokonywanie słabości i poznawanie rzeczy dla mnie nowych, które de facto są istotą skautingu. W tym czasie, wiele czynników i osób, pozwoliło mi odpowiedzieć sobie na pytanie: co dalej, jakim będę instruktorem? Czuję ogromną wdzięczność, że było mi dane spędzić te 6 dni w tak cudownym gronie trzydziestu siedmiu instruktorów, z przeróżnym doświadczeniem, ogromną wiedzą i zarażającą chęcią do życia! Dla takich przygód, dla takich osób, warto wyjść w świat, zobaczyć, pomyśleć, a potem  już tylko działać.

Kinga Siodłak - studentka psychologii na Uniwersytecie Wrocławskim. Instruktorka Hufca Ziemi Wałbrzyskiej, zastępczyni Komendanta Szczepu i Przewodnicząca Kręgu Instruktorskiego. Na co dzień, stara się czerpać jak najwięcej z życia, kocha aktywność fizyczną, góry, kolor zielony i pandy.