Zjazdowo, gazetowo

Archiwum / Andrzej walusiak / 22.11.2010

W poniedziałek rano dzwoni do mnie telefon. Dziennikarz dużego dziennika relacjonuje mi przebieg ostatniej odprawy komendantów hufców w mojej chorągwi. Tam podobno komendant chorągwi zapowiedział kandydowanie na kolejną kadencje. Dziennikarz prosi o komentarz. Odmawiam grzecznie mówiąc, że ogólnopolskie media nie są miejscem na rozwiązywanie naszych wewnętrznych problemów.

Komendant jest u nas jeden od tak dawna, że nawet nie potrafię powiedzieć, która to kadencja. Ktoś może doszedł do wniosku, że sami sobie z nim nie poradzimy. Podobnie do dziecka skarżącego mamie na starszego kolegę podesłał dziennikarzowi wszystkie materiały ze zbiórki komendantów. Nie potrafimy rozwiązać swojego problemu więc wzywamy posiłki. Nie takie sprawy prasa potrafiła rozwiązać. Pytanie tylko jakim kosztem.

Bo nawet gdyby artykuł pomógł naszej chorągwi to nie wiem czy by się to opłacało. Nawet gdyby otworzył oczy wszystkim komendantom w kraju. Gdyby powiedzieli sobie „Większość instruktorów nie życzy sobie żebym kandydował więc czas odejść” to koszt chyba i tak byłby zbyt duży.

Niezależnie od tego jak rzetelnie tekst będzie napisany i jak dokładnie opisze naszą związkową demokrację przeciętny czytelnik wyobrazi sobie naszą organizację co najmniej źle. Pomyśli o skostniałej strukturze, która nie pozwala niczego zmieniać. O gronie działaczy trzymających się stołków, pilnujących starego ładu. I tych ludziach, którzy są w harcerstwie aby czerpać z tego korzyści majątkowe.

Próbuję postawić się na miejscu przeciętnego czytelnika, który pojęcie o obecnym wyglądzie ZHP ma raczej niewielkie. I ciężko mi nie przywołać w wyobraźni zjazdu PZPN. Widzę grupę trzymająca władzę, twardo trzymającą się funkcji, szukającą kruczków prawnych do walki z młodymi gniewnymi. Myślę sobie wtedy, że swojego dziecka do harcerstwa nie zapiszę. Przecież nie dam robić z siebie łosia, którego potomek będzie narzędziem w politycznych gierkach jakiś władz.

Ja wiem, że wizja jest nieprawdziwa. Owszem ktoś wymyślił sposób jak obejść nasze wewnętrzne prawo. Komendant ma nawet zamiar z tego skorzystać. Ale szeregowi harcerze, czy nawet drużynowi w wyborczych grach nie muszą brać udziału. Wybierają delegata i to jego zadaniem jest działanie w ich imieniu. Może będą chcieli przekazać temu delegatowi swoje uwagi i sugestie co do zbliżających się wyborów. Zainteresują się kto został wybrany i na tym ich uwikłanie w politykę będzie mogło się zakończyć.

Lata bez kadencyjności wprowadziły u nas stagnacje. Jest bezpiecznie, wiemy jak co działa, z kim jak rozmawiać i co można załatwić. Przyzwyczailiśmy się do wiecznych komendantów. Boimy się zmiany bo może być zarówno na lepsze jak i na gorsze. Jest wygodnie więc po co to zmieniać. Ciężko jednak o realny rozwój i wprowadzanie tak potrzebnych dzisiaj w związku zmian gdy nie ma rotacji na stanowiskach.

Tak naprawdę komendant pozostaje na funkcji ponieważ nie chcieliśmy rewolucji. Dlatego, że delegaci na niego zagłosowali. Pozwoliliśmy mu na to i pozwalamy wszystkim innym głosując na nich na zjeździe. Nowy/stary cieszy się z wyboru. Dobrze zrobiłem – myśli sobie – Ludzie chcieli, żebym pozostał na funkcji. Sami mnie o to prosili a przyznając większość głosów dali do zrozumienia, że dobrze zrobiłem korzystając z możliwości jaka była mi dana.

Inna sprawa jest taka, że część delegatów jedzie na zjazd nie posiadając własnego zdania ani nawet nie pytając o nie swojego środowiska. Zagłosują tak jak hufcowy bo przecież on siedzi w tym od dawna i musi znać się na rzeczy. Zjazd potraktują jak wycieczkę, zobaczą trochę nowych rzeczy i będą mieli co wpisać do próby na stopień.

Nie wiem kto zostanie wybrany komendantami i czy wywoła to kolejną medialną burzę. Osobiście jednak uważam, że uchwały Zjazdu ZHP powinny być dla wszystkich wiążące i nie należy się ich pozbywać gdy nagle okazują się niewygodne.

Nie wiem też co kierowało osobą wysyłającą materiały do gazety. Czy była sfrustrowana, czy chciała pomóc czy zaszkodzić a może nie przemyślała dobrze swojej decyzji. Wiem jednak, że popełniła błąd i trzymam kciuki, żeby artykuł się nie ukazał. Ze strachem przeglądam każdy numer czekając na uderzenie.