Minimalizm nie dla wszystkich

Archiwum / Marta Szewczuk / 03.06.2013

Minimalizm nie jest dla wszystkich. Nikt nie nazwie minimalistą bezdomnego pana Edwarda, którego cały dobytek mieści się w reklamówce z Auchan.

Nie jest też łatwo wyznaczyć jego granice. Co jest minimalizmem, a co minimalizmem już/jeszcze nie jest? Minimalizm to nie jest walka z przedmiotami. A na pewno nie tylko. Nie ogranicza się do usuwania zbędnych rzeczy. To by było zbyt proste.

Minimalizm to idea, raczej ogólne podejście do życia niż zestaw konkretnych działań. Innymi słowy, wyrzucenie połowy swoich rzeczy nie uczyni Cię minimalistą. Działa to też w drugą stronę – jeśli masz w domu mnóstwo przedmiotów, nie znaczy to wcale, że nie żyjesz zgodnie z duchem minimalizmu.

Minimalizm to pewna świadomość. Umiejętność selektywnego korzystania z dóbr oferowanych nam przez sklepy, instytucje, inne osoby. Refleksja nad tym, czy naprawdę potrzebuję tego, co właśnie chcę kupić albo nawet wziąć od kogoś za darmo. Czy naprawdę coś, co się zepsuło, jest już nie do naprawienia. Czy coś, co wygląda na zużyte, naprawdę jest takie zużyte. Minimalizm to obrona przed konsumpcjonizmem.

Przy tym jednak należy pamiętać, że minimalizm nie jest dla każdego i wcale nie musi być. Po pierwsze – minimalizm nie jest atrakcyjną ideą dla osób, które nigdy nie doświadczyły nadmiaru. Tutaj wracamy do bezdomnego pana Edwarda. To trochę jak u Mickiewicza: „Kto nie zaznał goryczy ni razu, ten nigdy nie zazna słodyczy w niebie”. Kto nigdy nie musiał się martwić o to, czy może sobie pozwolić na kupienie potrzebnych lub wymarzonych rzeczy, nie będzie dążył do ograniczania konsumpcji.

Ostatnio, podczas rozmowy z Ulą, której felieton możecie przeczytać tutaj, uprzytomniłam sobie, że moja świadomość posiadania zmieniła się na przestrzeni lat. Kiedy byłam mała, nie miałam pieniędzy na nic, w związku z czym prawie nic nie dostawałam. Zaowocowało to tym, że za każdym razem, kiedy gdzieś można było dostać jakieś gratisy, dostać cokolwiek za darmo, choćby było to najbrzydsze i najmniej potrzebne – cieszyłam się jak dzika, że mogę tak po prostu coś otrzymać. Dziwiłam się, że ludzie czasem odmawiali, mówiąc: „nie potrzebuję tego”. Myślałam sobie: „Co z tego, że nie potrzebujesz?! Dają, to trzeba brać!”. Nie chodziło o moją zachłanność, tylko radość z tego, że na co dzień nie mając nic, mogę wreszcie coś dostać. Dziś moje myślenie się zmieniło. Ale to nie tylko dlatego, że dziś jestem bardziej świadoma. Powodem jest przede wszystkim zmiana zasobności portfela. Dziś już mogę pozwolić sobie na kupienie rzeczy, których potrzebuję. Dlatego gdy ktoś pragnie mi wręczyć kolejny kubek z jakimś napisem albo dodaje do zakupów jakiś gratis, który do niczego mi się nie przyda, od razu odmawiam. Sama zaspokajam swoje potrzeby.

Jednak jeśli ktoś wciąż żyje w niedostatku, idea minimalizmu kompletnie do niego nie przemówi. Minimalizm próbuje przekazać ważną wiadomość społeczeństwom konsumpcyjnym: „opamiętajcie się!”. Jeśli ktoś żyje skromnie, bo nie może sobie pozwolić na inne życie, nie wciskajmy mu minimalizmu na siłę.

Minimalizm nie jest też dla tych, którym nadmiar przedmiotów nie przeszkadza. Oczywiście kompulsywne kupowanie mnóstwa zbędnych gadżetów warto wyplenić w każdym przypadku, jednak samo oczyszczanie swojego mieszkania z przedmiotów tylko po to, żeby mieć mniej, nie zawsze ma sens. Ja na przykład nie lubię dużej liczby przedmiotów – jeśli otacza mnie mnóstwo drobiazgów, nie mogę się skupić na pracy. Najchętniej pochowałabym wszystko do białych, gładkich szafek. Ale są osoby, które czują się dobrze, gdy na ich ścianach wisi mnóstwo zdjęć, obrazków, gdy na półkach stoją całe kolekcje pamiątek, świeczników i uroczych pudełeczek. Jeśli ktoś to lubi – proszę bardzo! Niech minimalizm nie będzie terrorem, propagandą ograniczania.

I pamiętajmy, że minimalizm to nie tylko rezygnacja z przedmiotów. Nie polega na liczeniu rzeczy, jakie się posiada. Można spotkać opinie, że minimalistą jest ten, kto ma np. 100 albo 200 rzeczy osobistych. To błędne myślenie. Są minimaliści, którzy trzymają w domu trzy rowery i niezliczoną ilość narzędzi i akcesoriów do nich. Minimalistki, które do każdego działania w kuchni mają osobny przyrząd.

Minimalizm to świadome podejmowanie decyzji, czy potrzebuję. Nie tylko rzeczy, ale też informacji, dźwięków, wrażeń, znajomości (tak!).

Owocnych przemyśleń!

Marta Szewczuk - magister filologii polskiej. Interesuje się językiem i bieganiem, więc zawodowo zajmuje się pisaniem o bieganiu. Najbardziej lubi startować w górskich ultramaratonach. Oprócz harcerstwa, pisania i biegania zajmuje się jeszcze swoją stroną - www.PrzepisyBezglutenowe.pl.