Moralizatorsko

Archiwum / Wojtek Pietrzczyk / 30.09.2011

Kto nie lubi uwag dotyczących moralności współczesnej młodzieży, niech tego nie czyta. Będzie tu o piciu i paleniu. Będzie o zwracaniu uwagi. I dotyczyć to będzie oczywiście harcerzy.

Zwykle nie piszę takich rzeczy do Na Tropie –  staram się podchodzić do spraw wychowawczych z należnym im dystansem i pogodą ducha. Ale tym razem tak nie będzie, bo najzwyczajniej w świecie się zdenerwowałem. I chcę się tym podzielić z ludźmi, którzy być może widzieli zjawiska podobne, a nawet w nich uczestniczą.

Dyskusje nad Prawem Harcerskim, a konkretnie jego dziesiątym punktem to temat – rzeka. Wraz z każdym nowym pokoleniem harcerzy znów wypływa, co jakiś czas mówi się o potrzebie zmiany, podnosi się argument, że skauci w innych krajach mogą sobie wypić piwo i nic złego się nie dzieje. Mówi się że to przecież nic złego i że nie trzeba być „ortodoksem”, z drugiej strony znam ludzi, którzy straszyli palących papierosy pełnoletnich instruktorów Sądem Harcerskim i wykluczeniem z organizacji. Nie znam takich, którzy zachowali przez całe życie absolutną abstynencję, chociaż nie wątpię, że znaleźliby się. Ilu ludzi, tyle opinii.

Na tle tego naszego harcerskiego świata wartości dorastają młodzi ludzie. Wiem, jak to wygląda, bo sam nie jestem staruszkiem, obracam się czasem wśród nich, zdarza mi się pracować z nimi jako instruktor ZHP, jak i spotykać się na gruncie jak najbardziej koleżeńskim. Robimy obozy, zbiórki, mam siedemnastoletniego brata.

Pewnego razu byłem na imprezie, właśnie wśród takich ludzi. Nieważne z kim i gdzie, ważne, że na pewno i Wam się to nieraz zdarzyło. Mieli po 16, 17, 18 lat. Zachowywali się bardzo dojrzale, nikt się nie upił do nieprzytomności, nikt nie zwymiotował, może czasem ktoś przeklął lub poruszył jakiś „niegrzeczny temat”, ale generalnie to nie była gimnazjalna, szalona impreza. Nie palono w domu, wychodzono jak trzeba na balkon. „Pełna kultura”, nawet dorośli się czasem gorzej bawią. Wszyscy byli zadowoleni z tej swojej dojrzałości, nawet podkreślono, że inni tak nie potrafią, a u nas – no proszę, wszystko z umiarem. Nawet trochę wypunktowano pewne środowiska harcerskie, które pić nie umieją. Powoli rozmowa zeszła na tematy harcerskie, no bo większość była z jakiejś drużyny, nawet część własne drużyny prowadziła. Część tematów poruszano, część zaś została odłożona „na później”, no bo uznano, że teraz nie wypada o tym rozmawiać.

Przyznam szczerze, nie zwróciłem im uwagi. A czy powinienem? No właśnie, tu zaczynają się ciężkie tematy. Ogólnie rozmowa staje się trudniejsza, gdy przechodzi się na tryb binarny: zero albo jeden. Tak albo nie.

Żeby zrozumieć sprawę lepiej, trzeba zauważyć ważny proces, który ma miejsce na naszych oczach: wiek drużynowych obniża się. Coraz więcej takich, którzy mają po szesnaście czy siedemnaście lat. Coraz mniej dorosłych, w pełni ukształtowanych instruktorów. Dzieci wychowują dzieci. I nie mówię, że to jest wielkie zło, tak się po prostu dziś w ZHP dzieje i coraz trudniej temu zaradzić. Pośród tej całej młodzieży jest oczywiście ogromna liczba takich, którzy sobie radzą świetnie, zachowując się jak dorośli ludzie, niejednokrotnie mierząc się zwycięsko z całkiem dorosłymi problemami.

Jednocześnie przyspiesza się moment pewnego „uświadomienia”. Jest taka chwila, kiedy harcerz odkrywa, że dorośli instruktorzy też czasem coś piją. Jeden mój kolega parę lat temu tak opowiadał: „myślałem, że oni są święci, ale raz zobaczyłem takie zakazane zdjęcia z zimowiska i…”. Tłumaczę to sobie tak: potrzeba rąk do pracy, coraz więcej młodych osób zostaje kadrą, a coraz częściej taką kadrą dopuszczaną do „tajemnic” starszych. Jeśli jesteś naszym kolegą/koleżanką, to czemu mamy przed tobą kryć, że czasem zdarzy się wypić coś po ciszy nocnej?

W efekcie mamy siedemnastolatków, którzy zachowują się jak dorośli, czyli znają reguły gry: przed młodszymi się bunkrujemy, ze starszymi możemy coś łyknąć. Tylko że zaczyna wyglądać to śmiesznie, gdy między siedemnastoletnim drużynowym a członkami jego drużyny jest rok czy dwa lata różnicy. Boli mnie to, że po pewnym czasie wszyscy już wiedzą, że to tylko pic na wodę, udawanie. I prawdziwym staje się powiedzenie że „harcerz pije i pali, byle go nie złapali”. I podkreślam, że często jest to długofalowy efekt działalności druhów, którzy postanowili zostać „fajnymi kolegami”.

Gdy miałem szesnaście lat, to abstynencja i rezygnacja z palenia tytoniu była szkołą dla mojego charakteru, mogłem nauczyć się asertywności, posiąść trudną sztukę mówienia „nie” i bronienia swoich racji. Aż do pełnoletniości wytrzymałem i cenię to sobie, uważam że przydało się. Obecnie szesnastolatkowie często wiedzą, że można zrobić domówkę z alkoholem i papierosami, nie mówię o marihuanie czy innych wynalazkach, byleby drużynowy się nie dowiedział i no i że nie wypada wtedy nosić munduru. To jakaś dziwna schizofrenia, dzielenie swojego życia na „bycie harcerzem” oraz „bycie uczniem” i „bycie na imprezie”. A przecież chodzi o to, że harcerzem się jest zawsze, nie tylko mając mundur na sobie. W przeciwnym razie jest to przebieranie się za harcerza. Gdzie tu jakąś ideowość, szlachetność? Przecież jesteśmy organizacją opartą na wierze w jakieś przekonania, a nie na udawaniu. Nie powinniśmy udawania uczyć!

Jakie wnioski? Proste. Według mnie do osiemnastego roku życia nie powinno się pić i palić – zabrania tego nie tylko Prawo Harcerskie, ale i polskie prawo w ogóle. Dorośli ludzie niech sobie interpretują Prawo Harcerskie jak chcą, niech tłumaczą sobie i siebie w każdy możliwy sposób. Ale przyzwalanie na takie zachowania osobom niepełnoletnim jest odbieraniem im czegoś ważnego, wygląda najzwyczajniej w świecie źle, jest po prostu nieprzyzwoite. Prowadzi nie do dojrzałości wychowanków, tylko zarozumiałości i przekonania o własnej wyjątkowości. Znam chodzące przykłady.

Prawdziwy wychowawca, jak pisał Baden-Powell „starszy brat” powinien umieć zwrócić uwagę, zamiast poklepywać po plecach i będąc pod wrażeniem że nikt nie leży pod stołem. I gdy następnym razem znajdę się w tym towarzystwie, powiem im, a zaznaczam że będzie to trudne, bo to dobrzy znajomi, koledzy, koleżanki i przyjaciele nawet, żeby się powstrzymali chociaż do osiemnastki. I wiem, że dobrze zrozumieją, bo znają mnie od wielu lat, gdy powiem że to zwyczajne buractwo. Zawrze się w tym cała powyższa argumentacja. Może da im to trochę do myślenia? Bo chyba o to w harcerstwie chodzi żeby myśleć, wysilać się bardziej niż inni, czy nie?