Przeczytaj do końca

Instruktorski Trop / Agata Pruss / 21.08.2019

Jedziemy na obóz. Do lasu, nie na bazę. W niektórych środowiskach to standardowe rozwiązanie, jednak dla mojej drużyny w ostatnim czasie nie. Dlatego nie jedziemy sami. Ale jak obóz, to trzeba go zorganizować, a jak coś robić, to profesjonalnie!

Lista zadań jest długa, więc każdy ma szansę wybrać coś (lub kilka cosiów) dla siebie. W tym natłoku misji pojawia się jedna, która mocniej przykuwa moją uwagę – trzeba zorganizować wodę. Tę do mycia, picia i gotowania. Jestem przyszłym inżynierem z branży sanitarnej, biorę to!

Szukanie wsparcia

Pytań pojawia się więcej, niż otrzymuję odpowiedzi

Sama nie wiem, co robić dalej – dopytuję, co musimy mieć na obozie, jakie mamy sprzęty, a jakie możemy mieć, jakie pozwolenia są potrzebne. Podpytuję znajomych, którzy obozowali już na tym terenie, jak rozwiązali kwestię dostawy wody, skąd mieli tę zdatną do picia, co w ogóle jest w tym lesie oprócz, podobno, czystego jeziora? Pytań pojawia się więcej, niż otrzymuję odpowiedzi, a już naprawdę najwyższy czas działać. Szkoda, że uczelnia myśli podobnie i wpadam powoli w wir walki z projektami i szeroko pojętą sesją. To jest ten moment, kiedy definitywnie potrzebuję wsparcia specjalisty. Więc – jak prawdziwie dorosły człowiek – idę do rodziców.

Od nich słyszę, że mam się skupić na studiach, a sprawę wody wezmą na siebie. Chyba powinnam teraz odkryć karty. Moi rodzice zajmują się technologią uzdatniania wody – tata jest projektantem, o mamie lubię myśleć jako o naukowcu. Nie są więc takimi zupełnie przypadkowymi osobami, do których zwracam się o pomoc. Coś, co dla mnie stanowiło jeszcze zbyt duże inżynierskie wyzwanie, dla nich okazało się dość ciekawą odmianą względem codziennych projektów.

Planowanie rozwiązań

Szybko został określony plan działania oraz konkretne rozwiązania, które miały być zastosowane. Wodę do picia i gotowania mieliśmy pobierać z lokalnej studni, która podobno znajdowała się w pobliżu jeziora, podczyszczać ją i umieszczać w atestowanym, 300-litrowym zbiorniku. Woda do mycia miała być pobierana z jeziora za pomocą węża, a dzięki pompie tłoczona do turystycznych kabin prysznicowych. Woda potrzebna do porannej i wieczornej toalety miała być brana bezpośrednio z jeziora oraz podgrzewana w odpowiednim do tego parowniku. Plan był dobry, rozpoczęły się prace i telefony do miejscowego Sanepidu.

Wizje lokalne

Chcemy obozować w sposób możliwie najbardziej zrównoważony

Podczas pierwszej wizji lokalnej okazało się, że studnia nie jest w stanie zapewnić odpowiedniej ilości wody – prawdopodobnie długo nie była używana i jest zamulona. Wykonano kilka próbnych odwiertów na terenie przyszłego obozowiska, w celu znalezienia miejsca na nową studnię. Wtedy pojawiły się kolejne problemy. Nawet w niewielkiej odległości od brzegu nie było wody. W końcu pojawiła się w jednym z otworów, ale cechował ją intensywny zapach siarkowodoru, trudny do usunięcia w warunkach obozowych z wykorzystaniem tymczasowej instalacji. Kolejna porażka z widmem plastikowych baniaków z wodą na obozie. Tylko że my chcemy obozować w sposób możliwie najbardziej zrównoważony, nie tylko w zgodzie z zasadami etyki środowiskowej, ale także w duchu less waste, więc takie rozwiązanie nie wchodzi w grę! Zaczęło się szukanie wody zdatnej do picia w dalszej odległości od obozu.

Około 2 km od bazy była osada i siedziba leśnictwa. Te kilka domów posiadało swoje ujęcie wody podziemnej. Rozwiązaniem, które nam pozostało, było okresowe dostarczanie do obozu wody z tego ujęcia. Pan leśniczy bardzo dobrze rozumiał nasz problem i pomagał, udostępniając swój kran, byśmy mogli z niego napełniać nasz zbiornik. Pożyczył również przyczepkę, by możliwy był jego transport między osadą a obozem.

Wiedzieliśmy, że (…) zastosowane rozwiązania zdadzą egzamin

Tak więc źródło wody do picia dla obozowiczów zostało znalezione. Aby nie było niespodzianek, zdecydowaliśmy się na wykonanie analiz jakości wody. Pobrano próbki wody od leśniczego oraz z jeziora. Zostały one – dzięki uprzejmości kolejnego naszego sojusznika, czyli Instytutu Inżynierii Środowiska Politechniki Poznańskiej – nieodpłatnie przebadane. Dzięki temu wiedzieliśmy, że gdy przyjedzie zbadać je Sanepid (co nastąpiło w tygodniu poprzedzającym obóz), woda będzie bezpieczna i zastosowane rozwiązania zdadzą egzamin.

Rozwiązania sanitarne

Podczas kwaterki przed obozem została przygotowana cała infrastruktura sanitarna:

Zbiornik na wodę do picia i gotowania 

fot. Jacek Karolczak

Dzięki uprzejmości pana leśniczego mogliśmy korzystać z pożyczonej od niego przyczepki, w której był umieszczony zbiornik do przechowywania wody do picia (300 l, atest do celów spożywczych). Woda była pobierana do zbiornika wężem u leśniczego, a następnie dezynfekowana podchlorynem sodu, zgodnie z zalecanymi dawkami. Jeden zbiornik wystarczał nam na 2 – 3 dni, zależnie od pogody i spożycia wody przez uczestników. Woda miała lekko chlorowy zapach, ale nie bardziej niż taka z kranu w niektórych domach. Zanik zapachu świadczył o konieczności świeżej dostawy, bo podchloryn sodu zapobiega rozwojowi szkodliwych mikroorganizmów.

Pobór wody z jeziora do pryszniców

fot. Jacek Karolczak

Zainstalowaliśmy pompę, która była umieszczona pod odpowiednią obudową chroniącą przed deszczem. Jej zadaniem było pompowanie wody z jeziora do pryszniców. Koniec węża był oddalony od pomostu i brzegu, by żadne zanieczyszczenia nie dostawały się do pobieranej wody. Przywiązany do bojki i cegły utrzymywał się w tym samym miejscu. Wąż odchodzący od pompy do pryszniców był przysypany warstwą ziemi, by nie przeszkadzał podczas życia obozowego.

Prysznice

fot. Jacek Karolczak

Duże znaczenie miało stosowanie biodegradowalnych środków czystości

Stanowisko z prysznicami zlokalizowano na skraju obozu w bezpośrednim sąsiedztwie pasa przeciwpożarowego. Turystyczne kabiny prysznicowe wielokrotnego użytku były umieszczone na zbitych ze sobą paletach, przez które woda spływała wykopanymi rowkami do zagłębienia w pasie przeciwpożarowym, gdzie wsiąkała w ziemię. Oczywiście przy takim sposobie obozowania, duże znaczenie miało stosowanie biodegradowalnych środków czystości czy kosmetyków, ale to temat na osobny artykuł.

Wśród urządzeń sanitarnych można by wymienić pewnie jeszcze wiele innych – balie do mycia naczyń, umywalnie, parownik, latryny czy doły chłonne. Mam jednak nadzieję, że opisane przykłady wystarczą, by zobrazować ideę stosowanych przez nas rozwiązań, czyli wykorzystywanie materiałów wielokrotnego użytku i jak najmniejsze oddziaływanie na środowisko lokalne.

TL;DR

W końcu jako harcerze możemy realnie miłować przyrodę poprzez działanie w sposób zrównoważony i dobry dla środowiska, nie tylko podczas Harcerskiej Akcji Letniej, ale przez cały rok. Pomogą nam w tym zasady etyki środowiskowej [1] czy zero waste [2], jednak najważniejszą regułą, o której powinniśmy pamiętać, jest włączone myślenie i korzystanie z posiadanych zasobów sprzętowych i pomocy otaczających nas ludzi. Ogromnym wsparciem w tych działaniach będą wasi sojusznicy. Nawet całą kadrą drużyn jadących na nasz obóz, nie mielibyśmy wystarczająco wiedzy i doświadczenia, by zrealizować niektóre elementy tego przedsięwzięcia. Może pojawią się głosy a jak ja robiłem obozy, to rodzice nam ich nie budowali. Jednak przy rozważaniu tego rozwiązania nie da się nie zauważyć, że nie tylko zrobiliśmy coś lepszego dla środowiska – chociażby rezygnując z korzystania z plastikowych, jednorazowych baniaków – ale też sami mogliśmy się dużo nauczyć od osób z branży.

Regularna praca z sojusznikami może przynieść naprawdę dobre efekty

Można powiedzieć, że miałam dużo szczęścia, bo potrzebny specjalista był właściwie na wyciągnięcie ręki. Ale może to właśnie któryś z rodziców twoich harcerzy pracuje w drukarni? Albo jakiś były instruktor ma firmę przewozową? Regularna praca z sojusznikami może przynieść naprawdę dobre efekty i pozwolić na robienie rzeczy prawdziwie profesjonalnych, bo od zawodowców można się naprawdę dużo nauczyć.

Napisałam ten artykuł nie tylko po to, by zainspirować do bardziej świadomego obozowania, ale głównie dlatego, że chcę zaprosić tegorocznych watrowiczów do udziału w Ścieżce Profesji. Jest to część programu Wędrowniczej Watry, w ramach którego będzie okazja do poznania pełnego przekroju specjalistów reprezentujących różne grupy zawodowe. Może pod koniec sierpnia odkryjesz, co chcesz robić w życiu?

Mamy jeszcze wolne miejsca dla prowadzących zajęcia, więc jeśli czujesz, że dobrze wypełniasz swoją zawodową misję i chcesz innych zainspirować do zdobycia takiej profesji, a dodatkowo masz czas 30 lub 31 sierpnia – napisz na [email protected] i ustalimy wszystkie szczegóły.

Warto przeczytać:

  1.      Etyka środowiskowa ZHP
  2.      Zasady Zero Waste
  3.      Podsumowanie konferencji ekologicznej Nie tylko szósty punkt!

 

Przeczytaj też:

Agata Pruss - podharcmistrzyni, która ma nadzieję być inżynierem i specjalizować się w uzdatnianiu wody, bo wierzy, że dzięki takiej pracy realnie wpływa na zmianę jakości życia innych ludzi. Na razie studia na Politechnice Wrocławskiej łączy z harcerskim działaniem – pełnieniem funkcji namiestniczki wędrowniczej w swoim macierzystym Hufcu Poznań – Nowe Miasto oraz działaniem w Referacie Wędrowniczym Chorągwi Wielkopolskiej ZHP. Zdarza jej się czasem robić inne rzeczy, ale do tego potrzebuje innych ludzi gotowych do działania. Tak powstaje większość projektów, w które się angażuje, w tym „Ścieżka Profesji” podczas tegorocznej Wędrowniczej Watry.