Wszystkie Zjawy Wagnera

Archiwum / Mateusz Wasiluk / 04.05.2014

Któż z nas nie marzył kiedyś o rejsie dookoła świata? Istnieje przecież tak wiele pięknych miejsc, które można zobaczyć, tak wiele ludzi spotkać, tak wiele historii usłyszeć. Cóż więc nas wstrzymuje?

Ktoś już przepłynął całą kulę ziemską często nie mając grosza przy duszy.

Nie mamy pieniędzy? Statku? Umiejętności? No i co z tego? Potrzebujemy jedynie wyobraźni, ambicji i odrobiny szczęścia! Nie wierzysz mi, drogi Czytelniku? Chcesz dowodów? Nie ma problemu. Ktoś już bowiem to zrobił; ktoś przepłynął całą kulę ziemską często nie mając grosza przy duszy, o innych trudnościach nie wspominając. Można? Można.

Władysław Wagner, bo o nim mowa, urodził się w 17 września 1912 r. w Krzyżowej Woli. Jak pisze w swojej książce „Podług Słońca i Gwiazd”, całe jego życie zmieniło się w roku 1927, po przeprowadzce do Gdyni. Jednym z jego sąsiadów był właściciel pięknego jachtu żaglowego, który szczęśliwym trafem potrzebował kogoś do opieki nad nim oraz załogi. Tak zaczęła się przygoda Wagnera z żeglarstwem.

Za cały sprzęt nawigacyjny mając niezbyt dokładną, harcerską busolę i parę map Bałtyku, ruszyli w świat.

8 lipca 1932 r. port Gdynia był świadkiem historycznego wydarzenia (choć nikt jeszcze nie zdawał sobie z tego sprawy). Zjawa, slup przebudowany i przystosowany do morskiej żeglugi przez harcerzy na bazie drewnianej szalupy, odkupionej od budowniczych portu za 20 złotych, wyruszała w rejs. Nie była zbytnio obciążona. Na pokładzie znajdowało się zaledwie dwóch załogantów – dziewiętnastoletni Władysław Wagner i jego kolega – Rudolf Korniowski. Za cały sprzęt nawigacyjny mając niezbyt dokładną, harcerską busolę i parę map Bałtyku, ruszyli w świat. O dziwo, pomijając drobną pomyłkę na Borholmie, nawet i z takim wyposażeniem zawsze dopływali, gdzie chcieli.

Udało im się przepłynąć Morze Bałtyckie i Północne. Nie zatrzymały ich wzburzone wody Zatoki Biskajskiej, ale brak pieniędzy już owszem. W hiszpańskim porcie Santander zarabiali na życie sprzedając widokówki prezentujące jachty i żaglowce, w dużej mierze dzięki artystycznemu zacięciu Rudolfa. W tym czasie Władek wysłał do Polski pierwszą, oficjalną informację, że Zjawa płynie dookoła świata. Pomoc z kraju nie nadeszła.

19 grudnia jakoś udało im się dotrzeć do Lizbony, gdzie znaleźli trzeciego załoganta – pracującego w polskiej ambasadzie Olafa Frydsona. Za trzecim podejściem udało im się pokonać sztorm i 1 stycznia 1933 ruszyli w dalszą drogę.

Wyrzuceni na mangrowy las, noc spędzili na bagnach, żywcem pożerani przez roje komarów.

Na trasie Wagnera nie brakowało przygód, nierzadko niebezpiecznych. Gdy Zjawa dopłynęła do Brazylii, Władek i Olaf wsiedli na prowizoryczną tratwę na brzeg, aby sprawdzić, gdzie są. Nie był to szczególnie wytrzymały środek transportu. Wyrzuceni na mangrowy las, noc spędzili na bagnach, żywcem pożerani przez roje komarów. Następnego dnia, wpław, udało im się powrócić na jacht. Siedem godzin spędzonych w zimnej, słonej wodzie okazało się zbawieniem, bo dzięki temu żeglarze uchronili się przed malarią.

Podczas pierwszego postoju Zjawę opuścił Rudolf, dla którego kobiety okazały się bardziej kuszące od morza. Mimo to Zjawa płynęła dalej. Niewiele dalej. W Panamie zarówno Zjawa, jak i Frydson opuścili Wagnera na zawsze. Został sam, w kieszeni mając tylko część pieniędzy pozostałych z odsprzedaży dogorywającego jachtu. Całe szczęście już w roku 1934 Władek zdobył kadłub nowej łodzi. Odkupił ją od pewnego Norwega, na raty (w miarę możliwości). Zresztą i sam Skandynaw nie wyszedł na tym źle. Reportaż z rejsu sam przetłumaczył i spopularyzował w Norwegii, co naturalnie przyniosło mu nieco pieniędzy.

W pierwszym sztormie Zjawa II straciła top masztu.

Na drugą stronę Kanału Panamskiego udoskonaloną przez Wagnera Zjawę II przeholował Dar Pomorza. Później nasz bohater znalazł sobie nowego towarzysza – Stanisława Pawlicę. Nie był to bynajmniej wybitny żeglarz i w pierwszym sztormie Zjawa II straciła top masztu. Całe szczęście wyspę, na której się zatrzymali, porastały wysokie, proste drzewa. W sam raz na nowy maszt.

Podróż drugiego jachtu zakończyła się na wyspie Fidżi, w Oceanii. Okazało się, że dno Zjawy II zostało doszczętnie pożarte przez świdraki. Nauczka na przyszłość – te małe potwory lubią sosnowe drewno. Wtedy też Władka opuścił Pawlica, z dobrze już znanego powodu. Ach, te kobiety…

Trzecią Zjawę Wagner zaprojektował i zbudował sam. Przez parę miesięcy pobytu w niezwykle gościnnej Australii zbierał fundusze, między innymi pomagając w budowie pasów startowych dla farmerskich samolotów. Nowa łódź powstawała już w Ekwadorze, do którego Wagner dopłynął statkiem rejsowym, w stoczni należącej do Czecha (wiadomo, Słowianin Słowianina zrozumie). Tym razem kadłub zbudowany został z czerwonego dębu – materiału świdrakoodpornego.

Kiedy znowu pojawiły się problemy finansowe, jeden Władek spotkał drugiego, poznanego jeszcze w Australii. Zjawa III potrzebowała załogi, a Kondratowicz zdecydował, że jednak woli powrócić na jej pokładzie do Australii, niż inwestować w kamienie szlachetne. Nadeszła też przesyłka z Polski – sekstans, komplet tablic nawigacyjnych, porządny kompas i Morski Almanach (locja z opisem wód i portów).

Australijscy skauci, chcąc zdobyć doświadczenie potrzebne do rozwoju lokalnego żeglarstwa, wyznaczyli dwóch spośród siebie, którzy mieli wraz z Wagnerem dotrzeć na Światowy Zlot Skautingu w Szkocji. Oczywiście nie ma nic za darmo! Skauting Australijski przeznaczył po 250 funtów szterlingów zarówno na Davida Walsha i Sidneya Smitha. Cała tak kwota zaspokajała ledwie ok. 10% potrzeb. No cóż, bywa.

2 września Wagner dotarł do portu Great Yarmouth na wschodnim wybrzeżu Anglii. Tu dostał depeszę od konsula generalnego RP – Niemcy zaatakowali Polskę; rejs ma zostać przerwany. Zjawę III władze brytyjskie zarekwirowały do potrzeb wojskowych.

Podróż naszego bohatera symbolicznie zakończyli polscy harcerze w 2012 roku, którzy pod dowództwem kpt. Piotra Cichego (nazwisko świetnie oddające charakter) wprowadzili już czwartą Zjawę do portu.

Dla Zjawy IV zbliża się wielkie wydarzenie – już w tym roku jacht opuści bezpieczny gdyński port i wyruszy w morze, aby powtórzyć wielką podróż wielkiego człowieka. Trasa rejsu została tak zaplanowana, aby umieścić na niej jak najwięcej portów, które odwiedził sam Wagner. Uczestnicy projektu OdySEA Władka Wagnera – Wyprawa Dookoła Świata  wezmą udział w uroczystości trzeciej rocznicy odsłonięcia tablicy pamiątkowej na Wyspach Dziewiczych, a także w światowym zlocie skautów Jamboree w Japonii.

Oto szansa na spełnienie marzeń o podróży życia!

Zjawa znów wypływa w rejs, a choć starzy żeglarze kraczą, że „wróci szósta”, to przygotowania idą pełną parą. Jacht będzie świeżo wyremontowany, solidny i piękny jak nigdy dotąd. Na co jeszcze czekać? Czas nagli, a miejsca na kolejne etapy są szybko zajmowane. Oto szansa na spełnienie marzeń o podróży życia; szansa, której nie można zmarnować. Szczegółów szukajcie na www.odySEA.org.pl. Ahoj przygodo! I do zobaczenia na pokładzie!

Tekst został napisany przez jednego z czytelników, do istniejącego wcześniej działu „Na Próbę”.

Mateusz Wasiluk - członek 59 Białostockiej Wodnej Drużyny Wędrowniczej „Czemu By Nie” im. Władysława Wagnera.