Moje wymarzone harcerstwo
Mam takie marzenie, żeby o harcerstwie nigdy nie powstał już żaden dowcip, a wszystkie istniejące zostały na zawsze zapomniane. Chciałabym, żeby prawdziwe było powiedzenie: „Harcerz – to brzmi dumnie”.
Zostawmy młodych harcerzy, czyli dzieci. Dzieci to dzieci – wszystkie są podobne, czyli są dziećmi.
Moje wymarzone harcerstwo to takie, w którym instruktorzy (lub osoby pełniące funkcje instruktorskie) to ludzie dojrzali. Dojrzali na tyle, na ile wymaga tego ich wiek. Żeby ich rozwój emocjonalny odpowiadał metryczce. I żeby w dodatku czuli, że ich wiek zobowiązuje ich do podejmowania pewnych życiowych decyzji, do określonego zachowania, do formułowania własnego światopoglądu w określonych sprawach.
Moje wymarzone harcerstwo to takie, w którym instruktorzy wiedzą, czego w życiu chcą. Mają plany, mają pragnienia, mają cele, ambicje. Wiedzą, co będzie dla nich osiągnięciem i dążą do jego spełnienia. Określili, co jest dla nich w życiu ważne, a co nie. Poustawiali sobie priorytety zgodnie ze swoimi przekonaniami. Są w stanie włożyć dużo pracy w coś, co da im satysfakcję.
Moje wymarzone harcerstwo to takie, w którym instruktorzy są profesjonalistami. Zarówno w szkole, na studiach, w pracy zawodowej, jak i harcerskiej. Robią wszystko tak, jak by za źle wykonaną robotę mieli zostać zwolnieni lub – w najlepszym wypadku – czekała ich nagana od szefa. Przykładają się do swoich obowiązków, wszystko wykonują dokładnie. Szczególnie w harcerstwie, w którym nikt im za to nie płaci. W tym wymarzonym harcerstwie instruktorzy nie myślą, że „nikt nie zauważy” albo „dobra, jakoś przejdzie”.
Moje wymarzone harcerstwo to takie, w którym dla instruktorów to harcerstwo jest tylko wyrywkiem rzeczywistości. Nie definiuje ich, nie jest ich wizytówką, nie jest najważniejsze. Jest jedną z aktywności, dodatkiem, obok pracy, szkoły, rodziny, znajomych, pasji. Jest istotną częścią życia, ale nie pochłaniającą większość czasu. Jest czymś, z czego da się zrezygnować.
Moje wymarzone harcerstwo to takie, w którym instruktorzy widzą sens tego, co robią. Mają świadomość tego, co chcą dawać harcerstwu i co to harcerstwo ma im dawać. Nie robią rzeczy, których musieliby się wstydzić. Nie robią ze swoimi harcerzami rzeczy, które są nikomu do niczego niepotrzebne. Nie robią z podopiecznymi rzeczy nieprzemyślanych, bezcelowych. Myślą o konsekwencjach.
Moje wymarzone harcerstwo to takie, w którym dla instruktora ważny jest ciągły rozwój. Zarówno w harcerstwie, jak i poza nim. A szczególnie poza nim. W wymarzonym harcerstwie są ludzie o szerokich horyzontach, którzy chcą ciągle próbować nowych rzeczy, zdobywać nową wiedzę i umiejętności. Nie trwają w jednym punkcie, są elastyczni, otwarci. Nie boją się podejmowania ryzyka, które może pchnąć ich do przodu. Nie boją się kolejnych wyzwań, w których nie ma stuprocentowych szans powodzenia.
Moje wymarzone harcerstwo to takie, w którym instruktorzy robią duże rzeczy. Czy to w harcerstwie, czy poza nim. Nie boją się wieloetapowych przedsięwzięć, kilkumiesięcznej pracy nad jednym projektem. Są gotowi na długoterminowe zobowiązania, bo chcą dokonać rzeczy istotnych, zauważalnych, robiących wrażenie, godnych podziwu, wartych zapamiętania.
Moje wymarzone harcerstwo to takie, w którym instruktorzy to ludzie będący wzorem dla tych spoza harcerstwa. Dobrzy pracownicy, wspaniali ojcowie, niezastąpione matki, najwierniejsi przyjaciele, godni zaufania wspólnicy, kochające córki, pomocni synowie. Dobrzy kumple, ulubione koleżanki, zabawni performerzy, charyzmatyczni mówcy. Osoby, z którymi chce się przebywać, rozmawiać, współpracować, pośmiać, pobawić, którym każdy chce się zwierzyć, opowiedzieć swoją historię.
Moje wymarzone harcerstwo to takie, które w ludziach spoza organizacji przywodzi na myśl same pozytywne skojarzenia. Tak aby słowo „harcerz” mówiło wszystko. Wszystko, co dobre.
Zróbmy sobie razem takie harcerstwo, co?
Marta Tittenbrun (Szewczuk) - magister filologii polskiej. Interesuje się językiem i bieganiem, więc zawodowo zajmuje się pisaniem o bieganiu. Najbardziej lubi startować w górskich ultramaratonach.