Nie taki diabeł straszny, jak go malują…
…a przynajmniej taką mam nadzieję, bo na renesansowych obrazach często można zobaczyć prawdziwie przerażające szkarady. To jednak całkiem zrozumiałe – wizerunki demonów miały zachęcać pobożnych, aby trzymali się z dala od zła.
Nic przecież nie sprowadza na dobrą drogę z równą skutecznością, jak groźba, że całą wieczność spędzi się na przykład w takim towarzystwie:
Przesłanie, moim zdaniem, jest czytelne – trzeba żyć tak, aby w Dniu Ostatecznym znaleźć się po właściwej stronie.
Powyższy obraz to fragment tryptyku Sąd Ostateczny Hansa Memlinga z lat 70. XV wieku (dzieło to można zobaczyć w Muzeum Narodowym w Gdańsku, a to za sprawą działalności pewnego piętnastowiecznego gdańskiego pirata, który napadł na statek mający dostarczyć tryptyk z Niderlandów do Florencji). Jest to przykład realizacji pojawiającego się już w malarstwie średniowiecznym ewangelicznego motywu końca świata i sądzenia ludzi według ich postępowania. W tego typu przedstawieniach postać Sędziego – Chrystusa malowana była w statycznej pozie na centralnej osi obrazu (zazwyczaj w towarzystwie sporej rady świętych). Takie usytuowanie najważniejszej postaci oraz symetria malowidła budowały statyczność całej kompozycji; sugerowały, iż Sąd zaprowadza w świecie właściwy porządek, a Sędzia jest sprawiedliwy i niewzruszony. W przedstawieniach Sądu Ostatecznego wyraźnie musiał zarysować się kontrast pomiędzy zbawionymi a potępionymi. Znalezienie się po prawej stronie Chrystusa, w Niebie, oznaczało przynależność do harmonijnej, świetlistej krainy i korzystanie ze wszystkich związanych z tym przywilejów – możliwość chodzenia w kolorowych szatach (jak w wyobrażeniu Memlinga, gdzie przed przekroczeniem bramy Niebios, Zbawieni przywdziewają podarowane przez anioły ubrania), słuchania anielskiej muzyki, delikatnego pląsania w jednym kręgu z aniołami (to na Sądzie Ostatecznym Fra Angelico) czy noszenia świetlistej otoczki wokół głowy (także u Fra Angelico). Zupełnie inaczej było po lewicy Chrystusa. Tam: nagość, tragedia, chaos, ludzie krzyczą, szarpią się, przewracają, chwytają za głowy…! A wspomniane dzieło Fra Angeliko z I poł. XV wieku to doskonały przykład…
I do tego wszystkiego jeszcze to niemiłe towarzystwo ciemnych, oślizgłych, rogatych postaci, których zadaniem jest dostarczenie potępionym stosownego do ich przewinień cierpienia…
Przesłanie, moim zdaniem, jest czytelne – trzeba żyć tak, aby w Dniu Ostatecznym znaleźć się po właściwej stronie. Aby wierni o tym pamiętali, obrazy Sądu umieszczano w strategicznych punktach kościołów – w ołtarzach czy na ścianach prezbiterium, w stronę których zwróceni byli uczestnicy nabożeństw (jak na freskach Kaplicy Sykstyńskiej stworzonych przez Michała Anioła). W jednej z kaplic Katedry w Orvieto Luca Signorelli, rozmiłowany w anatomii (co widać na malowidle) reprezentant wczesnego renesansu włoskiego, połowę jednej ze ścian poświęcił swojej wizji Potępionych zabieranych do Piekła (przełom XV i XVI wieku, fragment).
Jednak pretekstem do przedstawienia okropności Piekieł i brzydoty diabłów mógł być nie tylko motyw Sądu Ostatecznego. Inspirację dla malarzy stanowił także temat zejścia do Piekieł. Chociaż tradycja, mity i literatura znają wielu podróżników, którzy zdołali przedostać się na drugą stronę jeszcze za swojego życia, największe znaczenie dla kultury, jak wskazuje Maximilian Rudwin w pracy Diabeł w legendzie i literaturze, miała wędrówka Dantego. Odwiedził on, według Boskiej komedii, zarówno Niebo, Czyściec, jak i Piekło, ale to właśnie mroczna kraina cierpienia została przedstawiona najbardziej sugestywnie. Za wyobrażeniem toskańskiego poety podążył Sandro Boticelli, ukazując w swych ilustracjach do Boskiej Komedii Piekło w następujący sposób:
Demony na obrazach ukazane są jako wymyślne, zatrważające postacie (…).
Ale czasem zdarza się tak, że to nie człowiek idzie do diabła, a diabeł przychodzi do człowieka. I to w bardzo konkretnym celu – aby go kusić. Tak było w przypadku świętego Antoniego, naśladowcy Jezusa (którego przecież także nawiedzał i kusił diabeł, a malarze i te zdarzenia uwiecznili w swych dziełach), pustelnika żyjącego w II połowie III wieku i I połowie IV. Jego spotkania ze złymi mocami stały się popularnym tematem ikonograficznym, który pozwolił malarzom na wykazanie się mroczną wyobraźnią. Demony na obrazach ukazane są jako wymyślne, zatrważające postacie, co zobaczyć możemy na przykład na reprodukcji drzeworytu Lucasa Cranacha (1472-1553) – oryginał zaginął podczas II wojny światowej. Inną realizacją tego motywu jest kompozycja na środkowej tablicy tryptyku autorstwa Hieronima Boscha, niezwykłego wizjonera żyjącego w Niderlandach, prawdopodobnie w latach 1450-1516. Diabły przybierają różne, przerażające w swej dziwaczności postacie, dokuczając świętemu z prawdziwym rozmachem. Ten jednak nie daje się sprowokować, dzięki swej pokornej modlitwie odmawianej na kolanach, potrafi oprzeć się złu. Stanowi tym samym ideał dla piętnastowiecznych niderlandzkich mieszczan, wyznających devotio moderna – nurt pobożności skupiony na wytrwałej pracy nad sobą, indywidualnej modlitwie i medytacji, służących budowaniu bliskości z Bogiem, odrzucający natomiast wszelki formalizm publicznych praktyk religijnych.
Renesansowe dzieła sztuki ukazują, że znacznie większą subtelnością wykazały się złe moce podczas kuszenia Ewy – nie mogły przecież ujawnić się przed naiwną kobietą w całej okazałości (zresztą były to same początki świata – być może cała ta potęga wzrastała z czasem). Ośmielę się stwierdzić, że na malowidle Hugo van der Goesa z III ćwierci XV wieku, Szatan jest niemal uroczy.
To samo powiedzieć można o demonicznym wężu z fresku Masolina w Kaplicy Brancacchich (lata 20 XV wieku).
Właśnie w postaci tego zwierzęcia ukazał się zresztą kusiciel w pierwowzorze – biblijnej Księdze Rodzaju. Jednak kobieca główka to motyw średniowieczny, przez Bedę Czcigodnego, doktora Kościoła, wyjaśniany tym, że podobieństwa się przyciągają…
To bardzo ciekawa teza, zwłaszcza w kontekście rozwoju ikonografii związanej z diabłem.
A rozwój ten, jak sądzę, warto prześledzić, traktując kilka zaprezentowanych tu obrazów jako punkt wyjścia do odkrycia niezliczonych w całej historii sztuki wizerunków diabła, a także do zbadania, jak dawniej ludzie pojmowali swojego największego przeciwnika.
Źródło ilustracji: Wikimedia Commons
Agnieszka Powierska - oddana metodyce wędrowniczej instruktorka wywodząca się z Poznańskiej Czarnej Trzynastki i Hufca Poznań Siódemka; redaktorka działu „Wyjdź w Świat”; absolwentka historii sztuki, która ma w planach przekonać Czytelników, że jej dziedzina zainteresowań naprawdę może być ciekawa. Zobaczymy, czy jej się uda…