Teoria chaosu
Dużo mówimy o planowaniu, pracy drużyn, zastępów, prób na stopnie. Za mało jednak o tym, że w wychowaniu nie zawsze tak się da. Czasem musimy być jak drapieżnik, trzeba się przyczaić i czekać na dogodną okazję.
Pogoda na Wyspie Sobieszewskiej czasem wykańczała nawet najtrwardszych zawodników. Na niebie żadnej chmury, a jednocześnie porywisty wiatr. Nie czuć upału, ale słońce robiło swoje. W taką pogodę harcerze starsi i wędrownicy nie pojawiali się na drugiej turze zajęć, które dla nich prowadziłem.
Korzystając z braku uczestników, poprawiałem namiot, który nadszarpnęły nieco trzy dni opierania się wiatrowi. Nagle usłyszałem zza pleców Mogę tu usiąść? Oczywiście – powiedziałem odwracając się do szczupłego, piegowatego harcerza. Przysiadł na skrzynce i rozłożył na swoich kolanach płócienną torbę wykonaną na jednym z warsztatów. Obiektywnie była niezbyt udana, ale z pewnością jego własna, pamiątkowa, subiektywnie – najlepsza. Już bez pytania, usiadło obok dwóch kolegów z zastępu.
Jestem instruktorem i muszę wam coś powiedzieć
Udając, że nadal poprawiam coś przy namiocie, przysłuchiwałem się rozmowie. Pierwszy miał pretensje do jednego z kolegów, że zawsze się z niego wyśmiewa i szydzi nawet w czasie odwiedzin i nocowania u niego w domu. Był wyraźnie tym wzburzony, mówił, bliski płaczu. Trzeci, który z pewnością miał zadatki na zastępowego, próbował łagodzić sytuację, ale nie było mu łatwo. Oskarżany z bezczelną miną udawał, że kompletnie nie rozumie o co chodzi. W trakcie rozmowy dowiedziałem się, że ten pierwszy ma na imię Damian, drugi Kacper, a ten z zadatkami na zastępowego to Bartek. Słuchałem rozmowy, bo chciałem dowiedzieć się czy Bartkowi się uda. Niestety nie szło mu zbyt dobrze, aż w pewnym momencie Damian powiedział: Naprawdę przyszedłem do harcerstwa, bo myślałem, że to jest miejsce, gdzie się takie rzeczy nie będą działy. No, ale okazuje się, że i tak to samo się dzieje, także chyba zrezygnuję! Wtedy zawołałem: hej chłopaki! Słuchajcie, ja jestem instruktorem i muszę wam coś powiedzieć. Damian, ja cię doskonale rozumiem, moja historia jest bardzo podobna. Koledzy z drużyny przezywali mnie idiotycznym przezwiskiem, co doprowadzało mnie do płaczu. Kiedyś nawet uciekłem do lasu z namiotu. Ale to jest najlepsze miejsce dla takich jak ty. Wszędzie będą tacy – tu zwróciłem się w stronę Kacpra – którzy chcą się wspiąć po plecach kolegów, na ich przykrościach budują swój autorytet, ale w harcerstwie najszybciej nauczą się, że nie warto tak robić, bo to są tylko chwilowe “zwycięstwa”.
Chwile ulotne
Projektując program wychowawczy drużyny, możemy ulec zbytniej pewności, że mamy pod kontrolą środowisko wychowawcze. Planujemy, określamy cele, myślimy o tym, jak sprawdzić czy zostały zrealizowane, dobieramy odpowiednie narzędzia i instrumenty.
Znaczna część życia wychowanków jest poza naszym wpływem
Musimy jednak zadbać, żeby nie zgubiła nas zbytnia pewność siebie, zbytnie skupienie się jedynie na realizacji planu. Zajmujemy się przecież wychowaniem, wspieraniem osobistego rozwoju. To praca z człowiekiem. Nad tym co się dzieje w życiu wychowanków nie mamy ostatecznej kontroli. Zbyt wiele jest zmiennych, a znaczna część ich życia jest zupełnie poza naszym bezpośrednim wpływem: rodzina, szkoła, klub sportowy itp.
Musimy wciąż czuwać, bo chwila na dobrą i głęboką rozmowę wychowawczą albo propozycję nowego wyzwania może nadarzyć się niespodziewanie. Jakaś sytuacja, której nie przewidzieliśmy, może sprawić, że nasz podopieczny stanie się bardziej otwarty na to, co mówimy albo na składane propozycje, bo będzie to korespondować z jego niedawno przeżytym doświadczeniem. Dlatego poza planowaniem pracy z drużyną, musimy także planować pracę nad swoją empatią i wrażliwością na drugiego człowieka. Bez tego przegapimy te okazje, nie będziemy umieli rozpoznać dogodnego momentu na bezpośrednie i osobiste oddziaływanie wychowawcze.
Wzajemność oddziaływań to, gdy jedni uczą się od drugich
To nie jest jakaś bardzo oryginalna refleksja, raczej przypomnienie tego, co w opisie naszej metody wychowawczej zawiera się w haśle wzajemność oddziaływań. Jest to, jak opisują podstawy wychowawcze, sytuacja, w której jedni uczą się od drugich przez wzorowe postępowanie, przykład osobisty i baczną obserwację innych. Choć oczywiście najważniejszym harcerskim wychowawcą jest drużynowy to wzajemność oddziaływań dotyczy nie tylko kadr drużyn.
Dla harcerzy wędrownicy są bardzo często wzorem szczególnie w sprawach tego, co jest aktualnie hajpowe czy jak się zachować w codziennych sytuacjach, bez względu na to czy pełnią funkcje instruktorskie, czy nie. To naturalne w każdej grupie, a owocem tego powinno być skracanie dystansu między harcerzami z różnych grup wiekowych i pokoleń.
Zaplanować nieplanowalne
W naukach ścisłych istnieje teoria chaosu, która wykorzystywana jest m.in. przy prognozowaniu pogody. Trochę tak jak w tych sytuacjach, o których piszę: nie mamy pewności jak będzie, ale jakoś możemy się przygotować. Jak jednak to zrobić? Mam kilka rad, znowu nie takich, że wow, nigdy bym nie pomyślał, ale takich, co to muszę sobie karteczkę powiesić, żeby o tym nie zapominać.
Tylko trzeba się gapić na wędrowników, a nie na telefon
Po pierwsze: być bacznym obserwatorem. Mam taką przypadłość, że często zagapiam się na ludzi. Rodzina się z tego śmieje. Tutaj to się przydaje. Słuchanie tego, co wychowankowie mówią do siebie, obserwowanie ich rozmów, zabaw, bez ingerowania, pozwala zobaczyć wiele spraw, które skrywają się w rozmowach.
W harcerstwie nadarza się wiele okazji do takich obserwacji. Dobre jest czekanie na pociąg czy w ogóle jakiekolwiek czekanie. Tylko trzeba się gapić na nich, a nie na telefon.
Po drugie: rzecz oczywista, że trzeba rozmawiać. Trzeba rozmawiać nie tylko o życiu drużyny, ale o wszystkim. I tutaj też trzeba cierpliwości. Czasem rozbieg jest bardzo długi, zanim ktoś dojdzie do sedna. Dlatego trzeba się nastawić przede wszystkim na słuchanie.
Po trzecie: wszystkie sytuacje niekomfortowe jak np. długi marsz, jedzenie pizzy z pudełka na peronie, przebijanie odcisków na stopach, są katalizatorami takich rozmów.
Tak sobie myślę… a wszystkie te myśli przez zlot ZHP, który wywołał wspomnienia o jednej z najważniejszych przygód mojego życia. Wraz z trójką przyjaciół prowadziłem drużynę. Tymi myślami chciałbym się z wami podzielić.
c.d.n.
Przeczytaj też:
Marcin Bednarski - od zawsze instruktor Hufca Warszawa-Żoliborz. Kiedyś: Drużynowy, szczepowy, namiestnik. Teraz w KSI i zespołach GK. Mam trzy miłości i pasje: rodzinę, edukację oraz wychowanie. Chwilowo na saksach w branży eventowej i IT. Lubię gry, fantastykę i nauki ścisłe.