Na krańcu Europy
Wyprawa Krzysztofa Kolumba wyruszyła z Faro, a miastem Harrego Pottera może bardziej niż Londyn jest Porto. Co jeszcze kryje w sobie Portugalia?
Wyjeżdżając do Porto, drugiego co do wielkości miasta Portugalii, nie miałam wielkich oczekiwań, zamiast tego towarzyszyły mi ogromne obawy. Nigdy wcześniej nie byłam w Portugalii, nie znałam języka ani nie miałam żadnego znajomego, który spędziłby w tym kraju (nie mówiąc już nawet o mieście) choćby kilku dni. Brzmi jak kiepski pomysł? Może trochę, ale przede wszystkim tak zaczęła się moja przygoda z krajem, w którym zakochałam się już w kilka godzin po przyjeździe.
Portugalia nie jest do końca miejscem, o którym warto pomyśleć w kategorii city break. Przylot na kilka dni za pomocą tanich linii lotniczych po to, by zwiedzić top 10 atrakcji turystycznych, może nie spełnić waszych oczekiwań. Dlaczego więc piszę, że tak łatwo zakochać się w Porto i ogólnie Portugalii? Odpowiedź jest prosta, Portugalii nie powinno się zwiedzać, tylko smakować. Zamiast biec od zabytku do zabytku, lepiej pospacerować po centrum i usiąść w pobliskiej kawiarni, by poczytać książkę.
Saudade
Sami Portugalczycy mają problem z podaniem konkretnej definicji słowa saudade
Najprościej powiedzieć, że to atmosfera jest tym, co zachwyca. Jest to o tyle ciekawe, że jest ona zupełnie inna w zależności od miasta, do którego zawitacie. Niezmiennie jednak będzie powiązana z portugalskim saudade. Słowem, które można opisać jako tęsknotę lub nostalgię, lecz tak naprawdę bliżej mu do melancholii powiązanej z niepewnością. Sami Portugalczycy mają problem z podaniem konkretnej definicji tego słowa, więc woląc opisać, co wywołuje w nich saudade.
Nierozerwalna z saudade jest tradycyjna portugalska muzyka, fado. W klasycznej formie nie posiada ona słów lub nie są one ważne. To, co w niej istotne, to uczucie jakie wyzwala, czyli właśnie saudade. Oczywiście teraz można również posłuchać fado w wersji bardziej rozrywkowej, a pod koniec występu artystów wolno nawet klaskać.
Zupełnie inne baśnie
Mam problem z porównaniem wielu miejsc w Portugalii do siebie. Większość z nich była w pewien sposób uwodzicielska i tajemnicza, jednak nie mogłam się pozbyć wrażenia, że pochodzą one z zupełnie innych baśni, a ktoś przypadkowo zestawił je niedaleko siebie. Stworzyły przez to niezwykłą symbiozę, upodabniały się do siebie pozostając jednak inne. Zupełnie jak język portugalski, którego akcent jest tak charakterystyczny dla poszczególnych miast, że bywa trudny do zrozumienia dla osób pochodzących z innych regionów kraju. Pozwólcie więc, że opiszę wam kilka wybranych miejscach.
Oczywiście najbardziej turystyczna Lizbona jest najlepszym wyborem na city break. Tłumy turystów pokazują, gdzie warto się zatrzymać, które muzea warto odwiedzić. Jest w tym mieście wiele energii. Oddalona od Lizbony o 40 minut jazdy pociągiem Sintra zachwyca ogrodami oraz niecodziennymi zabudowaniami.
To w tym miejscu narodził się pomysł na napisanie Harrego Pottera
Porto klimatem przypomina natomiast, że nie zawsze warto się spieszyć, bo bez względu na wszystko, zdążymy. W mieście co prawda mało kto mówi po angielsku, ale nie ma to znaczenia, nawet jeśli nie zna się portugalskiego. Zawsze da się porozumieć, po prostu potrzeba na to trochę więcej czasu i uśmiechu, niż w Polsce.
Zamiast iść, warto przystanąć i porozmawiać, a przynajmniej spróbować zrozumieć człowieka siedzącego przy stoliku obok. To, że nie znacie wspólnego języka nie powinno mieć znaczenia. Magia rozciąga się dalej, przypominając na każdym kroku, że to w tym miejscu narodził się pomysł na napisanie Harrego Pottera.
Natomiast mieszczące się czterdzieści minut od Porto Guimaraes wygląda jak lokacja wyjęta z gry komputerowej. Zapomniane miasteczko pełne pięknej architektury, w którym chyba wszyscy się znają. Spacerując po nim, człowiek czuje, jakby na nowo odwiedzał miejsce z dawno zapomnianego snu, uspokajająco znajome choć wciąż zaskakujące dbałością o szczegóły.
Miasto niczym fado
Faro trwa w półśnie, czekając na kolejne wezwanie przygody
Położone najbardziej na południu Faro przypomina fado, uśpione miasteczko, które nie chce przyznać, że nie wypłynie już z niego żadna ekspedycja mająca odkryć nowe lądy. Trwa w półśnie, czekając na kolejne wezwanie przygody, zachęcając odwiedzających do zwolnienia kroku nie po to, byśmy zobaczyli mniej, lecz by zachować więcej sił i móc odpowiedzieć na wyzwanie. Nawet jeśli miałoby już nigdy nie nadejść, sen o wspaniałej przeszłości jest dla niego łaskawszy niż przebudzenie w świecie, gdzie wszystko jest już odkryte.
Chcąc zobaczyć i poczuć się jak odkrywca nieznanego świata, nie wystarczy przejechać Portugalii wzdłuż i wszerz. Aby go odkryć, trzeba wyruszyć w podróż na Azory. Sao Miguel, największa wyspa archipelagu zachwyca bogactwem fauny oraz ukształtowaniem terenu. To miejsce, na którym chcielibyście dożyć swoich dni gdyby właśnie tam rozbił się wasz statek. Miasta położone wewnątrz wulkanów, niezwykłe widoki zapierające dech wyłaniają się zza każdego mijanego zakrętu, a do tego wszechobecny spokój.
Jeżeli nie macie jeszcze planów wyjazdowych na najbliższe wakacje, polecam odwiedzenie Portugalii. Nie po to, by zwiedzić jak najwięcej, lecz by doświadczyć tego, co ma do zaoferowania. Skosztować owoców morza, wypić gęstą kawę, zjeść pastei de nata oraz przysiąść gdzieś na chwilę, żeby poczuć atmosferę miejsca, usłyszeć fado i zrozumieć czym jest saudade. A przy tym pamiętając, że czasami ważniejsze od tego, czego chcemy jest to, czego potrzebujemy.
Przeczytaj też:
Agnieszka Pawlik - należy do Kręgu Instruktorskiego Buki działającego przy Hufcu Beskidzkim. Aktualnie mieszka i studiuje w Porto w ramach projektu Erasmus. Uwielbia podróżować, czytać książki, zastanawia się, dlaczego ludzie nie oglądają wartościowych filmów oraz seriali, a przede wszystkim odkrywa jak najwięcej z otaczającego ją świata.