Jak przetrwać (i nie zwariować)?
Od dwóch lat sytuacja na świecie zmienia się, jak w kalejdoskopie. Pandemia i szereg innych procesów społecznych wywróciły wiele rzeczy. Kiedy z jednymi już się oswajamy, pojawiają się kolejne. Nie można udawać, że to nie ma wpływu na nasze funkcjonowanie.
Przy okazji rozpoczęcia nowego roku kalendarzowego w Internecie krążył niepodpisany obrazek, na którym rozmawiają dwa stworki. Jeden z nich mówi: nie boisz się tego, co przyniesie 2022? Wszystko jest takie niepokojące. Na co drugi spokojnie odpowiada: Myślę, że przyniesie kwiaty. Pierwszy bardzo się dziwi: Tak? Skąd wiesz?. Ponieważ sadzę kwiaty – tłumaczy tamten, grzebiąc w skrawku ziemi.
Miej wpływ na to, na co możesz mieć
Jednym z uczuć, których zdajemy się wyjątkowo nie lubić w dzisiejszych czasach, jest bezradność. Popkultura, pełna self-made-manów, superbohaterów, czy herosów codzienności, nie zostawia przestrzeni na płynięcie z prądem – żeby czuć się dobrze, mamy zmagać się i wygrywać niezależnie od tego, ile kłód los rzuci nam pod nogi. Harcerska postawa wobec życia może to dodatkowo podkreślać. Staramy się zostawić świat lepszym, niż go zastaliśmy, a nie bezczynnie patrzeć, jak płonie. Niezależnie jednak, jak bardzo byśmy się chcieli, nie na wszystko mamy wpływ. Pewne procesy po prostu się dzieją i możemy reagować nie tyle na ich istnienie, a bardziej na to, jakie decyzje wobec nich podejmujemy. Dla wielu z nas poszukiwanie obszarów wpływu może oznaczać przejście z myślenia globalnego do skali mikro. Nie jesteśmy w stanie wędrowniczym patrolem zakończyć pandemii, czy na własną rękę rozwiązać choćby jednego z palących problemów społecznych. To, co możemy zrobić, to określić jak bardzo blisko siebie zatacza się krąg spraw, na które mamy wpływ.
Obecna sytuacja znacząco wpłynęła na zmianę relacji społecznych. Wiele sposobów działania, oczywistych dzisiaj, nie mieściłoby nam się w głowie jeszcze dwa lata temu (i odwrotnie – oczywiste sprawy przestały być oczywiste, a czasem w ogóle możliwe). Powoli przyzwyczajamy się do różnych przemian, ale mimo to dla wielu z nas sytuacja nie jest dogodna. Różnimy się między sobą tempem adaptacji do zmian. To, jak długo przestawiamy się na nowe tory, wynika z cech temperamentu wiążących się z charakterystyką układu nerwowego. Jedni z nas będą zmiany znosić lepiej, szybciej osiągną gotowość do efektywnego działania. Inni będą potrzebowali znacznie więcej czasu na otrząśnięcie się. Dlatego bardzo trudno o uniwersalne rady dotyczące tego, jak radzić sobie ze stresem, który nadal występuje w związku z pandemią i komplikującą się w jej efekcie sytuacją społeczną.
Zasiej, zainicjuj właśnie to, czego chcesz doświadczyć
Ale wróćmy do tego, co robią stworki na obrazku wspomnianym na początku. Chcesz wiedzieć, co przyniesie najbliższy rok – zasiej, zainicjuj właśnie to, czego chcesz doświadczyć. Wymaga to trochę wysiłku, ale za to efekt może mieć świetne przełożenie na nasze poczucie skuteczności i ograniczyć paraliżujące wielu uczucie bezradności.
Otocz się pięknem, dobrem i bliskością. Skoro każdą wędrówkę zaczyna się od pierwszego kroku, zadbaj o to, żeby zmieniać na lepsze świat tuż przed sobą. Kiedy zewnętrzna rzeczywistość staje się chaotyczna, a dla wielu wręcz wroga, sprawmy, żeby nasze małe prywatne światy dawały nam choćby względną niezmienność i oparcie w wartościach. Najmniejsze gesty nasuwające piękne i dobre myśli, mają dziś dużo większe znaczenie niż wcześniej. To jest coś możliwego do zrobienia – zwrócić codziennie uwagę na coś pięknego, zatrzymać się nad czymś, co może nas zachwycić – czy to będzie roślina, architektura, pejzaż, piękny wiersz, wyszukany w Internecie obraz lub fotografia, czy drugi człowiek. Każdego dnia można poszukać w swoim życiu czegoś zachwycającego i dać sobie chwilę na obcowanie z pięknem. Jeśli brakuje nam w otoczeniu dobra – można je stworzyć – czasem wystarczy pomóc komuś wyjść z tramwaju, zaproponować pomoc sąsiadowi, zrobić ten jeden, choćby mały dobry uczynek, o którym przypominać ma nam węzeł na chuście. Co do bliskości – dobre relacje nie powstają same z siebie – skontaktuj się z kimś życzliwym, wyślij znak, że o kimś pamiętasz, mile wspominasz, troszczysz się. Dziel się dobrymi myślami z bliskimi. Te trzy rady to przejście do skali mikro w zmienianiu świata – mogą pomóc utrzymać poczucie wpływu na rzeczywistość i zachować siłę. A co wtedy, gdy to już nie wystarcza?
Samoregulacja i przeciążenie
Reakcja, jaką odczuwamy w związku z doświadczaniem stresu, oprócz doznań emocjonalnych zawiera też to, co odczuwamy na poziomie fizycznym – autonomiczny układ nerwowy zarządza odpowiedzią fizjologiczną, która ma za zadanie dopasować nasz organizm do wymagań sytuacji. Model stref regulacji Siegela i Bryson, rozwinięty przez Agnieszkę Stein i Gosię Stańczyk, doskonale tłumaczy, w jaki sposób odczuwamy zmiany i jak możemy w związku z tym sobie radzić. Ta koncepcja zakłada istnienie czterech stref (określonych kolorami – zielonej, czerwonej, niebieskiej i żółtej), w których funkcjonujemy w zależności od tego, na co reaguje nasz układ nerwowy. Strefa zielona to ta, w której możemy się rozwijać – mamy dostęp do swoich możliwości, jesteśmy w stanie myśleć, koncentrować się, tworzyć, doświadczać i wyciągać z tych doświadczeń wnioski. To właśnie w tym stanie najlepiej uczymy się i pracujemy, jednocześnie nie nadużywając zasobów swojego organizmu (czyli nie zaciągając u siebie długów, które zawsze trzeba później spłacać).
Polskie badaczki dodały czwartą strefę i określiły ją kolorem żółtym
Jeśli coś w otoczeniu jest postrzegane (subiektywnie) jako wyraziste zagrożenie, które aktywuje biologiczną reakcję stresową, odczuwamy to, co Siegel i Bryson określili jako strefę czerwoną. Wszystkie siły życiowe, cała energia organizmu koncentruje się na zmaganiu – walce bądź ucieczce. W tym stanie umysłu mamy często mnóstwo energii do zmierzenia się z problemem, jesteśmy w stanie podjąć wysiłek, o jaki byśmy się nawet nie podejrzewali, jednak odbywa się to kosztem wielu innych procesów. Po pierwsze różne siły organizmu są wysilone powyżej zbilansowanych granic i zużywamy zasoby, które są rezerwami, a nie podstawowym sposobem funkcjonowania. Po drugie – nasze myślenie w tej sytuacji może być zawężone do rozwiązywania problemów, które ten stan wywołały. Zupełnie normalne w tym są więc trudności w koncentracji, kojarzeniu, myśleniu, czasem potrzeba więcej czasu na sprawy, które normalnie (czyli będąc w zielonej strefie) przychodzą nam z łatwością. Jeśli ten stan trwa zbyt długo, lub jest zakotwiczony w zbyt trudnej do wytrzymania bezradności, może przejść do strefy niebieskiej, w której organizm minimalizuje wysiłek i nastawia się na przetrwanie. Można to porównać do swoistego zamrożenia, hibernacji. W warunkach ewolucyjnych miało to dużo sensu – wyobraźcie sobie, że na kolejnym polowaniu nie udało wam się uzyskać nic do jedzenia – organizm minimalizuje wysiłki, żeby przeczekać kiepski moment i przetrwać. We współczesnych warunkach jest to bardzo ryzykowna sytuacja, której często nie rozumiemy, zaprzeczając, że powody, które wywołały tę reakcję, w ogóle są tak ważne dla nas. Ignorowanie sygnałów płynących z organizmu w strefie niebieskiej, a świadczących o wyczerpaniu, może prowadzić do różnych chorób.
Do tych trzech stref, w których odbywa się regulacja emocjonalna na poziomie układu nerwowego i reakcji na stres polskie badaczki – Agnieszka Stein i Gosia Stańczyk – dodały czwartą strefę i określiły ją kolorem żółtym. To strefa regeneracji – obszar, w którym możemy dochodzić do siebie, dbać o zaniedbane potrzeby po to, żeby wracać do strefy zielonej, w której jesteśmy najbardziej twórczy i efektywni. Istnienie tego obszaru oddaje nam sprawy we własne ręce – zdając sobie sprawę z miejsca, w którym jesteśmy, możemy podjąć działania, poprawiające swoją sytuację, dążąc do tonizowania i równoważnia reakcji emocjonalnej, jaka się w nas dzieje.
Nie aż tak bezradni
W codzienności łatwo stracić świadomość tego, że to, co się dzieje, obciąża nas stresem
Pandemia mocno zaingerowała w nasze życie. Od prawie dwóch lat żyjemy w atmosferze niepewności i ciągłych zmian, których końca trudno się spodziewać. Jednocześnie przeważnie staramy się normalnie funkcjonować – ucząc się, studiując, pracując, wykonując wszystkie codzienne obowiązki, kontynuując swoje pasje, utrzymując relacje z innymi. W codzienności łatwo stracić świadomość tego, że to, co się dzieje, obciąża nas stresem, ale realnie ma to miejsce i dotyczy każdego. Poszukiwanie obszarów aktywności, w których mamy wpływ na swój świat, przejście do skali mikro – czyli zwrócenie uwagi na sprawy małe i bliskie, zadbanie o swoje potrzeby – fizjologiczne i emocjonalne – nie sprawi, że znikną trudne zdarzenia. Ale może dać nam dobrą bazę do tego, żeby poradzić sobie z tą sytuacją, w stopniu, jaki umożliwi nam zachowanie zdrowia i produktywności, a dodatkowo może być wsparciem i przykładem dla innych.
Temat stref regulacji szeroko poruszamy podczas warsztatu W poszukiwaniu równowagi ról. Jeśli interesuje was ten temat – zaproście nas do swojego hufca, chętnie przeprowadzimy go dla was. Więcej informacji znajdziecie w Intranecie ZHP.
Zdarza się jednak tak, że przeciążenie stresem staje się czynnikiem wyzwalającym poważne zaburzenia funkcjonowania psychicznego – czy to w postaci chorób, czy tzw. zaburzeń adaptacyjnych. W takiej sytuacji często konieczna jest pomoc lekarzy psychiatry lub psychoterapeuty. Jeśli nie wiesz, jakiej pomocy potrzebujesz i chcesz o tym porozmawiać, zawsze możesz też zadzwonić na naszą linię wsparcia (w dni powszednie od 15 do 21 pod numerem 669 116 116) – przyjrzymy się wspólnie sytuacji i pomożemy znaleźć wyjście.
Przeczytaj też:
Emilia Owoc - harcmistrzyni, psycholożka, psychoterapeutka, instruktorka Zespołu ds. wsparcia psychologicznego GK ZHP, komendantka hufca. Swego czasu związana z ruchem akademickim, później metodyczka wędrownicza i kształceniowiec. Prywatnie mama, żona, człowiek z pasją, wierzący, że w harcerstwie coś dobrego może się zacząć, ale nie powinno skończyć.