O Związku poza Związkiem

Instruktorski Trop / Ewa Marszałkowska / 16.12.2024

Ilu wędrowników przeszło przez wasze środowisko? Ilu z nich działa obecnie? Ilu już nie, ale wciąż możecie na nich liczyć? Na pierwsze pytanie przeciętna odpowiedź brzmi – wielu. Na drugie – garstka. Trzecie rzadko kto sobie zadaje. Z perspektywy byłej kadry, nadal związanej ze środowiskiem, spróbuję rozważyć – czy to dobrze?

Jak zaczynałam

W ZHP byłam od dziecka, od początku pierwszej klasy podstawówki. Tutaj wyrosłam, nauczyłam się wiązać pierwsze węzły, czytać z kompasu, śpiewać i szczerze się śmiać. Poznałam pierwszego prawdziwego przyjaciela i po raz pierwszy się zakochałam. Tutaj spotkałam mojego męża, utrwaliłam ideały, pogłębiłam wiarę. Wiele lat żyłam w rytm zbiórek i biwaków, a dni do obozu zaczynałam odliczać, kiedy tylko kadra podała nam datę. Minęły lata, iskra w moim oku zamieniła się w wędrowniczą watrę, mundur wyblakł, na ramieniu zawisł zielony sznur. Nad biurkiem czekała już na mnie granatowa podkładka, a słowa Przyrzeczenia nadal były we mnie żywe, jak wtedy, gdy wypowiedziałam je po raz pierwszy. I wtedy życie postanowiło poddać mnie serii prób, które zakończyły się jedną z najważniejszych decyzji w moim życiu – nadszedł czas, by odejść.

Pośród wszystkich tych umiejętności zdobytych w drużynie – jak rozpalić ognisko, znaleźć pożywienie w lesie, jak się ukryć, odnaleźć w mieście, jak rozwiązywać konflikty, a jak budować wizerunek – na jedną sytuację zabrakło mi przygotowania. Co zrobić poza Związkiem? Do tej pory ścieżka była jasna. Po ochotniczce tropicielka, potem pionierka, samarytanka i w końcu stopnie wędrownicze. Po paru latach jako zastępowa miałam zostać przyboczną, w przyszłości może drużynową. Przewodnik, podharcmistrz, harcmistrz – wszystko jasne. A teraz? Nic.

Jak odchodziłam

Ze środowiskiem rozstałam się na spokojnie. Nie było krzyków, rzucania sznurem. Nikogo nie zostawiłam na lodzie. Byłam więc przekonana, że nasze relacje pozostaną takie, jakie były. Odchodząc dawałam znać, że jestem, że byłam i nadal chcę być przyjaciółką. Podczas kolejnych wspólnych spotkań zaczęłam czuć jednak dzielący nas mur. Oni na ślub znajomej przyszli w mundurach, ja na obcasie. Rozmawiali o tym, kogo by tu teraz obsadzić w roli zastępowego, jaki temat na obóz, kto porozmawia z Zosią, a kto z Małgosią. Ja chciałam wiedzieć, na jakie idą studia, czym się interesują, czy im się układa. I od rozmowy do
rozmowy zaczęłam rozumieć, że czas odpuścić. Pogodzić się z tym milczeniem, które między nami zapadnie i tych, których dłonie kiedyś ściskałam w kręgu, dołączyć do listy dobrych wspomnień.

O co w tej historii chodzi?

Dlaczego w ogóle tu piszę? Moja przygoda w ZHP dobiegła już przecież końca i choć od czasu do czasu dopada mnie tęsknota – na razie nie planuję powrotu. Nie jestem jedyna, mam wokół siebie ludzi, którzy również wyrośli w drużynach, którzy również w końcu z nich odeszli. Nie po trzech zbiórkach, ale po wielu latach. Made by ZHP. HO, przyboczni i drużynowi z tą iskrą w oku. Ci ludzie, na których pracuje cały Związek i kiedy w końcu są gotowi – ten Związek nie wie, co z nimi zrobić. Misją ZHP jest wychowanie młodego człowieka, ale co zrobić, kiedy jest już wychowany?

Pośród wszystkich tych umiejętności zdobytych w drużynie […] na jedną sytuację zabrakło mi przygotowania

W wędrownikach, których ZHP puszcza w świat drzemie ogromna siła, którą warto
wykorzystać. Mam poczucie, że osobę, która odchodzi traktujemy zwykle jako utraconą – choć to przecież wielki sukces! Człowiek, który przeszedł przez ciąg wychowawczy ma w sobie pasję, ma szereg umiejętności zdobytych podczas pracy w drużynie, doświadczenie liderskie i praktykę w kierowaniu projektami. Tych ludzi świat potrzebuje. To oni zakładają fundacje, piszą książki i ulepszają swoje miejsca pracy. Oczywiście – da się to łączyć ze służbą instruktorską – nie będzie to jednak dobre wyjście dla każdego. Pozwólmy naszym wędrownikom znajdować miejsca, w których są potrzebni, w których mogą służyć. Nawet, jeśli oznacza to, że mundur odłożą na półkę. Być może tam potrzebni są bardziej, a może to oni tego bardziej potrzebują.

Czy to znaczy, że czas o nich zapomnieć? Wręcz przeciwnie. Myślę, że wielu jest takich, do których warto jeszcze zadzwonić. Zapytać „Stary, co tam u ciebie?” i poprosić o pomoc. Ci, który odeszli ze Związku nadal potrafią opowiadać gawędy i wiązać węzły. Mogą pojechać jako opiekunowie na rajd, mogą podwieźć plecaki czy drewno. Myślę, że wielu jest takich przyjaciół harcerstwa – czy raczej – przyjaciół z harcerstwa.

Przeczytaj też:

Ewa Marszałkowska - niegdyś przyboczna, już nieistniejącej 44 ŁDSH “Rozdroże”. Od 2 lat poza ZHP.  Przedszkolanka w leśnym nieprzedszkolu „Palcem po błocie” i studentka fizyki technicznej.