Dziękuję, nie pląsam

Archiwum / hm.Katarzyna Krawczyk / 03.04.2007

Jeśli wyznacznikiem szaleństwa jest śpiewanie przed jedzeniem czy pląsanie przy każdej okazji, to mało szaleństwa jest nie tylko w HSR, ale też w życiu moim i wielu moich przyjaciół. Jeśli rozpatrywać w tych kategoriach, to jesteśmy śmiertelnie poważni. Ja jednak nie zgadzam się na takie kategorie.

Słyszeliście takie powiedzenie? Na pewno. Mało kto jeszcze go nie słyszał. Ale co w nim jest takiego, że jest tak nośne? Ostatnio przeczytałam w komentarzach pod artykułem „Kto nie lubi HSR”, że w HSR się nie pląsa, nie śpiewa się przed jedzeniem, w ogóle w HSR jest mało szaleństwa.

Najpierw trochę historii. Otóż pierwszy raz słowa „dziękuje, nie pląsam” usłyszałam na Ogólnopolskich Zawodach ZHP w Ratownictwie w Opolu, w 2004 roku.  Autorem, o ile się nie mylę, był  Marek Jędrzejek – instruktor HSR z Katowic. Nie było w tym żadnego głębokiego przesłania. Ale już po chwili śmialiśmy się, że musimy założyć taką koalicję.  Jedyną atrakcją wieczornego kominka, w którym uczestniczyło ponad 150 instruktorów i wędrowników, były radosne pląsy. Jedno wielkie pląsowisko wśród dorosłych ludzi. I tak sobie wtedy pomyślałam, że z tym właśnie kojarzą mi się harcerze stojący na ulicy, w grupie, na peronie czekający na pociąg. Pląsają. Nawet gdy są dorośli.

Wyobraźmy sobie wspólnie kilka sytuacji:

Wizja nr 1

Dworzec kolejowy w większym lub całkiem małym mieście. Grupa wędrowników oczekuje na pociąg. Już godzinę trwa czekanie, postanawiają umilić sobie czas wspólnym pląsaniem. Śpiewają więc i tańczą w rytmie, że „stary Abraham miał siedmiu synów…”, że „kaczuszka ma kuperek” itp.

Innego dnia, na tym samym peronie, na ten sam pociąg czeka gromada zuchowa. Drużynowa, by umilić czas dzieciom, zachęca ich do zabawy. Zuchy radośnie śpiewają „stary Abraham, miał siedmiu synów…”, „kaczuszka, kaczuszka, ma kuperek…”.

Niby ta sama sytuacja, niby te same pląsy…  jednak jak inaczej.

Wizja nr 2

Ogólnopolska konferencja instruktorska, na sali w układzie kinowym siedzi około 70 instruktorów. Trwa prezentacja, prelegent kończy a na sali rozbrzmiewa radosne „b… er… a… wu… o” a zaraz po nim „brawo brawissimo, brawo brawisismo…” Część instruktorów próbuje klaskać, co spotyka się z oburzeniem, przecież harcerze nie klaszczą.

Wizja nr 3

Sedno tkwi w tym, że najpierw trzeba się zastanowić, po co, kiedy i gdzie to robimy.

Wędrownicza Watra, sami wędrownicy dookoła, każda ekipa samodzielnie przygotowuje posiłki, zewsząd słychać przedjedzeniowy śpiew. Jedni wykorzystują śpiew jako modlitwę, słychać „pobłogosław Panie…”, inni śpiewają „ściereczko myj gary, gary nie oszczędzaj rąk…”. Ech, dość tych wizji… W takich sytuacjach tak bardzo widać, że ludzie często nie myślą, co robią, nie myślą, po co, nie myślą, jak inni to widzą. A przecież nie w tym rzecz, że pląsy są złe. Nawet nie w tym, że śpiewanie przed jedzeniem nie ma sensu, no i nie w tym, że okrzyk, jak popularne „słoneczka”, jest infantylny. Sedno tkwi w tym, że najpierw trzeba się zastanowić, po co, kiedy i gdzie to robimy.

Znaleźć złoty środek

Dzieci to uwielbiają, ale nawet z zuchami nie można przesadzać w pląsaniu.

Pląsy to świetna zabawa, pamiętam, że w moim środowisku znaliśmy mnóstwo pląsów, zabaw i gier. I wykorzystywaliśmy je. Tylko to, co świetne dla zuchów, nie zawsze nadaje się dla wędrowników.  Zrozumiałe jest, gdy treścią zbiórki (albo raczej częścią treści) są zabawy w kaczuszki, żabki i inne stworki. Dzieci to uwielbiają, ale nawet z zuchami nie można przesadzać w pląsaniu. A co dopiero wędrownik? Jak namówić go do zabawy w pląs „jam jest żabka, tyś jest żabka”? I przede wszystkim, czy to konieczne, by go namawiać?

No i tak myślę sobie, jak to dobrze wytłumaczyć. Na zlocie drużynowych w Krakowie ponad rok temu, w jakiś niewytłumaczalny sposób udało się przekonać kadrę programową, że pląsy to nie jedyny przerywnik zajęć, że zajęcia z drużynowymi, w większości wędrownikami, można zaplanować bez pląsów albo z ich tylko konieczną ilością. Że jest wiele takich przerywników zajęć, które mocno energetyzują grupę, a niekoniecznie polegają na poklepywaniu się po pośladkach w rytmie wędrującego krasnoludka. I co się wydarzyło? Otóż przeszliśmy w drugą skrajność, tę, w której kadra programowa wyszydzała pląsy, denerwowaliśmy się, gdy uczestnicy pisali w ankietach, że zajęcia fajne, tylko nie było pląsów.  Uznawaliśmy, że nic nie rozumieją ci drużynowi. Tymczasem znów nie w tym rzecz.

Zacznij od celu

A może naturalną reakcją dorosłych ludzi na spotkaniu z władzami miasta jest podziękowanie im przy pomocy „słoneczek”?

Misją ZHP jest wspieranie w rozwoju młodego człowieka i kształtowanie jego charakteru przez stawianie wyzwań. Jakim wyzwaniem dla dorosłych ludzi jest śpiewanie o kaczuszce, która ma kuperek albo o krasnoludku, który w przerywniku poklepuje sąsiadów po pośladkach? Czy wyzwaniem jest łączenie stolików w restauracji i chóralne śpiewanie „hej, smacznego, smacznego…”? A może naturalną reakcją dorosłych ludzi na spotkaniu z władzami miasta jest podziękowanie im przy pomocy „słoneczek”? Mnie to nie kojarzy się ani z wyczynem, ani z wyzwaniem, ani nawet z dobrą zabawą. Takie zachowania bywają żenujące. Owszem, wspólne śpiewanie, okrzyki, pląsanie budują wspólnotę, w końcu wszyscy robimy to samo. Ale takie budowanie wspólnoty w grupie jest charakterystyczne jednak dla zuchów. Bo dla ich działania charakterystyczna jest zabawa.

Na kursach HSR jest czas na naukę, na ćwiczenia, na rozrywkę też. Ale tą rozrywką niekoniecznie muszą być pląsy dla dzieci. Bo dla wędrowników uczestniczących w naszych kursach i nie tylko – warto się postarać. Warto zaproponować im coś, co jest na ich miarę. Nie warto ich traktować jak dzieci. To wszystko nie oznacza, że wędrownicy się nie bawią; to nawet nie oznacza, że w HSR wszyscy są śmiertelnie poważni. To oznacza jedynie, że na wszystko jest czas i miejsce. A czasem warto zastanowić się, czy w klaskaniu, czy zwykłym wspólnym rozpoczęciu posiłku bez szopki dookoła jest coś złego. Czy to przypadkiem nie oznacza, że potrafimy zachować się stosownie do sytuacji.

Gdyby mówić poważnie o koalicji „dziękuję, nie pląsam”, to musiałaby ona mieć swoją misję. I nie byłoby to „szerzenie nienawiści do pląsów” czy nawet „propagowanie idei: nie pląsam wcale”. Misją takiej koalicji byłoby rozpowszechnianie wiedzy o stosowaniu celu. Według zasady: „zacznij od celu, mój przyjacielu”.

hm.Katarzyna Krawczyk - przewodnicząca komisji ds. programu i pracy z kadrą Rady Naczelnej ZHP, instruktorka hufca Radom miasto, członkini zespołu kadry kształcącej; była drużynową, komendantką związku drużyn, szefem Harcerskiej Szkoły Ratownictwa, instruktorką Wydziału Programowego GK ZHP; redaktor merytoryczny, trenerka umiejętności psychospołecznych, wiceprezes zarządu Pracowni Wspierania Organizacji Pozarządowych