Kiedyś to było

Jacek Grzebielucha / 01.08.2021

Obozy za naszej młodości, to były czasy! I te zapachy, smaki, kolory, a nie to, co teraz… Brzmi znajomo? No to świetnie! Poznaliście kogoś doświadczonego kiedysizmem. A może sami go doświadczacie?

Zanim zaczniemy rozprawiać się ze złem, ustalmy, na jakim gruncie stoimy. Tak, tęsknota jest czymś normalnym. Nie ma nic złego w relatywizmie, a ja pisząc, nie chcę wydawać osądu i krytykować kontekstu historycznego, w którym ktoś żył. Z takimi regułami gry możemy podejść do rozprawy z filozofią życiową starą jak ludzkość – kiedysizmem.

Kiedyś to było, tera to ni ma

Poczucie tęsknoty za przeszłością nie jest niczym złym. Pozwala nam lepiej przetrwać zmiany, daje nam punkty odniesienia i pozwala mieć podstawy do kształtowania przyszłości. Dzięki wspomnieniom (czyli w uproszczeniu: zapamiętanym informacjom okraszonym emocjami) jesteśmy w stanie ocenić czy zmiana nam odpowiada, czy nie.

Wypaczeniem tego jest kiedysizm. Nie ma takiego pojęcia, ale zjawisko to na pewno było kiedyś już opracowane i przebadane. Dlaczego akurat teraz to zjawisko jest na tyle istotne, że zasłużyło na tekst? Po prostu zauważyłem, że przykładów jego występowania w moim otoczeniu jest coraz więcej. Podam kilka przykładów.

W internecie jest tekst o igrzyskach? Pojawia się rzesza komentujących No teraz to te sprzęty mają, kiedyś to się w trampkach ćwiczyło i nikt nie narzekał! Relacja z obozu? Hurr durr, co to jest, że telefon na obozie, przecież to karygodne, za dużo tych luksusów!

Może chociaż artykuł o jakimś współczesnym zjawisku? Może FOMO, depresja wśród młodzieży, rosnąca liczba rozwodów, apostazji albo samobójstw? W dupach się poprzewracało, kiedyś trzeba było zacisnąć zęby i robić swoje.

Były czasy, nie ma czasów

Psychologiem ani socjologiem nie jestem i nie podejmę się próby zdefiniowania przyczyn tego zjawiska. Mogę za to wskazać najważniejsze katalizatory takich zachowań – zjawiska, które ułatwiają i intensyfikują bycie drzewiej i są przyczyną dziaderstwa.

Czasy naszej młodości nie były obiektywnie lepsze niż obecne

Po pierwsze przekoloryzowanie swoich doświadczeń z lat młodości. Bo za czasów swojej młodości każdy miał większe możliwości, konsekwencje były mniejsze i ponosiło się je rzadziej, a napotykane problemy miały prostsze rozwiązania. Na ogół bycie młodym ma mnóstwo zalet. Kto nie tęskni za czasami, gdy nie trzeba było zdać sesji, iść do pracy, miało się dwa miesiące wakacji, jadło się bez tycia, marzyło o obozie za rok? Każdy marzy, aby to powtórzyć! Ale interpretowanie tego w ten sposób, że wtedy było lepiej to zwyczajny błąd w rozumowaniu. Czasy młodości nie były obiektywnie lepsze niż obecne – po prostu zapamiętaliśmy je z pominięciem całej nieprzyjemniej, trudnej otoczki. Mając mniej zmartwień jako dziecko, łatwiej postrzega się rzeczywistość, bo jest ona prosta. No i ważne – swoje doświadczenia przekłada się dużo łatwiej na innych, co prowadzi do drugiego błędu popełnianego przez dziadersów.

Tym drugim błędem jest generalizacja. Pozwala nam ona upraszczać świat i lepiej go poznawać. W kontekście kiedysizmu niestety przybiera najgorszą z możliwych form. Polega na wrzucaniu do jednego wora wielu ludzkich historii, bez zwracania uwagi na kontekst i przyczyny danych zjawisk. Ci młodzi, Ci starzy połączone z upraszczaniem świata do tamci i my jest szkodliwe, bywa krzywdzące i wiąże się z kolejnym grzechem kiedysizmu. Elitaryzmem.

Kto nie lubi czuć się wyjątkowym? Znajduje się to dość wysoko w piramidzie potrzeb człowieka. Przynależność do (subiektywnie postrzeganej) lepszej grupy społecznej daje nam uczucie wyższości, elitarności. I tak też jest w przypadku postrzegania siebie jako reprezentanta tych lepszych czasów – kogoś, kto przeżył coś lepszego, niż da się przeżywać obecnie. Bo nigdy już nie powtórzą się tamte czasy (albo nawet gdzie się podziały tamte prywatki). Tak, nie powtórzą się, bo po prostu organizuje się coś innego.

Zawsze, gdy słyszę taki argument mam przygotowane dwie odpowiedzi w zanadrzu

Jako grzech uznałbym też niedostrzeganie zmian, które następują dookoła nas i ocenianie współczesności przez kryteria własnej przeszłości. Zawsze, gdy słyszę taki argument mam przygotowane dwie odpowiedzi w zanadrzu. Albo mówię, że w 1900 roku to mieli strasznie słaby internet, albo gdy słyszę narzekanie, że młodzi nic nie umieją (na przykład, że nikt już nie wie, do czego służy suwak logarytmiczny) to jestem gotowy powiedzieć coś o obsłudze kąkutera albo o tym, jak pokolenie mojego rozmówcy ma żenujące umiejętności w zakresie XVI-wiecznego płatnerstwa. Niektórych rzeczy nie należy porównywać.

Nikt nie narzekał

Jak każde zjawisko społeczne kiedysizm doczekał się swoich fanów, antyfanów oraz śmieszkowych reakcjonistów. Dla mnie jedną z lepszych kontr była odpowiedź pastomemiarzy na jeden z viralowych filmików hulających po internecie, w którym było zawarte mnóstwo takich stwierdzeń Lekcje do 19.30? Za moich czasów kończyliśmy o 20:00. Nikt nie narzekał.

Jeden z akapitów odpowiedzi w formie pasty brzmiał tak:

Nikt nie latał co miesiąc do dentysty. Próchnica jest smaczna. Kiedy ktoś spuchł od bolącego zęba, graliśmy jego głową w piłkę. Mieliśmy jedną plombę na jedenaścioro. Każdy ją nosił po 2-3 dni w miesiącu. Nikt nie narzekał.

A za najlepszą cechę wspomnianej pasty uważam to, że nie wyśmiewa ona czasów PRL-u, tylko sposób postrzegania swojej młodości.

Były czasy, nie ma czasów

Bo tak jak wspomniałem, nadmierna tęsknota nie jest zjawiskiem nowym. Gwarantuję, że Polacy w II RP borykali się z nim, wspominając czasy rozbiorowe, pod rozbiorami narzekaliśmy na współczesność i z rozrzewnieniem marząc o I RP i tak dalej i tak dalej.

I we mnie też czasem budzi się dziaders. Tak, pierwsza trylogia Gwiezdnych Wojen była świetna, pierwszy Powrót do przyszłości był super. Dochodzimy do trudnego zjawiska toczącego się ponad naszymi głowami – monetyzacji tęsknoty. Znaczy masowego produkowania remake’ów, sequeli i spin-offów kultury, w której się wychowaliśmy, którą lubimy.

W naszej służbie harcerskiej nie pozwólmy, aby wspominanie starych czasów przysłoniło klarowną ocenę rzeczywistości

W nowym He-Manie na Netflixie nie chodzi wszak o zarażenie młodszych wartościami przekazywanymi tą kreskówką, a często raczej o przyciągnięcie starej widowni, która chętnie obejrzy coś, co zna, lubi i z czym czuje się bezpiecznie.

Nie byłbym sobą, gdybym na koniec nie poruszył czegoś harcerskiego. W naszej codziennej służbie harcerskiej nie pozwólmy, aby przyjemne wspominanie starych czasów przysłoniło klarowną ocenę rzeczywistości.

Za tydzień spotykam się z ekipą, której byłem drużynowym. To ze dwa moje najważniejsze nabory w czasie pełnienia przeze mnie funkcji. Spotkamy się na śpiewanie przy ognisku. Ale nie każę im założyć mundurów. Spotkamy się przy chustach, w luźnej i braterskiej atmosferze, nie będę się wciskał w rolę drużynowego czy kierownika, szefa. Czasy się zmieniły, drużynowym już nie jestem, a swój autorytet wśród nich mogę zdobyć innymi drogami niż tylko posiadaniem ciemniejszego sznura.

 

Przeczytaj też:

Jacek Grzebielucha - były drużynowy 7 GIDH "Keja", sercem w Chorągwi Gdańskiej - ciałem we Wrocławiu. Ostatnio złożył rezygnację ze służby w Wydziale Komunikacji i Promocji GK ZHP. Prawnik i urzędnik, pasjonat za dużej liczby rzeczy. Znawca memów.