Krótko o braku konsekwencji

Julia Gierasimiuk / 29.11.2023

Człowiek jest tak cudownie skonstruowany, że zawsze zrzuca winę na innych. Albo przynajmniej wynajduje sobie okoliczności łagodzące. Chociaż to słowa Erica-Emmanuela Schmitta, to mam wrażenie, jakby zbyt wygodnie zadomowiły się w harcerskim środowisku.


W hufcu pojawia się ogłoszenie o poszukiwaniu organizatorów nadchodzącego wydarzenia. Postanawiasz w końcu wziąć to w swoje ręce. Zgłaszasz się do organizacji tego rajdu, zlotu, czy jakiegokolwiek innego wydarzenia. Teraz będzie to dobrze zrobione, zbierzemy dobrą ekipę i będzie to najlepsze wydarzenie w historii hufca – myślisz sobie pisząc maila zgłoszeniowego. Za tobą jest już kilka zorganizowanych wydarzeń w drużynie. Nie wszystkie wyszły fantastycznie, niekoniecznie z twojej winy, ale dzięki temu wiesz na co ponownie uważać.

Początek organizacji

Maile z potwierdzeniem dotarły do wszystkich – czas na pierwsze spotkanie organizatorów. Zaczyna się nawet dobrze. Są ciasteczka na stole, zaproponowano nawet kawę, dużo ludzi się zgłosiło. Nie kojarzysz ich co prawda, ale to powinien być problem. Poznacie się, dodacie na messengerze, jakoś podzielicie obowiązkami. Chyba pochodzą z zupełnie różnych środowisk, może nawet kojarzysz tego jednego ziomka z drugiego końca chorągwi.

Spotkanie przebiega płynnie i szybko, bo każdy podejmuje się zadań. Tak jakby były w planach ordery za wykonanie ich jak największej ilości. Ktoś zarzucił, że jak na tego typu imprezę, to jest za mało ludzi w zespołach, ale szybko został zagłuszony przez wypowiedzi, że przecież nie ma ludzi, a poza tym, to przecież został zebrany najlepszy zespół ochotników, którzy sobie świetnie poradzą.

Praca w toku… podobno

Czas upływa, a widzisz, że w zespole, którym w ramach tego projektu miałeś zarządzać, nie widać szczególnych postępów. Zaczyna to być irytujące, bo porzuciłeś wszystko co „mniej pilne” i po godzinach robisz harcerstwo, gdzie inni nie dostarczyli pierwszych zadań. Komunikujesz się z ekipą, czy na pewno wszystko w porządku. I nagle rozumiesz skąd wynika brak odzewu.

Sorki zajmuję się swoją drużyną, zespołem hufcowym i kwaterką – słyszysz od jednej osoby. Druga zatopiła się w nauce, bo zaraz wyjeżdża na wymianę zagraniczną. Trzecia musi psa sąsiada wyprowadzać, a czwarta w ogóle nie odpisuje. Pozostaje jeszcze ta jedna osoba, z którą nie do końca się dogadujesz, ale skoro ją przydzielono, to jakoś trzeba działać. Albo zostaniesz z tym sam i sam zrobisz z siebie pięcioosobowy zespół. Potem będziesz mógł dzięki temu ponarzekać na spotkaniu organizatorskim, ile to się narobiłeś. Może zgarniesz poklepanie po pleckach od drugiego takiego harcerskiego thermomixa. [https://natropie.zhp.pl/index.php/harcomix-czyli-o-ludziach-niezastapionych/]

Zaraz koniec

Zaraz koniec, zaraz będzie po wszystkim. Już za parę dni odbędzie się impreza i wtedy już na pewno będzie po wszystkim. Wszystkie męczarnie masz już za sobą, zdaje się, że wszystkie projekty masz dopięte. Gorzej już być przecież nie może, prawda? Prawda?

Gorzej już być przecież nie może, prawda? Prawda?

No i niestety dochodzi do klasyki gatunku, czyli chwilę przed celebracją wydarzenia wykrusza się przynajmniej jedna osoba. Bo babcia ma urodziny, jednak mam sprawdzian i muszę się uczyć, muszę zobaczyć czy mnie akurat nie ma na drugim końcu Polski – przecież to wszystko nie było do przewidzenia wcześniej. W ten sposób na, już i tak szczupły zespół, spadają kolejne obowiązki na ostatnią chwilę.

Wkońcu…

…jestpowszystkimmaszjużdość. Udało się, impreza wyszła. Może „wyszła” to dużo powiedziane, ale nie była to totalna klapa. Uczestnicy nie widzieli na szczęście wszystkich niedociągnięć, ale wy umieracie od napinania mięśni, by wszystko się spięło. O jakimkolwiek spotkaniu na podsumowanie można mówić dopiero co najmniej tydzień po wydarzeniu, aby ci, co zostali na polu bitwy, mogli odespać. Nie ma nawet co liczyć na pojawienie się osób, które tak zawzięcie walczyły o zadania na samym początku. No właśnie, co z nimi wszystkimi? Czujesz żal, bo przecież dałeś z siebie wszystko i w najlepszym wypadku dostaniesz uścisk dłoni komendanta, a ci, co nie dowieźli projektu i odpadli po drodze, nie poniosą żadnych konsekwencji.

Clue problemu

O braniu na swoje barki za dużo można napisać z dziesięć tekstów. Gorzej jeśli ten nadmiar obowiązków wpływa na resztę obszarów, w tym na niedotrzymywanie słowa. I właśnie w tym niedotrzymywaniu słowa i niedopilnowywaniu terminów tkwi problem. Osoby, które regularnie nawalają, nie ponoszą w Związku żadnych konsekwencji. System nie ma ograniczeń jeśli chodzi o funkcje – możesz pełnić nawet fąfnaście funkcji i dopóki ktoś nie zwróci ci uwagi, że nie spełniasz tego bombiliona obowiązków, to nawet nie wzruszysz się na kolejną dodatkowa funkcję. Jest za mało ludzi, przez co ta sama ilość pracy spada na mniejszą liczbę ochotników.

Właśnie w tym niedotrzymywaniu słowa i niedopilnowywaniu terminów tkwi problem

Ale co łączy to wszystko? Jak coś się posypie, to nie wyciągamy z tego konsekwencji. Nie mówię o nagłych, poważnych sytuacjach – każdemu może się przydarzyć coś, czego nie zaplanuje. Jednak jestem przekonana, że każdy z nas spotkał się z przynajmniej jedną osobą, która wykręciła się z projektu na ostatnia chwilę, z powodu jakiegoś kosmicznego zdarzenia. Projekt na tym ucierpiał, może nawet nie doszedł do skutku, a wymiksowana osoba nie odczuje nawet ciężaru porażki – przecież to jej już nie dotyczy.

Z drugiej strony – co miałby zrobić przełożony? Zabronić jechać na następny wyjazd czy brać udziału w kolejnym projekcie? Uważam, że brakuje nam narzędzi do regulowania takich sytuacji. Do tego wyciąganie konsekwencji to jedno, ale lepiej zastanowić się nad wnioskami. Dlaczego to się wydarzyło? Czy wynikło z braku komunikacji, zbyt małej liczby osób, słabego zintegrowania czy tego, że ktoś nie nadąża ze swoimi obowiązkami i czas mu zwrócić uwagę? Nie uważam za rozsądne przymykania oka, jeśli takie sytuacje dzieją się regularnie, ale sam zakaz udziału w następnym wyjeździe prawdopodobnie za dużo nie nauczy winnego. Reakcja przełożonych powinna być koniecznością, ale za tym powinna iść też chęć rozmowy nad polepszeniem sytuacji, a nie porzucenie tematu. Przecież reszta „jakoś” dociągnie projekt.

Przeczytaj też:

Julia Gierasimiuk - instruktorka szukająca miejsca, gdzie jeszcze jej nie ma, a gdzie mogłaby być. Studentka polonistyki zafascynowana mnóstwem rzeczy, ale zbyt podekscytowana nimi, by zdecydować się na tylko jedno. Lubi tylko czerwone dżemy.