Na drobne
Ptasie mleczko nie ma oddzielnego fanpage’a dla każdego smaku. No. A my robimy i dla każdego smaku i dla każdej kostki w pudełku.
Anegdotę powyższą usłyszałem od koleżanki, która zawodowo zajmuje się kwestiami komunikacji, a w harcerstwie współpracujemy w ramach Wydziału Komunikacji i Promocji. Analogia jest dość oczywista i prosta – w ZHP mamy problem z nadmiarem kanałów komunikacji do zewnątrz. Z czego jednak to wynika?
Wychowani w dumie
Od dziecka harcerstwo uczy nas utożsamiania się z grupami, w których działamy. Nic więc dziwnego, że jeszcze jako dorośli dobrze potrafimy wytłumaczyć symbolikę naszego zastępu i drużyny (zarówno kolory, plakietkę, proporzec, jak i różnego rodzaju obrzędy). To samo dzieje się w przypadku utożsamiania się z hufcem (w momencie złożenia zobowiązania instruktorskiego), chorągwią, czy ostatecznie z całą organizacją, co dzieje się przede wszystkim w przypadku brania udziału w wydarzeniach międzynarodowych.
Byliśmy dumni. Nobilitujące było pochodzenie z danego środowiska. W którymś momencie jednak przychodzi czas, gdy zaczynamy odchudzać swój mundur. Czy jest sens, żeby harcmistrz nosił stopień harcerski na bakier? Nosić plakietkę hufca albo drużyny? Czy znacie jakiegoś członka Głównej Kwatery, który nosi na mundurze cokolwiek ponad to, co niezbędne? Im dalej instruktor rozwija się naszym ruchu, tym rzadziej można u niego spotkać choinkę na mundurze.
Cyfrowa rewolucja
Niestety choinki pojawiają się w internecie. Gdy jesteśmy u schyłku statycznych stron www, a już dawno zanurzeni w dobie dynamicznego świata mediów społecznościowych, absolutnie naturalnym jest, aby ZHP, chorągwie czy ponad 400 hufców miało swoje wydawnictwo w internecie (skupimy się na Facebooku). Wydawnictwem jest zwykle strona. Zwykle stronki mają również szczepy, gromady, drużyny. To są nasze różne smaki ptasiego mleczka cytowanego na początku. I teraz zaczyna się jazda – strona zastępu, strona sekcji, zespołu, inspektoratu, pełnomocnika.
Większość z nich powstała spontanicznie, by ktoś z zespołu mógł się zajmować się komunikacją
Kończy się tym, że analizując media społecznościowe mojej chorągwi, do administrowania jest ponad 20 stron na Facebooku. Co więcej, większość z nich powstała spontanicznie – jako jeden z elementów motywacyjnych w zespole instruktorskim, by ktoś z zespołu mógł się zajmować się komunikacją. Do tego dochodzi oczywiście własny znak graficzny, własna tożsamość, plakietka. Na potrzeby dalszej części skupimy się tylko na stronach na Facebooku dla zespołów i ciał organizacyjnych struktury. Posiadanie strony drużyny to świetne narzędzie, jeśli tylko odbędzie się to w sposób przemyślany.
Grzech za grzechem
Czy jednak kontestowanie tożsamości zespołu jest złe? Otóż nie. Problemem jest to, że powyżej wskazane aktywności komunikacyjne są zawsze wtórne wobec działalności merytorycznej. Wtórne wobec planu pracy zespołu, a za którym idzie plan komunikacji, a którego dopiero następstwem są konkretne aktywności w internecie (jak postowanie, udostępnianie grafik). Tak jak kiedyś rzeczniczka prasowa ZHP zdefiniowała pięć głównych grzechów promocji i komunikacji harcerstwa (m.in. infantylizację członków ZHP, militaryzm czy brak higieny i dbania o zdrowie), aktualnie największym wyzwaniem do zwalczenia, w kontekście wizerunku, jest brak przemyślenia działań komunikacyjnych. Wnieść to można po błędach, które spotkać można na co którejś stronie:
- brak zrozumienia dla istoty tworzenia strony, która ma przetrwać dłużej niż edycja wydarzenia,
- strona jest martwa, nie ma wpisów ani nie odpowiada na wiadomości,
- przeciwnie do powyższego – strona jest nadaktywna i odstrasza nadmiarem komunikacji,
- brak konsekwencji w grafikach, stylu pisania postów,
- podsycanie konfliktów, w tym osobistych – kwestia wyłączności co do treści strony,
- nieaktualne dane.
Czym jest to spowodowane?
Rzadko jest to kwestia braku kompetencji. Wciąż żywe są wspomnienia warsztatów PR LAB, które przetoczyły się przez Polskę w latach 2014-2015. Jeden z powodów został już wspomniany – brak planu na komunikację i promocję.
Wydaje mi się jednak, że jednym z ważniejszych powodów jest mentalna zmiana (substytucja) w oznaczaniu funkcji. Kiedyś funkcję oznaczało się sznurem, aktualnie raczej wyznacza się zakres zadań. Jest to związane z powszechnym problemem dotyczącym odpowiedzialności, kiedy młodzi ludzie chętniej podejmują się krótkoterminowych zadań niż długoterminowych funkcji (jest to jednak temat na zupełnie inne, dużo głębsze opracowanie). Informacja w rozkazie nie jest już pierwotnym źródłem informacji o tym, że dany zespół istnieje i działa – w mentalności młodzieży jest nim fanpage na Facebooku.
Obietnica pozornej niezależności w postaci samodzielnie prowadzonej strony jest kusząca
Zamiast więc pracować i skupiać się na merytoryce, zespół rozprasza się, startując w wyścigu o miano króla lajków, w którym wcale nie ma żadnej nagrody. Obietnica pozornej niezależności w postaci samodzielnie prowadzonej strony jest również kusząca w czasach, gdy każdy chce być wysłuchanym i pokazanym. Dodatkowo można pokusić się o przemyślenie, jak mogą czuć się osoby właściwe w danym środowisku od wizerunku – czy jest fair wtrącanie się w ich kompetencje bądź podejmowanie działań bez konsultacji z nimi? Instruktorze, czułbyś się dobrze, gdyby ktoś podejmował działania sprzeczne z twoim modus operandi i tłumaczył to potrzebą niezależności? To jest czyjś konik – ktoś czuje się w tym mocnym, to jest czyjś obszar zainteresowań i rozwoju. Czyjś pomysł na służbę wspierającą.
Konsekwencje
Na rezultaty nie trzeba długo czekać – strony główne (chorągwi, hufca) pustoszeją, bo nie mają co publikować, bo treści zespołów pouciekały na swoje strony. A te ledwo zipią albo dogorywają, gdy ustąpi pierwszy entuzjazm i przyjdzie szara proza regularnej pracy z publicznością. Rozmienianie się na drobne eskaluje, każdy chce mieć swoją stronę.
Po jakimś czasie strona publikuje raz w miesiącu, albo udostępnia treści własne (znam nawet przypadek strony, która funkcjonuje tylko w oparciu o udostępnienia treści – nawzajem z prywatnego profilu administratora strony oraz samej strony) bądź pożyczane.
Instruktor prowadzący fanpage hufca przy wychodzeniu z organizacji zmienił nazwę hufcowego fanpage’u
Znam przypadek, gdy instruktor prowadzący stronę hufca przy wychodzeniu z organizacji zmienił nazwę hufcowej strony i zaczął ją prowadzić w oparciu o swoją osobę. Jest to duże wyzwanie w kontekście znanego nam, instruktorom, wkładu w trwały dorobek harcerstwa. Czy można go sobie zabrać, gdy zabawa przestanie się podobać?
Remedium
Co problem to da się znaleźć rozwiązanie. Przede wszystkim ważna jest znajomość całego spektrum funkcji, które oferuje Facebook. Odbywa się kolejna edycja cyklicznego wydarzenia? Załóż wydarzenie jako strona organizatora (jako hufiec, chorągiew), zdobądź status redaktora treści.
Masz zespół, chcesz mieć miejsce do publikowania swoich treści? Zaplanuj swoje posty na stronie hufca/chorągwi, przy współpracy z właściwą osobą w danej jednostce, aby komponowało się to w całościowy i przemyślany plan komunikacji.
Strona stała się martwa i jest to faktem? Nie bójmy się opcji fuzji na Facebooku – ZHP wchłonęło w ostatnich latach duże strony, jak Niezwyczajni, ZHP Fun i inne. Unikalne polubienia zasiliły większą stronę, a strona nie straszy już brakiem aktywności.
Było długo, ale zostało ostatnie przemyślenie, które dotyczy przyczyn tego stanu rzeczy. Powszechnie mamy problem z większą skłonnością naszych młodych wolontariuszy do podejmowania się zadań, w opozycji do funkcji. Zakładanie strony i prowadzenie jej przez pierwszy miesiąc brzmi jak zadanie – ma określony, dość krótki horyzont czasowy oraz jest dużo pracy, którą trzeba wykonać raz, a nie cyklicznie. Efekty są widoczne od razu, szybko można potwierdzić, że coś się zrobiło. Tak jest szybciej, tak jest łatwiej. Tylko czy tu o to chodzi?
Przeczytaj też:
Jacek Grzebielucha - były drużynowy 7 GIDH "Keja", Komendant Szczepu Szturwał, sercem w Chorągwi Gdańskiej - ciałem w Warszawie. Prawnik i potencjalny urzędnik, pasjonat za dużej liczby rzeczy. Znawca memów.