Na ile pozarządowi?

Jacek Grzebielucha / 15.04.2020

11 marca otrzymaliśmy informację o przyznaniu kolejnych środków z programu ROHIS. Niemal 21 mln zł w 2020 roku to prawie 200 zł na każdego członka ZHP. Z czym jednak wiąże się pozyskanie środków ze sfery publicznej?

Statut ZHP reguluje, kto podejmuje określone decyzje, kto wybiera ludzi je podejmujące oraz jak ich rozlicza. Jesteśmy organizacją pozarządową, czyli częścią tak zwanego trzeciego sektora (NGO). A co jest sektorem pierwszym i drugim? Odpowiednio sektor publiczny oraz prywatny.

Moglibyśmy legitymować się jako organizacja non-profit, ale to niestety jest kwestią dyskusyjną

Cechą różniącą nas od pozostałych jest to, że łączymy pozostałe dwa sektory – działamy na rzecz sfery publicznej za pomocą prywatnych sił i środków, a co najważniejsze – nie jesteśmy zależni w podejmowaniu decyzji od nikogo, poza kręgiem naszych władz. Do tego wszystkiego nasza działalność statutowa nie jest ukierunkowana na zarabianie, więc moglibyśmy legitymować się jako organizacja non-profit. To niestety jest kwestią dyskusyjną, w szczególności z uwagi na toczącą się od lat dyskusję nad wydzieleniem działalności gospodarczej od wychowawczej (czego jednym z kroków wstępnych było utworzenie Grupy ZHP).

ZHP jest w gronie 9% stowarzyszeń i fundacji, które posiadają miano Organizacji Pożytku Publicznego

Dzięki zaangażowaniu w pracę na rzecz dobra wspólnego jesteśmy w gronie 9% stowarzyszeń i fundacji, które posiadają miano Organizacji Pożytku Publicznego (OPP),  z czego płyną konkretne profity – zwolnienie z części podatków, czy możliwość pozyskiwania 1% podatku dochodowego, o czym pisałem ostatnio.

Skąd pieniądze?

Najprostszym źródłem pozyskiwania funduszy większości stowarzyszeń jest składka członkowska. Nie wystarcza ona jednak zwykle na pokrycie całości budżetu, który co do zasady powinien być ambitniejszy, niż przeżycie od pierwszego do pierwszego. Naturalnym jest więc, że z uwagi na misję i charakter naszej organizacji zwracamy się do innych podmiotów o wsparcie.

Poszukiwanie środków w sektorze prywatnym może być męczące

Sektor prywatny jest tym, z którym jako drużynowy współpracowałem najwięcej. Proste zasady finansowania naszej działalności, takie jak umowa darowizny, bądź umowa współpracy (w treści: pieniądze za logo na harcerskim wydarzeniu) pozwalały na dość swobodne wydatkowanie pozyskanych środków. Dodatkowo ustawodawca sam oferuje ułatwienie dla OPP, w postaci mechanizmu odpisu darowizny od podatku (czego w sumie jedyną wadą jest to, że przedsiębiorca przez okres od wpłaty darowizny do terminu uiszczenia podatku, nie może operować darowanymi środkami). Poszukiwanie środków w sektorze prywatnym może być męczące, zaś kwoty w nim pozyskiwane mogą być niesatysfakcjonujące. Odwołać się tutaj mogę do autorytetu dla niektórych – Nie czyńcie skautingu zbyt łatwym (Jan Paweł II).

Sektor publiczny zaś jest atrakcyjny przede wszystkim z uwagi na wysokość kwot, o które można zawalczyć. Konkursy funduszu małych projektów mogą opiewać na kwoty nawet 20 000 euro, a zeszłoroczne dofinansowania z programu ROHIS cieszyły się w mojej chorągwi ogromnym zainteresowaniem.

ZHP uzyskało na ten rok 21 mln złotych z ROHIS

Nie mogło być inaczej w pozostałych regionach Polski, skoro ZHP uzyskało na ten rok 21 mln złotych. Ministerstwa co rusz organizują konkursy na przeprowadzenie działań wychowawczych na rzecz dzieci i młodzieży, a prym wśród nich wiodą Ministerstwo Obrony Narodowej czy Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Jesteśmy w gronie 65% NGO, które pozyskują środki z sektora publicznego.

Uwiązani

Korzystanie ze środków publicznych ma jednak swoje wady. Spróbuję przytoczyć najważniejsze z nich.

Koszty pozyskania i obsługi – dofinansowanie wymaga złożenia wniosku w konkursie. Stawki rynkowe najprostszych wniosków o środki z Europejskiego Funduszu Społecznego zaczynają się od 4000 zł (i to jest stawka początkowa, doliczać należy co najmniej 100 zł za każdą godzinę spędzoną nad obsługą wniosku). Zapytać można: Czym jest kilka tysięcy przy 21 mln złotych? Odpowiadam – naszym kosztem nie jest tylko pozyskanie dofinansowania. By być uczciwym, należałoby wliczyć w koszty wszelkie starania (czy to osobowe, czy czasowe) poświęcone na napisanie wniosku, a po wygraniu konkursu dodać koszty związane z rozliczaniem, rejestrowaniem i wydatkowaniem środków, przerzucane na skarbników hufców w całym kraju. Na dobrą sprawę dofinansowanie w tej postaci jest de facto konwersją czasu pracy naszych wolontariuszy w środki pieniężne, których i tak… nie zawsze możemy wydać tak, jak byśmy chcieli.

Kończyć się to może tym, że skupiamy się bardziej na procedurze niż na merytoryce

Związanie celem – konkursy obwarowane są wymaganiami oraz obostrzeniami dotyczącymi tego, na co wydatki mogą zostać przeznaczone, a na co nie (co jest kosztem kwalifikowanym). Co gorsza, niektóre pozycje mogą zostać zakwestionowane post factum, co spowoduje niewydanie całości środków według zabudżetowania, co może skutkować… rozwiązaniem umowy o dofinansowanie i koniecznością zwrotu grantu.

Biurokratyzacja – powyższe prowadzi do ograniczenia horyzontu instruktorom, realizującym dofinansowania ze środków publicznych. Nie ma się co dziwić – blady strach przed niewywiązaniem się z umowy grantowej nie pozwala na luźniejszą interpretację jej warunków. Kończyć się to może tym, że skarbnik czy komendant hufca skupia się bardziej na procedurze niż na merytoryce działalności dofinansowywanej.

Projektów do zrealizowania robi się za dużo, a żaden z nich nie odpowiada potrzebom środowiska

Bezcelowość – największy z naszych grzechów. Jasne, który komendant hufca nie chciałby mieć jak najwięcej pieniędzy? Problem pojawia się, gdy projektów do zrealizowania robi się za dużo, ale żaden z nich nie odpowiada potrzebom środowiska. A każdy projekt nakłada swojego rodzaju obowiązki, jak minimalna liczba beneficjentów zaplanowanych aktywności, czy liczba zorganizowanych przez nas wydarzeń. I wtedy następuje niezręczna sytuacja – przed publicznym partnerem trzeba przyznać, że nie jesteśmy w stanie przejeść pieniędzy z projektu, bądź sprostać jego wymaganiom. A wtedy instytucja może być mniej chętna do udzielenia wsparcia wtedy, gdy pomocy będziemy potrzebować naprawdę. Ile byśmy zaoszczędzili sił i środków, gdyby pozyskiwane dofinansowania rzeczywiście odpowiadały potrzebom zapisanym w planach pracy środowisk? Odpowiedź brzmi: dużo, ale drużynowi musieliby się naprawdę przykładać do pisania planów pracy, a komendy do zapoznawania się z nimi.

Polityka – ostatecznie potencjalnie najsłabszym argumentem, ale który może działać na naszą niekorzyść, to brak oddzielenia mechanizmu rozdzielania środków publicznych od czynników politycznych. A od zrobienia sobie zdjęcia z okazji przyznania dofinansowania, do skojarzenia z legitymowaniem wszystkich działań konkretnej partii politycznej (jak ZHP popiera politykę partii…! – wpisz cokolwiek), może być bliżej, niż nam się wydaje.

Ostrożnie

Jednocześnie przyznaję się do korzystania ze środków publicznych w ostatnim roku

Czy brzmię, jak hipokryta, punktując wady pozyskiwania środków publicznych, a jednocześnie przyznając się do korzystania z nich w ostatnim roku, na przykład z programu ROHIS? Nie mniejszy hipokryta niż osoby krytykujące program 500+, a mimo to korzystające z niego. W tej sytuacji – jeśli program już się dzieje i nie mam wpływu na jego przebieg, chciałbym mieć pewność, że środki będą wykorzystane maksymalnie efektywnie.

Nie chciałbym demonizować każdego rodzaju środków, które dysponowane są przez administrację publiczną do wydania na dbanie o dobro wspólne. Jednak powyżej wskazane wady wciąż sprawiają, że chętniej skłaniałbym się do współpracy z sektorem prywatnym, nawet za cenę niższego przychodu do kasy drużyny czy szczepu.

 

Polecam artykuł z portalu ngo.pl, który zainspirował mnie do tego felietonu: Pieniądze dla NGO. Narodowa zrzutka na NGO?

 

Przeczytaj też:

Jacek Grzebielucha - były drużynowy 7 GIDH "Keja", Komendant Szczepu Szturwał, sercem w Chorągwi Gdańskiej - ciałem we Wrocławiu. Prawnik i potencjalny urzędnik, pasjonat za dużej liczby rzeczy. Znawca memów.