Pisane nad Wisłą

Wojciech Sidorowicz / 28.10.2018

Harcerstwo to trudna rzecz. Trochę dlatego, że chcemy poświęcić mu całe swoje życie, choć niekoniecznie powinniśmy to robić. Mamy poczucie obowiązku,  chociaż warto, byśmy o tym poczuciu czasem zapomnieli i pomyśleli o sobie.

Siedzę nad Wisłą, wpatrując się w zamek na Wawelu po jej drugiej stronie. Myślę o wychowaniu swojego następcy. O tym, że to zadanie jest niemożliwe do wykonania. I myślę też o tym, jak wiele tracimy, nieumiejętnie robiąc coś dla innych. Mnie w tym momencie nie jest łatwo. Trochę zazdroszczę królewskiej sukcesji.

Nigdy nie wiązałem swojej harcerskiej drogi z rolą komendanta hufca

Trochę ponad rok temu podjąłem decyzję, która znacznie wpłynęła na moje dotychczasowe życie. Postanowiłem zostać komendantem hufca. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie kilka faktów: mam 23 lata, nigdy nie wiązałem z tą rolą swojej harcerskiej drogi, nie byłem członkiem komendy hufca, nikt mnie do tej funkcji nie przygotował, na co dzień mieszkam, studiuję i pracuję w Krakowie, a hufiec jest w Kielcach. Więc dlaczego?

Hufiec Kielce-Południe jest młody, ma zaledwie czternaście lat. Tworzy go kadra tak samo młoda. Budując  kilkanaście lat temu nowe środowisko, chcieliśmy, by ten hufiec był wyjątkowy, profesjonalny, stawiający na jakość harcerskiego działania. Kadra instruktorska poddała także pod wątpliwość, czy czteroletnia kadencja nie jest za długa. I tak mamy przyjętą niepisaną zasadę, że komenda hufca formowana będzie na dwa lata. Bo łatwiej jest podjąć świadomą decyzję o poświęceniu swojego życia na taki okres niż na długie cztery lata. Ale czy cokolwiek przez ten czas można zrobić?

Przyjechałem specjalnie z Krakowa, by podjąć dyskusję. Zawiodłem się

W maju albo w czerwcu ubiegłego roku wziąłem udział w spotkaniu, na które Piotrek – ówczesny komendant – zaprosił drużynowych i instruktorów. Mieliśmy rozmawiać o przyszłości hufca, o kierunkach rozwoju, a przede wszystkim o tym lub o tej – następcy lub następczyni Piotrka. Spotkanie bardzo ważne. Przyjechałem specjalnie z Krakowa, by podjąć dyskusję. Zawiodłem się. Na niezwykle malowniczym tarasie klasztoru na Karczówce spotkałem się tylko z garstką spośród kilkudziesięciu osób tworzących instruktorską wspólnotę (sic!). A przecież po wakacjach mieliśmy wybrać nowe władze. Trochę porozmawialiśmy, na ile się dało. Ale komendanta ani widu, ani słychu.

Minął rok odkąd pełnię funkcję. Wydałem przez ten czas kilkadziesiąt rozkazów, podpisałem kilkaset pism i faktur, kilka razy założyłem mundur, byłem komendantem obozu hufca. Spędziłem tysiące kilometrów w podróży na trasie Kraków-Kielce, jadąc wypełniać, jak najlepiej potrafię swoje obowiązki. Z poczucia obowiązku. Dzisiaj czuję, że jestem bardzo zmęczony. Przez ostatni rok uczyłem się codziennie swojej funkcji. Nagle stałem się szefem dla swoich rówieśników i także starszych kolegów i koleżanek. Musiałem poznawać mechanizmy, które tworzą naszą organizację, zderzyć się z ogromem formalności i okropną „grą polityczną” uprawianą w mojej chorągwi. Jako jeden z dwóch instruktorów w hufcu niemający przynależności do żadnego ze szczepów (a Kielce-Południe szczepami stoi), podjąłem się zadania zbudowania wspólnoty, której zawsze mi brakowało. Dzisiaj doskonale wiem, że muszę się nieźle nagimnastykować, by przekonać moich rówieśników do decyzji, która podjęta przez starszego komendanta, przyjęta byłaby dużo szybciej i łatwiej. Oczywiście tutaj można powiedzieć, że tak po prostu to wygląda i musisz sobie, Wojtku, z tym radzić. A ja właśnie przestałem sobie radzić. Przestałem mieć siłę.

Coraz większe mam wątpliwości dotyczące właśnie wychowania następcy

A powodem jest to, że swoją funkcję objąłem z marszu, nie będąc do niej wcześniej przygotowanym. A przecież za rok nieformalnie kończy się moja kadencja, więc wiele nie uda się już zdziałać. Jak to wtedy będzie? Nie chcę, żeby powtórzyła się sytuacja sprzed kilkunastu miesięcy i hufcem znowu będzie kierował ktoś tylko dlatego, żeby zapewnić ciągłość pracy, tylko z poczucia obowiązku. Nie wiem, kogo mógłbym wychowywać na swojego następcę. Może szukam za daleko? Może powinienem kogoś namawiać do wzięcia tej roli? Tylko czy tak to powinno wyglądać? I czy powinno być tak, że takie funkcje pełnią dwudziestoletni instruktorzy? I jeszcze jedno: Zobowiązanie Instruktorskie składa się raz i towarzyszy nam ono przez kolejne stopnie, funkcje, zadania w organizacji. Coraz większe mam wątpliwości dotyczące właśnie wychowania następcy. Czy na wszystkich funkcjach jest to realne?

Dzisiaj, marznąc nad Wisłą, w głowie kołacze mi się jeszcze jedno pytanie, abstrahujące od myśli o dalszym istnieniu hufca, a dotyczące tylko mnie samego: czy w harcerstwie, jeśli nie mamy na coś siły, powinniśmy to robić? Po tym roku czuję, że moje miejsce w organizacji się kończy. Że to, co kiedyś dawało sens mojej codzienności, dzisiaj staje mi się coraz bardziej obce. Warto pomyśleć o tym, co zrobić, by do takich scenariuszy nie dopuszczać w przyszłości.

Służba!

 

Chcesz podzielić się swoim zdaniem? Napisz do nas na [email protected].

 

Przeczytaj też:

Wojciech Sidorowicz - harcmistrz, komendant Hufca ZHP Kielce-Południe, instruktor zespołu harcerskiego WWM GK ZHP, konferansjer i student dziennikarstwa