Po co to wszystko?

Andrzej Walusiak / 10.02.2019

Moja historia w wędrownictwie obejmowała trzy etapy. Z jakiegoś powodu zdarzyło się tak, że moja wędrownicza przygoda zawsze dosyć mocno kręciła się wokół Watry.

Pierwszym etapem był naramiennik wędrowniczy, który kupiłem w składnicy i przyczepiłem na tablicy nad biurkiem. W przeciwieństwie do przedmiotów z piosenki nie miał być wspomnieniem, a planem na przyszłość. Wisiał tak pewnie ze dwa lata, zanim plan przeszedł do realizacji.

Drugi etap to jedno z pierwszych posiedzeń komendy hufca, do której dopiero co przystąpiłem. Zastanawialiśmy się, w czym powinniśmy wesprzeć środowiska. Ktoś powiedział, że w tworzeniu gromad zuchowych. Odpowiedziałem na to, że gromad zuchowych mamy sporo, ale drużyn wędrowniczych jedną i ja na przykład bym chciał, żeby ktoś mi pomógł założyć kolejną w swoim środowisku. Informacja ta później trafiła do innego instruktora mojego hufca, który przygotował i zrealizował program przekazujący wiedzę na temat wędrownictwa w środowisku, które nigdy z tym nie miało styczności.

Ostatnim etapem zarówno programu, jak i mojego prawdziwego początku działania z tą metodyką był udział w Wędrowniczej Watrze 2008.

Wędrownicza Watra była miejscem, które zmieniło moje życie

Z jakiegoś powodu zdarzyło się tak, że moja wędrownicza przygoda zawsze dosyć mocno kręciła się wokół Watry. Na początku moim głównym celem było uczestnictwo naszej drużyny w tej imprezie. Rok później organizacja trasy. Później Watra stała się dla mnie miejscem, gdzie mogłem spędzić czas z ludźmi z redakcji Na Tropie w analogowy sposób. Przez całą resztę roku te osoby znałem tylko z komunikatorów internetowych i skrzynek mailowych. A na koniec, w szczytowym momencie mojej działalności harcerskiej, Watra stała się imprezą do zorganizowania i jednym z ostatnich wyzwań przed moją przerwą w działalności w ZHP.

Nie byłem na wielu watrach. Nie uczestniczyłem w początkach tej imprezy. Najwięcej razy oglądałem ją z boku, nie będąc w nią bezpośrednio zaangażowany. A jednak Wędrownicza Watra była miejscem, które zmieniło moje życie. Nie tylko harcerskie, ale wpłynęła też istotnie na to zawodowe. Nie byłbym teraz tu, gdzie jestem, gdybym w 2008 roku nie pojechał na ten zlot.

Przewrotnie jednak napiszę, gdzie Watra się nie zmieniała

Radek chciał, żebym się zastanowił i napisał, jak zmieniała się ta impreza w kolejnych latach. Wszyscy lubimy taki historie. Zmiana, rozwój, ciągły ruch. Albo odwrotnie, dawniej to były czasy, teraz nie ma czasów, są Toi Toie i samorozstawiające się namioty. Trochę przewrotnie chciałbym jednak wam powiedzieć, gdzie Watra się nie zmieniała. I to mimo tego, że w okresie mojego przewodzenia tej imprezie przeszła dosyć dużą ewolucję. Teraz przechodzi kolejną. Ale nadal nie zmienia się w jednym miejscu, które jest najważniejsze.

Wędrownicza Watra to nie tyle impreza, co społeczność. Jedyna taka okazja, żeby móc tę społeczność zobaczyć, obserwować i do niej dołączyć, to tam pojechać. Ludzie z całego kraju spotykają się, poznają, mieszają ze sobą, doświadczają swojej różnorodności. To ich spaja, tworząc niesamowite wydarzenie. I moglibyście powiedzieć, że taka społeczność to każdy zlot. I mielibyście rację. Ale mało, który zlot przez lata zbudował tak ogromną grupę ludzi, którzy chcą spędzać ze sobą czas i dzielić doświadczenia.

Jasne, ta grupa się zmienia. Część ludzi wypada, część się starzeje. I pewnie nie zbierze się na Wędrowniczej Watrze 2019 trzech osób, które by były na tej pierwszej dwadzieścia lat temu. Ale jestem pewien, że gdyby ci ludzie pojawili się tam, wciąż czuliby się dobrze. Bo nadal przy ognisku grano by w kółko te same melodie na lekko niedostrojonych gitarach. Wciąż w ciemności wpadałyby na siebie pozornie przypadkowe osoby, żeby po oświetleniu sobie latarką twarzy wykrzyknąć z radością: o cześć! Co ty tu robisz?! A w kawiarenkach dalej ustawialiby się ludzie po ciepłą herbatę, chcąc trochę się rozgrzać w czasie zimnych już na koniec lata nocy.

Ludzie są wyjątkową wartością Watry

To po co nam ta Watra? Warto zobaczyć Częstochowę? Jasne, ale możesz tam jechać zawsze. Ciekawe zajęcia? Pewnie sporą część lepiej by ci się organizowało samemu. Spanie pod namiotem? Spędzasz pod namiotem miesiąc rocznie. Tych wszystkich ludzi jednak tam wtedy nie ma. Nie spotkasz ich naraz nigdzie indziej. I nie będziecie razem gotować obiadu, potykać się o linki i czekać razem w kolejce. Ludzie są wyjątkową wartością Watry. Jedynym w swoim rodzaju doświadczeniem, którego nie przeżyjesz nigdzie indziej.

Twoja harcerska przygoda nie musi zahaczać o Watrę, żeby była wartościowa. Środowiska i poszczególni ludzie mają różne potrzeby. Ale wiedz, że nie chcesz, żeby cię to ominęło. Wiem, że ja bym za nic nie chciał!

Pisałem na początku, że zmieniła mnie Watra? Zmieniła. Na lepsze. Nie impreza, ale ludzie, którzy ją tworzyli.

 

Przeczytaj też:

Andrzej Walusiak - z wykształcenia inżynier towaroznawstwa. Zawodowo w agencji reklamowej. Fan fotografii analogowej i autor fotobloga walusiak.art. Kiedyś członek Rady Naczelnej ZHP i hufcowej KSI, był drużynowym 101 Poznańskiej Drużyny Wędrowniczej i komendantem Wędrowniczej Watry w 2014 i 2015 roku.