Rozmowa z Niezwyczajnym
Krzysztof Kasperek jest tegorocznym Niezwyczajnym w kategorii harcerska służba. Porozmawialiśmy z nim nie tylko o służbie, ale także o wychowaniu blisko natury i o tym, co w wędrownictwie wymaga jeszcze naprawy.
W opisie twojej nominacji można przeczytać o założeniu drużyny wędrowniczej, obozie na Islandii i służbie na rzecz jej środowiska, a po powrocie wydaniu poradnika przy współpracy z ambasadą w Reykjaviku. Robi wrażenie, ale to pewnie nie wszystko?
To zdecydowana większość, jednak nie wszystko. Wyszliśmy z założenia, że chcemy pełnić służbę za granicą, ale w naszym kraju też jest wiele problemów, z którymi musimy się zmierzyć, dlatego podjęliśmy służbę w hospicjum. Do tego doszedł znak służby kulturze. Chcieliśmy jako drużyna specjalizować się w dziennikarstwie, więc raz na dwa miesiące wydawaliśmy magazyn, w którym pisaliśmy między innymi o służbie na Islandii. Staraliśmy się w ten sposób wspierać kulturalny aspekt rozwoju wędrownika.
Jak działać, by robić służbę dobrze?
To jest niezmiennie trudny temat. Służba nie musi być na Islandii, nie musi być w Gruzji. Służba lokalna, długoterminowa i przemyślana też przynosi pożyteczne efekty. Powinna być zresztą w wędrowniczej pracy podstawą.
Na kursach drużynowych i kursach instruktorskich służba często jest traktowana po macoszemu
Dlaczego więc nie zawsze jest?
Na to składa się wiele czynników. Na kursach drużynowych i kursach instruktorskich służba często jest traktowana po macoszemu. Poświęca się jej tylko jedne zajęcia, często teoretyczne. Instruktorzy, którzy sami nigdy nie przeżyli dobrej służby, nie będą potrafili wprowadzić jej w życie w pracy z drużyną. To jest jedna z diagnoz. Drugi aspekt to brak świadomości, że czasem pomagając, możemy wcale nie pomóc. Są takie sztandarowe przykłady jak jednorazowa wizyta w domu dziecka. Wędrownicy poczują się dobrze, że komuś pomogli, ale po wyjściu stamtąd, jeśli drużyna więcej tam nie wróci, to te dzieci znowu zostają oszukane. Ich największy problem, z którym muszą się mierzyć, czyli poczucie więzi i budowanie relacji zostanie spotęgowany. Coś tu zostało po prostu nieprzemyślane.
Powróćmy do pytania, co zrobić, by było dobrze?
Można zrobić wiele świetnych rzeczy, jeśli są odpowiednio przemyślane. Dawajmy ludziom wędki, a nie ryby, ale zmieniajmy też ich mentalność na wędkarzy. Najważniejsze jest zdiagnozowanie potrzeb. Zdarza się, że rozmawiamy z instytucjami i one mówią, że możemy przyjść coś tam zrobić, ale nie mówią o swoich potrzebach. Jeśli więc chodzi o to, żeby po prostu przyjść coś zrobić, bo to fajne, to rezygnuję z takiego miejsca.
Znak służby będzie dobrym rozwiązaniem?
Znaki służby to jedno, ale ja polecam też Odznakę Skautów Świata, którą w tym roku realizujemy z drużyną. To jest bardzo dobry instrument do pracy wędrowniczej. Mamy wówczas możliwość spotkania się z ekspertami, którzy pomogą nam odkryć problemy lokalne i globalne, dołączamy do większej społeczności, co jest też bardzo fajne. Ważne jest też zagadnienie jak prowadzić pracę ze znakiem służby, żeby to było naturalne. Wydaje mi się , że trzeba na początek zdiagnozować potrzebę okolicy, wzbudzić w wędrownikach chęć i poczucie, że to ma sens, że daje też radość, bo wtedy ta służba będzie przynosić efekty. Wiem jak to działa, bo poczułem to na własnej skórze na Kubie i na kursie kadry kształcącej Ręki Metody. Nie traktujesz tego wtedy jako kolejnej odznaki, ale jako taką potrzebę serca. Umiejętność wzbudzenia wśród wędrowników takiej potrzeby i wrażliwości społecznej, to jest najważniejsze. To na początek, ale potem trzeba też usiąść i zaplanować, co dalej.
Jak zdiagnozowaliście potrzeby w przypadku obozu na Islandii?
To jest ciekawa historia a propos diagnozowania. Przez długi czas byliśmy przekonani, że problemem tam jest kwestia mniejszości polskiej. Polaków jest na Islandii około 30 tysięcy, a wszystkich mieszkańców 300 tysięcy. Dużo o tym czytaliśmy i rozmawialiśmy, ale w którymś momencie stwierdziliśmy, że to nie jest największy problem tego miejsca. Większym problem jest ochrona środowiska. Wyspa za 5 lat nie będzie wyglądać tak jak teraz. Rozmawialiśmy z wieloma osobami, które to potwierdziły. Jak przyjechaliśmy na Islandię okazało się jednak, że nie było żadnych śmieci, a polityka ochrony środowiska w krajach skandynawskich jest na wysokim poziomie. Problem był inny, niż się spodziewaliśmy, więc postanowiliśmy przewartościować to, co planowaliśmy zrobić. Problemem była tak naprawdę odpowiedzialna turystyka. Ludzie wchodzą tam, gdzie nie powinni, zadeptują wyspę, robią rzeczy nieodpowiedzialne, jak zbliżanie się do gejzerów o bardzo wysokiej temperaturze. Przez te dwa tygodnie obserwowaliśmy ludzi, robiliśmy fotografie, patrzyliśmy jak się zachowują, sami dawaliśmy przykład. Na koniec podjęliśmy decyzję, że najlepsze będzie wydanie publikacji dotyczącej odpowiedzialnej turystyki oraz tego, jak zachowywać się za granicą – z jakich korzystać usług lokalnych, jak efektywnie się poruszać na szlakach górskich stosując się do etyki środowiskowej i ruchu Leave No Trace.
We współpracy z Ambasadą RP w Reykjaviku stworzyliście poradnik Islandzkie ABC. Od początku chcieliście dotrzeć do ambasady czy, jak to czasem bywa, tak się złożyło?
Od początku mieliśmy plan odwiedzić ambasadę. Rozmawialiśmy z panem ambasadorem, który okazał się być cudownym człowiekiem. Przyjął nas na noc przed wylotem w Reykjaviku, spaliśmy w jego rezydencji, gdzie odbyliśmy wspólne rozmowy, razem zjedliśmy kolację. Wiedzieliśmy, że chcemy wydać taką publikację, żeby każdy kto po nas przyjedzie wiedział jak się zachować. Ona właściwie tyczy się też Tatr Polskich czy Bieszczad, czy krajów Azji, wielu miejsc, gdzie świadomość odpowiedzialnej turystyki jeszcze nie jest na odpowiednim poziomie.
Kiedyś przeczytałam, że mieszkanie na Islandii wymaga silnego charakteru. To faktycznie jest tak surowa wyspa?
To zależy, jak kto się potrafi przystosować. Jakbyś zapytała moją przyboczną, czy niektórych, którzy byli tam z nami, to pewnie by powiedzieli, że to ich miejsce na ziemi. Dla mnie jest to jednak surowa wyspa. W Reykjaviku, który jest właściwie jedynym dużym miastem, odbywają się wszystkie wydarzenia w kraju. Reszta miasteczek czy wiosek to głównie miasta rolnicze, hoduje się owce, łowi się ryby. Uciążliwa bywa też pogoda, która co pięć minut się zmienia, z deszczu w słońce, a nawet śnieg. Co chwilę coś innego. Nie są to przyjazne warunki. Ciężko też się żyje nie mając auta, bo komunikacja jest ograniczona. Sama Islandia to przepiękne widoki, romantyczna sceneria, warto poznać kulturę nordycką, o której mało się mówi, ale jako miejsce do życia to przepaść jeśli chodzi o kraje Europy Środkowej.
Jeśli pozwolisz chciałabym zapytać o to, czym zajmujesz się poza harcerstwem?
Bardzo bliska jest mi idea skandynawskiej edukacji, a konkretnie leśnych przedszkoli, edukacji bliżej natury. Bardzo mocno przygotowuje się do otwarcia takiej placówki na Śląsku. Jestem też w trakcie pisania pracy magisterskiej o harcerskim systemie wychowania, kształcę się też w metodzie Montessori.
Kontakt z przyrodą powinien być podstawą działania wszystkich drużyn
Trafiłam w internecie na twojego bloga, gdzie piszesz o wadze kontaktu z naturą w procesie wychowania. Myślisz, że w harcerstwie też potrzebujemy bardziej o niego zadbać?
To jest duży problem. Problem społeczeństwa, ale również harcerstwa. Jesteśmy organizacją kojarzoną z lasem, ale praca śródroczna jednostek nie zawsze tak wygląda. Kontakt z przyrodą powinien być podstawą działania wszystkich drużyn. W psychologii i pedagogice obserwujemy coś takiego jak syndrom deficytu natury, większość dysfunkcji rozwojowych, zaburzeń, alergii, chorób cywilizacyjnych, czy uzależnień wynikają z braku kontaktu z przyrodą. Jest takie powiedzenie, że jeśli pomożemy pokochać coś dzieciom, to one o to będą się troszczyć. Jeśli pomożemy im pokochać naturę to będą się o nią troszczyć. Patrząc na wyzwania współczesnego świata, takie jak zmiany klimatu, to jest to niezbędne. Poza tym przyroda stwarza dla dzieci wiele możliwości. Chodzi tu o rozwój sensoryczny, który w lesie jest znakomity, uwrażliwienie na to, co otacza dziecko. Obecnie mamy coraz więcej problemów z otępieniem, z przebodźcowaniem, w lesie da się to zastopować. Wyrobić uważność i ciszę. Nie da się tego zrobić w zamkniętym pomieszczeniu, w którym jest ciągle hałas, co też wpływa na dzieci negatywnie. Za jakiś czas możemy być przygłuchym społeczeństwem. Nieprzypadkowo Baden-Powell powiedział, że harcerstwo to wychowanie metodą puszczańską.
Trzeba uświadomić wszystkich komendantów szczepów, że ich szczepy nie kończą ciągu wychowawczego
Zdjęcie zrobione po wręczeniu nagród opisałeś słowami: walczymy dalej o lepsze harcerstwo i wędrownictwo. Co twoim zdaniem wymaga jeszcze naprawy?
Jest wiele takich rzeczy. Spotkałem się z tym, że wędrownicy traktowani są tylko jako kadra do obstawiania punktów, do pomocy na imprezie. To jest największy błąd jaki można popełniać. Trzeba uświadomić wszystkich komendantów szczepów, że: hej, wasze szczepy nie kończą ciągu wychowawczego. Wędrownicy potrzebują rozwoju, potrzebują, żeby o nich zadbać, a natychmiastowe wchłanianie każdego nastolatka do kadry jest podstawowym błędem, bo on nigdy nie będzie mógł doświadczyć tego, czym jest odpowiednia służba, czym jest wyczyn i wyzwanie. Jest masa tematów do przepracowania i uświadamiania ludzi. Brakuje też dobrych kursów dla kadry wędrowniczej. Niestety zakończył się Dreamcraft, jest jeszcze Przekraczając granice, które bardzo polecam.
Która z tych rzeczy za jakie zostałeś nominowany była dla ciebie najbardziej niezwyczajna?
Cały ten rok był niezwyczajny, trochę szaleńczy. Dlatego traktuję to całościowo. Zebranie ludzi w nowej drużynie, zabranie ich na Islandię i pokazanie, że mogą to zrobić – to było niezwyczajne. Uwierzyli w swoje możliwości. Mam nadzieję, że będą wpływać na świat wokół, będą zmianą. To jest niezwyczajne.
Przeczytaj też:
Maria Korcz - drużynowa 93 Poznańskiej Drużyny Wędrowniczej, studentka ekonomii, w Na Tropie szefowa działu NaTropie Środowisk.