Trudny kontakt z drużynowym

Radosław Rosiejka / 25.06.2023

Drużynowy jest najważniejszy i ma otrzymywać wsparcie. Jednak wsparcie, wsparciu nierówne.

Kiedyś usłyszałem, że w ZHP jednego drużynowego mają wspierać trzy osoby – namiestnik, członek referatu w chorągwi oraz wydziału metodycznego Głównej Kwatery ZHP. Miało to dowodzić przerośniętej i nieefektywnej struktury.

Może byłby to dobry argument, gdyby nie to, że w metodzie harcerskiej mamy coś takiego, jak pośredniość i wzajemność oddziaływań. Nikt nie powinien oczekiwać, że te trzy wspomniane osoby będą jednocześnie i bezpośrednio wspierać jednego drużynowego. Przecież drużynowych w chorągwi jest więcej, niż osób mających ich wspierać.

Mają one sporo opcji do wyboru i tak naprawdę ogranicza je tylko wyobraźnia. Jakiś czas temu pisaliśmy, po co jest namiestnictwo.  W tym artykule mowa jest m.in. o dzieleniu się wiedzą i doświadczeniem oraz współpracy pomiędzy drużynami w hufcu, czyli o naturalnej wspólnocie. Kontakt z drużynowymi jest tam bezpośredni, a namiestnik ma bezpośredni kontakt z… referatem wędrowniczym, który go wspiera.

Taki bezpośredni kontakt bywa trudny. Trzeba mieć motywację i pomysł na wsparcie. Sam zostałem kiedyś poproszony, żeby utrzymywać kontakt ze strukturą w ramach działań w Związku i wiem, jakie to jest wymagające. Na szczęście tych osób, które należało wspierać, znaleźli się instruktorzy, którzy robili to lepiej. Dlatego mam ogromny szacunek do osób pracujących bezpośrednio z kadrą.

Jak to bywa w praktyce?

Zbyt często jednak drużynowy jest pozostawiony sam sobie – namiestnictwo nie istnieje, a kontakt z referatem jest ograniczony. Młody drużynowy nie ma śmiałości, żeby dopraszać się o wsparcie. Z drugiej strony trudno dotrzeć do każdego drużynowego, gdy działa się na poziomie chorągwi, nie wspominając już o Głównej Kwaterze. Zamiast kilku drużynowych – jak w namiestnictwie – jest ich kilkudziesięciu czy kilkaset.

Można nim ominąć niedostatki w strukturze albo we współpracy z innymi instruktorami

I nagle pojawia się on… fanpage. Rozwiązanie wszystkich problemów w pracy z kadrą. Można nim ominąć niedostatki w strukturze (brak namiestnika, referatu, czegokolwiek) albo we współpracy z innymi instruktorami, którzy mogliby przekazać dalej informację lub wiedzę. Zamiast pracować z ludźmi, którzy mają wspierać drużynowego lub przygotowywać ludzi do takiego działania, dochodzi do próby bezpośredniego kontaktu z drużynowym.

Zdecydowanie łatwiej założyć sobie peja i publikować posty. Nie trzeba martwić się tym, że nie ma np. namiestników albo tym, że osoba mająca udzielać wsparcia drużynowemu nie wykonuje swojego zadania. Przecież mamy fanpage i tam każdy może dowiedzieć się, co się dzieje i poznać przydane materiały. Omijamy niedostatki struktury.

Tym sposobem, po pierwszej fali entuzjazmu, gdy motywacja zaczyna spadać albo pojawiają się kolejne zadania, dochodzi do festiwalu repostowania z innych fanpage’y albo wpisów przypominających kronikę – spotkaliśmy się, porozmawialiśmy. Co z tego ma drużynowy –  nie wiadomo. Jeszcze później postów jest coraz mniej, aż w końcu nikt nie pamięta o takim fanpage’u. Podobnie jak o tym, że w hufcu przydałoby się namiestnik (albo inna osoba zajmująca się przez większość czasu wspieraniem drużynowych).

Do tego dochodzi jeszcze przekonanie, że tym sposobem faktycznie dociera się do drużynowych. To nic, że aby post się wyświetlił drużynowemu, trzeba polubić taki fanpage lub profil. Ewentualnie trzeba mieć znajomego, który coś skomentował. A nawet gdy już się polubi fanpage/profil to nie zawsze wyświetlą się posty. Algorytm działa tak, że gdy coś się nie klika to… jest coraz mniejsze prawdopodobieństwo, że zobaczą to kolejne osoby. Paradoksalnie, gdy coś się klika za dobrze, to algorytm sprawia, że zobaczenie tego przez jeszcze więcej osób staje się trudniejsze.

Kolejna odsłona zastępowania social mediami kontaktu z drużynowymi to postawienie w 100% na promowanie swojego wydarzenia na Facebooku i liczenie na to, że będzie komplet zgłoszeń. Czasami się udaje. Czasami bywa, że jest za mało chętnych i rajd, kurs lub warsztat, mające realnie wspierać drużynowego, się nie odbywają. Okazuje się, że bez kontaktu z innymi ludźmi w organizacji, bez poinformowania o naszym wydarzeniu w innym miejscu niż tylko w social mediach, możemy nie uzbierać wystarczająco dużo chętnych.

Wykorzystuj różne miejsce i strukturę

Nie jestem przeciwnikiem robienia wydarzeń na Facebooku oraz wykorzystywania różnych miejsc. To może fajnie wspierać i uzupełniać docieranie do odbiorców naszych działań. Sami przecież czasami piszemy o chorągwianych wydarzeniach czy rajdach organizowanych przez drużyny wędrownicze. To jest ważne i potrzebne. Wiemy jednak, że na jednym artykule się nie kończy – organizatorzy korzystają też z innych kanałów komunikacji, niż tylko Na Tropie.

Na dłuższą metę bardziej się to opłaci niż zastępowanie social mediami pracy z kadrą

I właśnie o to w tym chodzi! Żeby wykorzystywać różne miejsca i pracować ze strukturą. Nie zawsze wygląda ona tak, jakbyśmy tego chcieli. Czasami nie wszyscy się lubią, nie we wszystkim się ze sobą zgadzają, co też nie ułatwia kontaktu w ramach struktury. Ale właśnie po to ona jest – żeby docierać do odbiorców naszych działań. A jeśli struktura nie działa lub nie mamy kogoś na jakimś jej poziomie, zastanówmy się, jak to zmienić. Na dłuższą metę bardziej się to opłaci niż zastępowanie social mediami pracy z kadrą. Na końcu jest drużynowy, którego należy wspierać.

 

Przeczytaj też:

Radosław Rosiejka - instruktor Wydziału Wędrowniczego GK ZHP, przez dwa lata drużynowy drużyny wędrowniczej w Hufcu "Piast" Poznań-Stare Miasto. Lubi jeździć na rowerze i słuchać muzyki, ale nie robi tego równocześnie.