Wciąż krzyczę, ale inaczej

Instruktorski Trop / Maja Pawińska / 30.05.2021

Zamieściłam post na jednej z harcerskich grup facebookowych: hej, znacie jakieś harcerskie okrzyki? Szybko pojawił się pierwszy komentarz, zaraz drugi i kolejne. Z każdym następnym robiło się coraz ciekawiej. W pewnym momencie pomyślałam: stop, po co?

Od razu zaznaczę, że nie jestem specjalistką od skautowych tradycji. Pewien druh wytłumaczył mi, że zwyczaje skautowe, w tym przypadku okrzyki, nawiązują do plemiennych tradycji ludzi pierwotnych, głównie afrykańskich, a i nasi przodkowie lubili sobie czasami krzyknąć. Z kolei inny pisał mi o zagrzewaniu rycerzy do walki. Sama też wiem, że w naszej pracy harcerskiej okrzyki są często przerywnikiem podczas różnych występów, formą odreagowania dłuższej ciszy i skupienia uwagi. Jest to też element obrzędowy wielu zastępów czy drużyn. W różnych częściach Polski znane są różne wersje okrzyków, można nawet znaleźć te regionalne, z nazwą hufca czy środowiska, które służą do budowania tożsamości i poczucia odrębności. Okrzyki mają to do siebie, że są melodyjne, często rymowane, łatwo wpadają w ucho, łatwo zapamiętujemy ich tekst, a jeszcze łatwiej ten niekoniecznie mądry i często dwuznaczny.

Kiedy byłam harcerką, krzyczałam o cioci z Ameryki, która miała pecha i o dwóch chmurkach na wysokim niebie

Kiedyś bezmyślnie, dziś świadomie

Kiedy byłam harcerką, krzyczałam o tym, że jestem w pralce, o cioci z Ameryki, która miała pecha, o dwóch chmurkach na wysokim niebie i o wielu innych rzeczach. Po prostu krzyczałam, bo inni krzyczeli i było śmiesznie. I jeszcze się przy tym przekrzykiwaliśmy, bo wiadomo, że nasza drużyna musiała być najgłośniejsza.

Dziś, kiedy jestem już całkiem świadomą instruktorką, też krzyczę. Ale już nie o tym, że jestem w pralce. Nie krzyczę też o cioci z Ameryki, zapisaniu do chóru, spadającej kurtynie ani o dużej czekoladzie z orzechami, bakaliami czy czymś tam jeszcze. Dziś krzyczę po co?

Co więc chcemy osiągnąć, krzycząc o tej biednej cioci?

Co, gdzie i po co?

Świadomość celów to jeden z fundamentów metody harcerskiej. Wszystko, co robimy, powinno mieć swój cel i prowadzić do realizacji misji ZHP, a więc mieć aspekt wychowawczy. Jako harcerscy wychowawcy mamy przywilej kształtowania postaw i charakterów naszych podopiecznych, ale mamy też niemałą odpowiedzialność za to, co i w jaki sposób im przekazujemy. Co więc chcemy osiągnąć, krzycząc o tej biednej cioci? Czego chcemy przez to nauczyć nasze harcerki i harcerzy? Jaki jest nasz cel?

Nie twierdzę, że powinniśmy całkowicie wyeliminowali okrzyki z naszej harcerskiej pracy – daleko mi do tego! W końcu poprzez okrzyki również realizujemy pośredniość naszej metody. Uczymy rytmiki, zgrania i pracujemy z emocjami. Budujemy poczucie przynależności do grupy. Wprowadzamy pewne podstawowe zasady i reguły, na których podstawie uczymy konsekwencji, pielęgnowania zwyczajów i odpowiedniego zachowania się w sytuacji. I to jest ważne!

Z okrzykiem, tak jak z każdym innym narzędziem, należy pracować mądrze i świadomie. Niech służy jako element budujący tożsamość. Niech jest przerywnikiem. Niech jest odreagowaniem po chwili ciszy. Niech jest tym, co pozwala nam iść równo w kolumnie dwójkowej. Ale przy tym niech przede wszystkim służy wychowaniu i jest naturalnym elementem w naszej pracy.

Bum, bum, bumerang

Zdaję sobie sprawę, że w naszej organizacji nie mamy zbyt dużej plejady pozytywnych, wychowawczych okrzyków. Pójdę nawet o krok dalej – nie mamy też takiej kolekcji pląsów. I jeszcze dalej, trochę przewrotnie – może to dobrze, że nie mamy, bo nawet z tymi, które mamy, nie umiemy pracować świadomie i w dostosowaniu do rozwoju psychofizycznego dzieci i młodzieży. I to nie jest problem, który pojawił się teraz. Ten sam temat poruszyła w 2007 roku hm. Katarzyna Krawczyk w tekście Dziękuję, nie pląsam. I mam smutne wrażenie, że przez te 14 lat niewiele się zmieniło.

Narzędzie do pracy, narzędzie do zmiany

Bezmyślnie odtwarzamy to, co jest, nie zastanawiając się nawet co krzyczymy

Kiedy brakuje nam pomysłu na zbiórkę, szukamy inspiracji. Kiedy brakuje nam sprawności, tworzymy swoją. Kiedy brakuje nam pląsów czy okrzyków bezmyślnie odtwarzamy to, co jest, nie zastanawiając się nawet co krzyczymy, o czym krzyczymy i co pląsamy i czy sytuacja, w której to robimy, jest odpowiednia. Co równie ważne czy treść jest odpowiednia, czy nie jest przypadkiem zbyt infantylna, źle kojarząca się lub najzwyczajniej w świecie wulgarna. Zmieńmy to! Zorganizujmy w drużynie burzę mózgów. Zacznijmy pracować z okrzykiem jako elementem obrzędowym, a element obrzędowy powinien być przyzwoity. Niech drużyna ma swój okrzyk. Niech każdy zastęp też ma swój okrzyk! Wymyślmy autorskie okrzyki i zróbmy konkurs na najlepszy. Zainspirujmy się innymi drużynami. Zróbmy sąd nad okrzykiem. Wspólnie wybierzmy te, które chcemy powtarzać. Z tym da się pracować, serio!

Nie tylko słychać, ale i widać

Oprócz kwestii związanych ze świadomością celów i wychowawczym charakterem naszych działań, przy temacie okrzyków pojawia się także kwestia wizerunkowa.

Uroczysty apel chorągwi na rynku głównym. Prawie dwa tysiące zuchów, harcerzy i instruktorów. Wszyscy pięknie umundurowani, stoją w podkowie ósemkami (tak, tyle ich jest, że nawet rynek ich nie pomieści) w obecności sztandarów, władz. Dookoła ludzie (lokalne media, rodzice, przechodnie) robią zdjęcia i nagrywają to widowisko. Nic dziwnego – taka liczba harcerzy zawsze robi wrażenie. To też jedna z niewielu okazji w roku, kiedy faktycznie pokazujemy, ile nas jest i jakie wspaniałe rzeczy robimy. Apel trwa. Prowadzący wyczytuje hufce, które zajęły pierwsze trzy miejsca we współzawodnictwie. Wyczytuje odznaczonych instruktorów. Wszyscy oklaskują się nawzajem gromkimi okrzykami. Całości towarzyszy dumna, radość i poczucie wspólnoty – piękny, harcerski obrazek. I na tym chciałabym skończyć tę opowieść. Niestety muszę dodać, że te ósemki ułożone na kształt podkowy też krzyczą. I też o cioci z Ameryki.

Apel chorągwi można zamienić na przemarsz przez miasto, na pląsy wędrowników na peronie w oczekiwaniu na pociąg, na śpiewanie niecenzuralnych piosenek przy ognisku, na zbiórkę o Prawie Harcerskim, na cokolwiek. Tam też krzyczymy. I dobrze, niech nas będzie słychać. Tylko zanim krzykniemy, pomyślmy co, gdzie i po co krzyczymy.

Nasza instruktorska odpowiedzialność

Powinniśmy stać na straży dobrego imienia w każdym, nawet najmniejszym działaniu

Kiedy zostajemy instruktorami Związku Harcerstwa Polskiego, składamy zobowiązanie instruktorskie i wypowiadamy słowa będę dbać o dobre imię harcerstwa. Dlaczego tak chętnie to mówimy, a potem naszym osobistym przykładem świadczymy o czymś zupełnie innym? Czy to nie właśnie my powinniśmy stać na straży dobrego imienia w każdym, nawet najmniejszym działaniu i najkrótszym okrzyku? Bezmyślne powtarzanie bezmyślnych tekstów okrzyków, infantylnych pląsów z niecenzurowanym tekstem, nic nieniosących za sobą wersów piosenek nie powinno być domeną świadomych wychowawczej misji Związku Harcerstwa Polskiego instruktorek i instruktorów.

Kojarzycie tę historię o ptaszku, reliktowcu małym, Kauaʻi ʻŌʻō, który był ostatnim ze swojego gatunku i cały czas śpiewał, nawołując swoją wybrankę, bo tylko w ten sposób mógł zapewnić swojemu gatunkowi przetrwanie? (do posłuchania tutaj). Śpiewał, robił przerwy, czekał i znowu śpiewał, znowu robił przerwy i znowu czekał i tak w kółko. Możecie sobie wyobrazić, jakie jest zakończenie tej historii, ale ja nie o tym. Ptaszek śpiewał bez końca, bo widział w tym większy cel i jego śpiewanie czemuś miało służyć. I my też krzyczmy, pląsajmy i śpiewajmy! Ale z poczuciem celu.

Mowa jest srebrem, milczenie złotem, a nadmierne krzyczenie szkodzi zdrowiu i wizerunkowi.

Razem z moim szczepem przygotowaliśmy małą propozycję okrzyków i pląsów, które są złotem, i które dopasowane do wieku uczestników, nie szkodzą zdrowiu ani wizerunkowi – zapraszamy do skorzystania:

Cały czas jesteśmy powiększamy naszą szczepową, okrzykowo-pląsowej kolekcję, więc jeśli macie dla nas jakąś propozycję, chętnie się jej przyjrzymy!

 

Przeczytaj też:

Maja Pawińska - podharcmistrzyni, studentka już trzeciego programu studiów, tym razem na Uniwersytecie Jagiellońskim. Komendantka 2 Andrychowskiego Szczepu Drużyn Wodnych, od stóp do głów w promocji ZHP - w szczepie, hufcu, chorągwi i Głównej Kwaterze. Robi wszystko, by chęć posiadania kwiatowej dżungli w pokoju nie przejęła kontroli nad jej życiem.